O NAJWIĘKSZYM GŁAZIE NARZUTOWYM NA ZIEMIACH POLSKICH
Olbrzymie głazy przyniesione niegdyś przez spływające z gór Skandynawskich lodowce, znikają z powierzchni naszej ziemi. Tworzący je materiał idzie na pomniki, na schody, na budowę obór, piwnic i parkanów, na bruki miast i tłuczeń szosowy...
Giną świadkowie owego tajemniczego pod wieloma jeszcze względami i przerażającego w skutkach zjawiska ostatnich okresów dziejów ziemi, podczas trwania których lody północne pokrywały parokrotnie potężnym płaszczem wielkie obszary Ameryki Płn. i Europy, zmieniając je w nieprzebyte lodowe pustynie. Niszczeją w naszych oczach dokumenty, z których niejedno dałoby się odczytać o dziejach kształtowania się żywiącej nas dzisiaj powierzchni ziemi, giną bezpowrotnie wraz z ukrytymi w nich tajemnicami niedostępnymi jeszcze w chwili obecnej dla rozwijającej się wciąż wiedzy naszej o ziemi.
Oczywista potrzeba wieczystego zabezpieczenia od eksploatacji głazów najbardziej godnych uwagi ze względu na ich wielkość, kształt, rodzaj materiału i inne cechy szczególne już od dawna została należycie zrozumiana przez społeczeństwa oświecone. W Poznańskim np. i na Pomorzu przeprowadzona została za czasów niemieckich ochrona wielkich głazów, które posiadają charakter dokumentów naukowych, a niekiedy — pamiątek historycznych.
W Rzeczypospolitej Polskiej została powołana w r. 1920 Państwowa Komisja Ochrony Przyrody, z której organu drukowanego p. t. „Ochrona Przyrody” dowiadujemy się o usiłowaniach zabezpieczenia w Polsce szeregu zabytków przyrody ożywionej i nieożywionej.
Dowiadujemy się stamtąd o obywatelskim stosunku do sprawy ochrony zabytków przyrody jednostek, ponoszących niekiedy wielkie ofiary (w stosunku do swych możności materialnych) aby uchronić jakiś zabytek od zniszczenia i zabezpieczyć go dla tych, którzy przyjdą po nas. Ci obywatele Rzeczypospolitej, niezdolni do mierzenia czasu i przestrzeni dookoła siebie jedynie pojemnością własnego żołądka i kieszeni, tworzą sobie jednocześnie trwałe pomniki w pamięci oświeconej części narodu.
Mamy jednak i takich, jak p. Berek Fischman, który systemem gospodarki rabunkowej wycina resztki ginących lasów cisowych i nie czuje hańby i wstydu, ogradzając swe domostwa sztachetami wydzieranych ziemi polskiej ostatnich jej cisów! Czy to nie jest równoznaczne z czynami najeźdźców, których nic nie wiązało z naszą ziemią, krom drapieżnej chęci wyssania z niej ostatnich soków—czy to nie jest pewien rodzaj okupacji ziemi polskiej i jej skarbów, które winny stanowić własność całego narodu?!
Te uwagi treści ogólnej uważałem za stosowne umieścić na wstępie do wiadomości O największym w obrębie Rzpltej głazie. Głazowi temu bowiem, częściowo już uległemu eksploatacji, grozi zniszczenie.
Głaz, któremu jest poświęcony artykuł niniejszy, znajduje się w odległości 50 km. w kierunku południowo-zachodnim od Warszawy. Położony jest on wśród utworów morenowych w pobliżu folwarku Zawady, przy trakcie bitym z Mszczonowa do Tomaszowa Rawskiego (w odległości około 7 km. od Mszczonowa), w dobrach p. Antoniego Górskiego.
Głaz ten pierwotnie był mało widoczny na powierzchni ziemi, lecz przeszkadzał orce, będąc położonym wśród pól uprawnych. Postanowiono wtedy ową przeszkodę odkopać i usunąć. I cóż się okazało? Oto powierzchnia głazu wciąż rozszerzała się, w miarę usiłowania obkopania go wokoło; wreszcie obnażono jego boki w wykopie, przekraczającym 3 m. głębokości. Okazało się, że głaz miał około 40 m. obwodu.
W celu porównania wielkości tego głazu z innymi, znanymi i chronionymi u nas podaję, że największy głaz wielkopolski (Kamień „św. Jadwigi” w Jedlcach, pow. Pleszewski) posiada 22 m. obwodu, największy zaś głaz pomorski („Diabelski kamień” w Borach Tucholskich, pod Gródkiem nad Wdą) ma 25 m. obwodu. Głaz pod Zawadami znajduje się wewnątrz wykopu; część jego spodnia o nieznanych jeszcze rozmiarach tkwi w głębi ziemi.
Część odkopaną poddawano parokrotnie eksploatacji na piedestały figur przydrożnych schody i t. p. W roku bieżącym starostwo Skierniewickie, kierujące budową gmachu sejmiku powiatowego w Skierniewicach, zakupiło 17 schodów około 2-metrowej długości, które są obecnie wykonywane z tego głazu. Załączona fotografia przedstawia głaz przed eksploatacją dokonywaną w roku bieżącym i ubiegłym. Wówczas część obnażona głazu miała około 3 m. wysokości.
Ryc. 117. Głaz w Zawadach przed eksploatacją w r. 1924 i 1925 |
Kształt głazu jest nieregularny. Bok zwrócony ku zachodowi tworzy ściana ciosowa prawie płaska, posiadająca długość około 15 m. Inne boki wskutek eksploatacji utraciły wygląd pierwotny. W pewnej ich części od strony północno-wschodniej widoczne są na powierzchni wygładzonej rysy lodowcowe.
Barwa skały na świeżym przełomie — prawie biała. Uwarstwienie — ledwie widoczne. Skałę tworzy średnioziarnisty, zbity piaskowiec kwarcowy, o ziarnie przeważnie ostrokanciastym, spojonym lepiszczem krzemionkowym, występującym w niewielkiej ilości.
Materiał, z którego głaz jest utworzony, okazał się odpowiednim do wyrobu większych monolitów, co podnosi jego wartość materialną i grozi zupełną zagładą temu niezwykłemu olbrzymowi. W skale tworzącej głaz nie znajdujemy wyraźnych skamieniałości, mogących dopomóc do określenia jej wieku i warunków tworzenia się. Do dnia dzisiejszego pozostaje nierozstrzygniętym pytanie: skąd głaz ten został przywleczony przez lodowiec?
Polskie Tow. Krajoznawcze od pierwszych lat swego istnienia zajmowało się ochroną zabytków przyrody. Dziś, pomimo istnienia urzędu państwowego powołanego do pracy w tym zakresie, roli Towarzystwa nie można uznać za skończoną.
Polskie Tow. Krajoznawcze, jako organizacja ludzi miłujących ziemię własnego narodu, musi wziąć czynny udział w sprawie ochrony przyrody w zakresie większym, niż dotychczas. Niechże obowiązek każdego członka Towarzystwa czuwania nad całością i bezpieczeństwem zabytków i osobliwości krajowych nie będzie jedynie formalnym: Członkowie Towarzystwa Krajoznawczego powinni tworzyć społeczną straż zabytków i pamiątek krajowych, która, będąc w ścisłej łączności z organizacjami państwowymi, współdziałałaby w propagowaniu idei ochrony i zapobieganiu niszczenia tych skromnych resztek przyrody pierwotnej, które jeszcze dotrwały do dni naszych. Za całość tych nieocenionych szczątków jesteśmy przecież odpowiedzialni wobec następnych pokoleń polskich i wobec całego świata cywilizowanego. Pamiętajmy, abyśmy nie zasłużyli na miano pół oświeconych barbarzyńców.
Akcja zapoczątkowana przez Towarzystwo Krajoznawcze w celu wykupienia resztek pierwotnego stepu nad Dniestrem, poczyna dawać rezultaty wzbudzające otuchę. Oto dzieci jednej ze szkół przygotowawczych warszawskich zebrały wśród siebie na ten cel poważniejszą kwotę. Nie o sumę pieniędzy jedynie tu idzie, lecz o czyn społeczny, o czyn wychowawczy w stosunku do siebie samych i względem... starszego pokolenia. Nie pierwszy to raz we współczesnym życiu polskim, w zakresie mniejszym lub większym, czyste uczucie dziecka rzucone na jedną szalę doprowadza do przeważenia tej innej, obciążonej zwątpieniem i wyrachowaniem. Te dzieciaki, z których najstarsze ma lat około jedenastu, słyszały już coś o dawnych stepach Ukrainy, uchwyciły być może wraz z nutą zapominanych dziś szumek i dumek, echa tradycji romantyzmu polskiego i epopei Sienkiewiczowskich, te dzieci, które dziś uczą się szanować szatę roślinną okolic Warszawy, rozumiejąc, że rwanie bezmyślne pąków kwiecia jest czynem złym, niespołecznym, te dzieciny żywo odpowiedziały na opowieść nauczycielek o niebezpieczeństwie, grożącym ostatnim resztkom stepów naddniestrzańskich. Czy dzieci naszych szkół nie zdołałyby wykupić od zniszczenia największego głazu Rzeczypospolitej Polskiej?
Te dzieciaki, z których najstarsze ma lat około jedenastu, słyszały już coś o dawnych stepach Ukrainy, uchwyciły być może wraz z nutą zapominanych dziś szumek i dumek, echa tradycji romantyzmu polskiego i epopei Sienkiewiczowskich, te dzieci, które dziś uczą się szanować szatę roślinną okolic Warszawy, rozumiejąc, że rwanie bezmyślne pąków kwiecia jest czynem złym, niespołecznym, te dzieciny żywo odpowiedziały na opowieść nauczycielek o niebezpieczeństwie, grożącym ostatnim resztkom stepów naddniestrzańskich.
Czy dzieci naszych szkół nie zdołałyby wykupić od zniszczenia największego głazu Rzeczypospolitej Polskiej? Na głazie tym winien by wówczas być wyryty napis: Nauce Polskiej — od Dzieci Polskich. Niech dzieci zrobią to, czego my nie umiemy. Niechże to najmłodsze pokolenie przyzwyczaja się liczyć na siebie, niech od początku buduje tę nową, swoją Polskę.
Polskie T-wo Krajoznawcze w dn. 26.V r. b. zwróciło się do p. Antoniego Górskiego z zapytaniem, czy nie zdecyduje się głazu sprzedać i za jaką cenę. Na list ten dotychczas odpowiedzi nie otrzymano. (Red.)
Stanisław Małkowski, Ziemia, 1926, R. 11, nr 12