Wspomnienia 1000-letniego dębu Bartek
Na rozległych krańcach gór Świętokrzyskich, pokrytych drzewostanem jodłowym, jak gdyby zielonym płaszczem królewskim, tworzącym "Puszczę jodłową" i parkeim. Stefana Żeromskiego, stoi prastary patryarcha rodu leśnego 100-Ietni, siwobrody dąb "Bartek" jako dobry pasterz tej zielonej puszczy. Stoi ten świętokrzyski "Bartek" rozłożysty i imponujący, krzepki jeszcze i wspaniały, spogląda od 1000 lat po ziemi piastowskiej, patrzy, jak czujny "Światowid" w cztery strony świata i czuwa nad zieloną puszczą z podwórka państwowego nadleśnictwa Samsonowskiego, pilnie i z troską bacząc na potrzeby swojej gromady puszczańskiej i aby nie doznała ona uszczerbku z przyczyn dziejowych burz, wstrząsów ze strony żywiołów atmosferycznych lub klęsk ze strony świata owadziego.
Tak wiek jak i wymiary jego dziwią, imponują. Rozpiętość jego korony wynosi 30 metrów. Obwód pnia przy ziemi wynosi 15 m. b., zaś na wysokości piersi - 8.25 . m. b. Obwód pierwszego najgrubszego konaru w odległości 1 metra od pnia wynosi 3.87 m. b. Okap zajmuje 1282 m 2 . Obwód cienia 108 m. b. Wysokość dębu 25.20 m. Średnica na wysokości piersi (w kierunku północ-południe) =2.80 m. Masa drewna nadziemna wynosi 82 m3.
Osobliwy ten jedyny w swoim rodzaju "Dziadek Leśny" stoi dziś żywy i zdrowy w swym majestacie, jako żywy świadek minionej przeszłości i jako żywy pomnik przyrody. Mimo woli nasuwa. się na myśl co widział i przeżył ten ostatni "Mohikanin" pogańskich czasów, ten naoczny świadek puszczańskich dziejów. Należy poprosić go o wywiad, w dzień "Święta Lasu". Niech mówi stary Dewajtis, niechaj czyta swoją I puszczy historię.
Zasępiło się czoło starego "Bartka" nad wspomnieniem wszystkich klęsk i przeżyć w dziesięciowiekowym okresie i w chwili, gdy prastary Nestor rozpoczął swój "Latopis" a korowody jodeł, dębów i buków słuchało tej opowieści, otarł on kroplisty pot z czoła i począł myślą przebiegać te czasy, które mu stanęły w pamięci, kiedy będąc już wyrostkiem, za czasów Mieszka I-go, wprowadzającego w Polsce chrześcijaństwo, przyjął on chrzest święty i imię "Bartka". Dawno to było, rzekł, kiedy młodzieńcem będąc rosłem swobodny i silny pod opieką praojców dębów i buków, jodeł czarnobrewych i cisów potężnych, których pokolenie dziś już ginące, skarlałe i nikłe dobywa resztek sił dla swego bytowania.
Mam jednak i pogańską przeszłość. Rosłem nad brzegiem potoku, który do dziś płynie. Wędrowny poganin siadłszy nad potokiem schwycił się rękoma mych zielonych gałęzi. Wyrwany z korzeniami stoczyłem się razem z nim do wody. Zostałem za to po pogańsku ukarany. Zasadzono mnie na pagórku na którym dziś stoję, lecz do góry korzeniami. I dlatego korona moja tworzy oryginalną sylwetkę: t. j konary rozchodzą się prostopadle do pnia. Ludność mówi, że to moja legenda.
Dawno to było, kiedy złe ludzkie plemię z zachodu, walcząc z Popielem za pomocą ognia i miecza wprowadzić tu zamierzało kulturę i cywilizację. Ofiarą tej nieustannej zachłanności padł Ś-ty Wojciech krzewiciel Chrystusowej nauki i tępiciel pogańskich praktyk. Panowanie Bolesława Chrobrego i Krzywoustego powstrzymało zapędy zachodu, zaś panowanie Kazimierza Wielkiego utrwaliło potęgę Polski murowanej, bogactwo flory i fauny polskich borów, a tym samym bogactwo flory i fauny Puszczańskiej krainy. Osiadły tu rolnik spokojnie uprawiał bezleśne oazy, zakładał barcie i miodosytne pasieki, zaś turkoczące młyny ponad górskimi potokami, - mełły ziarna zebrane, a stada turów, niedźwiedzi i brodatych żubrów szły na potrzeby ludności.
W zielonych gajach świętokrzyskich ciżba tu była wielka - rozrosły się ciemne bory puszczańskie, a więc cisnęły się w pierwszym szeregu czarnobrewe jodły. Strojne i wyniosłe, niby hoże dziewoje, idące w tan, rywalizując z sobą w bogactwie urody, bogato przybrane tęczowymi barwami perlistej rosy porannej przy blasku wschodzącego słońca, szkliły się na nich diademy, topazów i rubinów - jedne od drugich piękniejsze. Tłoczyły się niesforne buki, nieustępliwe, rozpychając się bujnymi konarami, nieulękłe przed niczym, jedynie dla jodeł respekt i szacunek czyniące. Potężne dęby przewodziły tej gromadzie swoją powagą, wszędzie ład i pokój czyniące. Nieopodal szły świerki wesołe i cisy powabne, dziś już wymierające, modrzewie polskie z rodowodem w herbie "Larix polonica"- łagodne lecz trwałe i dorodne. Zaś u podnóża gór rozpostarła się sosna rodzima, wiecznie trwała, wiecznie zgodna i cierpliwa.
Zaś u podnóża gór rozpostarła się sosna rodzima, wiecznie trwała, wiecznie zgodna i cierpliwa. Lecz nie koniec tej weselnej czeredzie. Wciska się tu wszędzie zwłaszcza na lössowych podglebiach dewońskich i kambryjskich formacji lipa, jawor, jarzębina, jeżyna i malina - pionerzy młodszego pokolenia, torującego drogę młodocianej jodle, wyrastającej pod ich dobroczynnym schronem. I każdego, kto widział Świętokrzyskie Góry zdumiewa ta bujna roślinność i wspaniałość drzewostanów jodłowych, wyrastających niekiedy na ubogich kwarcytowych podłożach.
W wieku XIII olbrzymie ludzkie hordy wdarły się w naszą Swiętokrzyską krainę. były to hordy Tschengischana, zaś sam Batu-chan prowadził swe mongolskie zastępy przez grzbiet Łysogórski. Fale ludzkie mrowia skierowały się na Sląsk i tam pod Lignicą zbiorowe siły narodu powstrzymały te zapędy tatarskie, które zawróciły w żyzne węgierskie równiny mlekiem i miodem płynące. Nie wytchnęła jeszcze puszczańska kraina, nie okrzepła jeszcze w siły gdy nowe hordy Gedyminowe, później Witoldowe nawiedziły puszczę.
Pożary borów i świątyń były zwykłym obrazem grozy Litwinów. Pobożna królowa Jadwiga dnie całe
spędzała przed krucyfiksem na Wawelskim krużganku dla odwrócenia tej klęski i błagała o pokój nad krajem i Puszczą, a echa tych próśb dochodziły do puszczy. Ofiarny czyn Królowej przeciął uczucia miłosne dla swego oblubieńca Wilhelma ks. Rakuskiego i rękę swą oddała litewskiemu księciu Jagielle, co wzmocniło państwo łącząc 2 narody Litwę i Polskę. Pokój trwały zapanował i nad puszczańską krainą.
Lubiłem podziwiać w dniach wielkiej ciszy wszechmoc Wielkiego Budowniczego, gdy w noce pogodne srebrzysta tarcza księżyca płynęła po przestrzeni bez chmur. Lubiłem słuchać pieśni miłosnej zbłąkanego głuszca, gdy na mych ramionach wzywał oblubienicę w poranku wiosennym. Lubiłem dawać gościnę, gdy zbłądzony żuraw szukał wytchnienia dla dalszego lotu. Czułem się niezwykle szczęśliwym gdy król Kazimierz Wielki - myśliwiec lub król Władysław Jagiełło strudzeni w pościgu za zwierzem szukali spoczynku w cieniu mych ramion. Lecz czułem się niezwykle dumny z odwiedzin obrońcy chrześcijaństwa i Wiednia króla Jana III, który wracając z Wiedeńskiej wyprawy spoczął na chwilę w cieniu moich konarów.
"Bądź pozdrowiony Miłościwy Królu, zwycięzco z pod Chocima i Wiednia" rzekłem. "Oddaję Ci hołd imieniem Puszczy, panuj i rządź Królu jak najdłużej na chwałę narodu i dla jego potęgi". "Dzięki Ci prastary Nestorze"! odparł Król. "Darz Ci bór za gościnę i pozdrowieni! Łatwiej jest tym mieczem zwyciężać przemożne siły nieprzyjacielskie, niż wykorzenić w moim państwie prywatę i zjednoczyć skłócony z sobą ten naród! Darz Ci bór Nestorze"! Groźba miecza króla Jana III, na długo powstrzymała zapędy nieprzyjaciół i pokój zapanował w Rzeczypospolitej i puszczy. Gdy nadszedł czas realizacji proroczych słów ks. Piotra Skargi trzech chciwych sąsiadów przystąpiło do podziału żywego ciała Rzeczypospolitej. Intrygi ambasadorów Repnina i Siwersa, frymarka Targowiczan co zniweczyli wysiłek narodu. Konstytucję 3 Maja, obłuda carycy Katarzyny i ostatni krzyk narodu "rzeź Pragi" do szły echem do Puszczy i tu zamilkły, stłumione jak tony "Jeszcze nie zginęła" w koncercie Jankiela.
Pogrążyła się ona jak i cały kraj w mroku niewoli-w śnie letargicznym. Jeno ten ostatni był przerwany odruchami siły rozpaczy narodowych powstań 1831 i 1863 r. I Puszcza powstała. Zapłonęły w niej polskie serca, zadymiły kuźnie w puszczy, a miarowy i rytmiczny odgłos młotów, kucia kos, łączył się z urywaną pieśnią powstańczą. "Lecą skry - tryska stal i na wojnę z Moskalami"- w puszczy wielkie święto.
Aż wreszcie świat zadrżał w posadach "zatrąbił złoty róg" Wyspiańskiego z Wesela i do uszu puszczy doszły echa surm bojowych legionów z pod Czarnkowej, Mołotkowa, Nadwórnej i Cudu nad Wisłą. Dziejowa Nemezys odwróciła kartę historii na korzyść Polski. Opadły okowy i Niepodległa Polska stanęła w rzędzie narodów wolnych. Lecz przeszło nad Puszczą wielkie żniwo śmierci- kurhany i mogiły, stosy nadgniłego drzewa, najpiękniejsze jodły i dęby padły ofiarą zachłanności najazdu.
Procesy chorobotwórcze wnet rozpoczęły swoją działalność, a surowa zima w 1928-29 r pogłębiła ten stan. Zielony płaszcz puszczańskiej krainy został pokryty burymi i rudymi plamami "Puszcza choruje!" rozległo się po kraju. Zjechali się uczeni i ustalili diagnozę kornikową. Polscy leśnicy przystąpili do stosowania zalecanej chirurgii i higieny puszczy. Dziś puszcza wraca do zdrowia i żyć będzie, "Bo puszcza jest niczyją, ani Twoja, ani moja, jeno Boża i Święta", tak mówi St. Żeromski. W toku tych burz dziejowych, jakie przeżyłem omal nie doczekałem się zagłady w 1905 r. podczas rozruchów przeciwko rządowi rosyjskiemu. Chłopi napadając na leśne władze podpalili stodołę, znajdującą się pod moim okapem. Ogień zniszczył mi jeden z konarów i wschodnią część korony. Za polskich już czasów przystąpiono do remontu. Wlano do spróchniałego mi wnętrza około 2-ch wagonów betonu, a otwartą ranę zaplombowano.
Zwęglone części zewnętrzne usunięto i zapełniono płatami kory z innego dębu. Aczkolwiek jestem inwalidą wojennym - dobrzy ludzie życzą mi jeszcze kilka wieków żywota, wnioskując z zieloności w jaką stroję co rocznie swoją koronę: W 1872 r. rysował mnie sławny malarz "Gerson" i pod swoim rysunkiem zamieścił napis "Dąb Bartek w leśnictwie Bartków".
Stoję na posterunku puszczańskiej krainy, póki złe moce w postaci gromu z władnych piorunów lub złośliwych wichrów nie skruszą mego żywota- wówczas legnę, jak inni i pójdę w drogę przeobrażeń i mych przeznaczeń, wytkniętych mi przez Wszechmoc - Póki zaś żyję, spełnię drogowskaz długowieczności dla Puszczy.
Świtało gdy "Bartek" zwycięzca tylu burz dziejowych, zakończył swój latopis, a zebrane w dniu Święta Lasu zasłuchane i rozbudzone w porannej zorzy jodły. dęby, buki i leśne rusałki. życzyły mu długich jeszcze lat życia i przeżycia wielu rodzimych "Bartków Zwycięzców" i takich co na polach Racławickich zdobywali "harmaty" i takich co choć w pruskiej pikielhaubie, przysparzali narodowi chwały.
Inż. Wiktor Ulatowski, Tygodnik Radomski, 1934, R. 2, nr 17