Tragedia Podbiegunowa

 

TRAGEDIA PODBIEGUNOWA

  

Rozbitkowie ,,Italii" t. zw. grupa Viglieri wraz z kapitanem szwedzkim Lundborgiem, który, pragnąc ratować rozbitków, wylądował na krze lodowej i z powodu poważnego uszkodzenia aparatu musiał wraz z nimi pozostać aż do chwili nadejścia łamacza lodów ,,Krasina" który całą grupę wraz z dzielnym Lundborgiem zabrał na swój pokład. Fotografia nasza przedstawia kapt. Lundborga (na pierwszym planie) oraz członków grupy Viglieri, siedzących na przewróconym aparacie lotniczym w pobliżu ,,czerwonego namiotu".

Grupa Viglieri przy swej radiostacji ustawionej w pobliżu czerwonego namiotu. Od lewej ku prawej: prof. Behounek, Beagi i Viglieri, który po uratowaniu gen. Nobile go objął kierownictwo grupy.

Bohaterski lotnik szwedzki, kapitan Lundborg, dostarczył światu dokumentów do tragedii podbiegunowej gen. Nobile i towarzyszów jego niedoli. Obiektyw aparatu fotograficznego uchwycił i utrwalił to, o czym mówiła nam dotychczas wyobraźnia. Od chwili, kiedy nastąpiła katastrofa ,,Italii" i kiedy wieść o tern dotarła do Europy, widzieliśmy przed sobą nieobjętą pustkę lodowo-śnieżną a wśród niej garść ludzi, skazanych na mękę zimna i głodu, odpędzających siłą woli śmierć: która zaglądała im w oczy, i oczekujących na pomoc.

Przez szereg dni nie było o nich i od nich żadnej wieści. Aż oto pewnego dnia całą kulę ziemską obiegła wiadomość, że rozbitkom udało się nawiązać za pomocą radiotelegrafu rozmowę z kontynentem. Dowiedzieliśmy się wówczas pierwszych szczegółów o losie nieszczęsnej wyprawy i jej uczestników. Do szczegółów tych powoli przybywały coraz nowe. Komunikacja między główne mi ośrodkami życia europejskiego a samotną krą lodową, pędzoną przez prądy morskie ku nieuniknionej zagładzie, była już ustalona, dzięki tej prostej konstrukcji antenom, wbitym w śnieg, które widzimy na fotografii. Tak wyglądała najsławniejsza dzisiaj na świecie stacja radiotelegraficzna. Gdyby nie ona, gdyby nie ten genialny wynalazek, zwyciężający przestrzeń, o odnalezieniu załogi ,,Italii" nie mogłoby być mowy. Zginęliby wszyscy z głodu i zimna, rozszarpani i pożarci przez białe niedźwiedzie, które już nacierały na schronisko rozbitków. Jeżeli stało się inaczej, jeżeli można było odnaleźć miejsce ich pobytu, wysłać na to miejsce aeroplany, zrzucić dla nich żywność i broń, a potem kolejno uratować tych, którzy przy życiu zostali, to cała ta, zorganizowana tak świetnie i przeprowadzona tak umiejętnie i tak po bohatersku akcja, którą zapiszą dzieje ludzkości w rocznikach swojej największej chwały, oparła się o te dwie proste i wątłe anteny, gnące się pod huraganem wichrów północy a jednak spełniające swoją wielką służbę wytrwale i bez zarzutu. Geniusz ludzki święci tu więc swój nowy triumf, swoje nowe zwycięstwo w walce z naturą. Na pytanie: kto silniejszy? brzmieć już może zuchwała odpowiedź: człowiek. On zwyciężył przestrzeń. On wydarł przyrodzie podbiegunowej jej, zdawało się, już niewątpliwe łupy.

Zwycięstwo to osiągnięte zostało jednak ogromnym wysiłkiem, ogromną ofiarą i poświęceniem. W akcji ratunkowej wzięły udział Szwecja, Norwegia, Rosja, Francja i Włochy. Zorganizowano ogromnym kosztem (w przybliżeniu 200 000 zł. kosztował każdy dzień!) szereg ekspedycyj polarnych, na których czele stanęli dzielni marynarze, dzielni lotnicy i dzielni uczeni. Akcja ta okupiona została domniemanym zgonem wielkiego Amundsena, nieustraszonego podróżnika i 
niepożyty
ch zasług badacza. Ocaliła jednak tych, których mogła ocalić.

Z dzienników znamy przebieg tej akcji. Relacje jednak, dotyczące samej tragedii gen. Nobile i tego, co się działo na samotnej krze, są jeszcze zbyt skąpe, aby na tej podstawie można było odtworzyć prawdziwy obraz katastrofy, wytłumaczyć śmierć szwedzkiego uczonego, Malgreema, i towarzyszące jej okoliczności. Pieczęć milczenia, która z rozkazu Mussoliniego nałożona została na usta uczestników wyprawy, przeszkodziła temu. Należy więc spodziewać się w tym przedmiocie urzędowego komunikatu włoskiego, który prawdę wyjaśni i położy kres potwornym plotkom, które już zdołały się wytworzyć.

Nieszczęśliwy wynik wyprawy gen. Nobile'go nasuwał wielu ludziom pytanie: po co i na co właściwie wdzierać się człowiekowi w te dalekie tajemnice przyrody, po co narażać życia ludzkie i tracić olbrzymie fundusze na organizowanie wypraw, które nikomu pożytku realnego nie przynoszą. Na pytanie to daje nam najlepszą odpowiedź znakomity Norweg, Fridtjof Nansen, we wstępie do swego wiekopomnego dzieła ,,Wśród nocy i lodów". Obierając sobie za motto słowa starego Seneki, który przeczuwał, że ,,przyjdzie czas, kiedy - po latach wielu - ocean zagadki rozwiązywać będzie a niezmierzona ziemia poznana zostanie, kiedy marynarze nowe kraje odkrywać będą, a Thule nie będzie już mianem najdalszego kraju" - wielki podróżnik wypowiada następujący pogląd:

,,Od stworzenia świata - mówi - drzemały, otoczone wszechwładną mgłą śmierci, niedoścignione , nieprzebyte, pokryte śnieżną powłoką lodową, skostniałe, podbiegunowe okolice. Owinięty w biały płaszcz, potężny ten olbrzym wyciągnął swe mroźne członki i marzył tysiące lat. Wieki płynęły; cisza panowała głęboka. Wtem, w zaraniu historii, wdali, na południu, budzący się duch ludzki wzniósł głowę i spojrzał przez ziemię: na południu spotkał się z gorącym, na północy z zimnym, a dalej, w granicach niedoścignionych, umieścił dwa państwa: państwo pożerającego wszystko gorąca i państwo niszczącego wszystko zimna.
 
,,Pragnienie wiedzy nie dało jednak zasypiać duchowi ludzkiemu; granice nieznane musiały cofać się krok za krokiem aż w końcu stanęły na północy u progów wielkiego lodowego cmentarza natury, u progów nieskończonej ciszy okolic podbiegunowych.
 
,,Po cośmy zawsze i ciągle tam dążyli? Do tych krajów, gdzie żadne żywe stworzenie oddychać nie mogło, do tych obszarów martwych? Po co? Zbierać umarłych, jak Hermoper, który wyjechał na koniu, aby gałązkę balderjanu przywieźć? Nie. Po to, żeby szukać wiedzy dla przyszłych pokoleń.

,,Jeżeli przeto chcesz zobaczyć obraz najpiękniejszej walki ducha ludzkiego z przesądem i ciemnotą, przeczytaj dzieje wypraw do krajów podbiegunowych, przeczytaj historię ludzi, którzy wypływali z rozwiniętymi flagami w pogoni za tym, co nieznane, nie bacząc, że przezimowanie w podbiegunowych okolicach groziło podówczas niezawodną śmiercią.
 
,,Nigdzie poszukiwanie wiedzy nie było okupywane takim niedostatkiem, nędzą i cierpieniem, a jednak duch ludzki nie spocznie, zanim każdej 
pięd
zi ziemi w tych krajach dostępną nie uczyni, zanim wszystkich zagadek na północy nie rozwiąże". Oto jest odpowiedź na pytania, niepokojące ludzi małego ducha, ludzi wygodnych i śpiących spokojnym snem w swoich komfortowo urządzonych sypialniach, pod ciepłymi kołdrami wówczas, kiedy uczeni eksploratorowie mrą z głodu i chłodu.

Nie zapomnę nigdy. Siedzieliśmy na jakimś bankiecie obok siebie: znakomity powieścio-pisarz duński Sophus Michaelis, prof. Ludwik Bobé, historiograf Jego Królewskiej Mości króla duńskiego i niżej podpisany. Prof. Bobé opowiadał nam o swoim siedmioletnim, jeżeli się nie mylę, pobycie na Grenlandii i pokazywał swoje, okryte bliznami, odmrożone tam ręce. Opowiadał długo i ciekawie, niby bajkę. A była to prawda, realna prawda cierpień ludzkich, poniesionych w imię nauki i dla nauki. Ten wytworny pan w czarnym fraku, z piersią, obwieszoną orderami, wykwintny przy stole towarzysz, zajmujący causeur, potrafił jednak przez szereg lat prowadzić niemal pierwotne życie wśród śniegów i lodów. Potrafił nadto w tych warunkach pracować, robić notatki, przygotowywać materiały do przyszłego swojego dzieła i do przyszłych swoich wykładów na uniwersytecie kopenhaskim. To także jest odpowiedź dla ludzi, lubiących wygodnie spać i jadać do syta o właściwej porze.

 Rozbitkowie ,,Italii" siedzący na skrzydle aparatu lotniczego kpt. Lundborga, który miał ich uratować, lecz przy lądowaniu uległ uszkodzeniu.

Ekspedycja gen. Nobile nie udała się. Może nie była dostatecznie dobrze przygotowana. Może brak było Włochom doświadczenia i znajomości warunków, jakie posiadają narody północne, a zwłaszcza Szwedzi i Norwegowie, którzy wykonali lwią część pracy eksploratorskiej na terenach podbiegunowych.

Gen. Nobile zbyt może liczył na sprawność ,,Italii" i przeliczył się. Świetny i wypróbowany pod włoskim niebem aerostat zawiódł. Pomimo to jednak, pomimo strat poniesionych, pomimo żałoby, którą przywdzieje cały świat cywilizowany w przypadku, gdyby okazało się, że Amundsen zginął istotnie, pomimo żałosnej mogiły Malgreema, którego pamięć na równi ze Szwecją czcić będą wszystkie narody, wyprawa włoska przejdzie do historii, jako nowa próba wysiłku ludzkiego. Sam przelot ,,Italii" ponad całym kontynentem europejskim, przelot świetny, stwierdzający, że wielkie sterówce są całkowicie zdolne do odbywania wielkich podróży ze znaczną stosunkowo liczbą pasażerów i z wielotonowym ładunkiem, jest niewątpliwą zdobyczą nauki. Nadto, jak to już wiemy z wynurzeń dr. Behounka z Pragi Czeskiej, poczynione przez niego spostrzeżenia i notatki ocalały. Zapewne i inni uczestnicy wyprawy, a przede wszystkim sam gen. Nobile, będą mieli czym podzielić się ze światem naukowym. Materiał, jakim rozporządza nauka, z pewnością po tej wyprawie wzrośnie, wzbogaci się i zbliży nas do rozwiązania tajemnic, które dotychczas są jesz ze nierozwiązane.

W nauce, tak samo jak w przyrodzie, nic nie ginie, nic nie idzie na marne. Nawet błędy i pomyłki, nawet nieudane przedsięwzięcia mają swoje znaczenie, mają swoją wymowę pouczającą. A przede wszystkim zawierają w sobie najwyższy dla ducha i dla rozumu ludzkiego nakaz, który mówi: naprzód! Zawsze naprzód bez znużenia i bez zniechęcenia poprzez zawody i poprzez przeszkody wszelkie z wiarą, że cel świetlany, owa prawda, ku której ludzkość dąży od czasu swego istnienia na ziemi, stanie się w końcu naszym udziałem. Jesteśmy jej coraz bliżsi i coraz śmielszym okiem patrzymy w jej oślepiającą oczy, słoneczna tarczę. Nie spali nam zaś to słońce skrzydeł, bo przypiął je człowiekowi duch nieśmiertelny, dążący do światła, jako do swojej za ziemskiej ojczyzny.
 
Z. Dębicki


Tygodnik Illustrowany 1928.08.04 Nr31