Kobieta w Powstaniu Listopadowym




KOBIETA W POWSTANIU LISTOPADOWYM

 
 
Kiedy ks. Adam Czartoryski, działacz na polu Komisji Edukacji Narodowej, skarżył się na dziwną obojętność kobiet na losy kraju ojczystego, na ich nieczułość, na brak  zrozumienia strasznych nieszczęść, rozgrywających się przed ich oczyma (rozbiory), miał wyznać to musimy słuszność. Wyrzut swój mógłby skierować nawet przeciw kobietom, żyjącym przed wybuchem powstania listopadowego i po jego wybuchu, a więc o pół wieku później. Dość przypomnieć sobie doskonały obraz towarzystwa warszawskiego i wileńskiego, nakreślony przez Mickiewicza satyryka w Dziadach obraz, który w raczej ujemnym świetle ukazuje nam płeć piękną.

Ogół ich, to stworzenia lekkomyślne, rozbawione, szczebiocące oczywiście po francusku, których treścią życia  strój, taniec i jak pianka lekka rozmowa towarzyska, lub co najwyżej jeszcze kariera męża, syna, córki czy też własna, kobiety o twarzyczkach gładkich i ślicznych jak laleczki, ale i o głowach i sercach pustych jak u lalek. Nie jest jednak tak całkiem źle. Przecież spotykamy w salonie Nowosilcowa i szlachetną, rozumną Kmitową i nieszczęśliwą Rollisonową, która w zapamiętaniu matczynego bólu urasta i zyskuje dar i namaszczenie jasnowidzącej; przecież w Salonie warszawskim obok tej damy, szczerze i naiwnie żałującej, że Nowosilcow wyjechał, bo nikt inny nie umie tak doskonale urządzić balu, jest i Młoda Dama, która zrazu z trwożnym współczuciem, potem z świętym oburzeniem słucha opowiadania o męczeństwie Cichockiego, której serce bije dla narodu i sprawy narodowej. Zapewne, były w społeczeństwie powstania listopadowego kobiety, obojętne wobec doniosłego faktu, były jednak i takie, które czynem stwierdziły, że są córkami kraju, w którym żyją, że prawdziwymi są obywatelkami, że w sercach ich goreje święty znicz narodowych uczuć. I one to zmazały winę swych lekkomyślnych sióstr i ofiarnością swą przyćmiły nieczułość tamtych, tak że mówiąc o roli kobiet w powstaniu listopadowym, tę lepszą ich cząstkę mamy na myśli.

Jakaż rola przypada kobiecie w udziale, gdy wojna szaleje w ojczystych rubieżach? Rzadko staje ona na polu walki, ramię przy ramieniu z mężczyzną. już Antigone, tak męska i konsekwentna w swym postępowaniu, mówi o sobie: współkochać przyszłam, nie współnienawidzić streszczając w tym zdaniu całe powołanie i cel życiowy każdej kobiety, której największą siłą jest miłość, nad nienawiść i śmierć silniejsza. Gdy na pobojowiskach leje się krew, zjawia się kobieta, niosąc pokój i ukojenie. Podejmuje ciężką i odpowiedzialną pracę w szpitalach, łagodzi cierpienia rannych ona, matka i siostra, dba o to, by żołnierz w okopach miał nieco rodzinnego ciepła, by miał żywność i odzież, by mógł. czymś uradować oczy, przeżarte od dymu, czymś ochłodzić lepszą ich cząstkę mamy na myśli. spiekłe w ogniu bojowym wargi. Ona wreszcie staje się natchnieniem, siłą moralną dla słabych i wahających się, ona zdobywa się na wysłanie najdroższych w bój jak Maria z Warszawianki dla wolności, dla sławy.

W czasie powstania listopadowego oddawały Warszawianki klejnoty swoje (kobiety tylko potrafią ocenić wielkość tej ofiary!) na wspomożenie skarbu narodowego, zawiązały stowarzyszenie dla opieki nad żołnierzem i jego rodziną. Na czele komitetu stanęła jego projektodawczyni, Klementyna z Tańskich Hoffmanowa. Odzwierciedla ona doskonale ewolucję, jaką przeszła kobieta polska w przeciągu krótkich lat pięćdziesięciu. Wychowana w duchu francuskim, nieznająca niemal polskiego języka, tworzy Klementyna Tańska oryginalną powieść historyczną polską, pisze przede wszystkim o kobietach i dla kobiet, pragnąc na nie oddziałać w duchu narodowym. Nauczycielka, później wizytatorka (w czasach Księstwa Warszawskiego) szkół żeńskich, kształciła nie tylko współczesne pokolenie, ale pismami swymi urabiała dusze całego szeregu pokoleń późniejszych aż po wiek XX, gdy już różnym Joasiom Podborskim przestały wystarczać ideały skromne Klementyny z Tańskich.

Kurier Polski z stycznia 1831 donosi o towarzystwie kobiet sandomierskich, które postanowiło każdemu młodemu mężczyźnie, zdolnemu do noszenia broni, a pozostającemu bez żadnych słusznych przyczyn w domu, przesyłać wrzeciono, zajęczą skórką obszyte; a słychać dodaje Kurier, że i w Warszawie zawiązuje się podobne stowarzyszenie. W akcji pomocy dla żołnierza brały udział także kobiety z ludu (rzecz ciekawa, jeśli się zważy, że lud pozostał wobec faktu powstania na ogół obojętny, czemu niektórzy historycy przypisują głównie winę niepowodzenia ruchu powstaniowego). Dla kobiety bowiem nie istnieje tzw. uświadomienie społeczne czy polityczne; jej uświadomienie to uświadomienie serca. Serce kazało włościance litewskiej nie obawiać się kul świstających, lecz biec z pokrzepieniem dla osłabłych w boju: "gdzie tylko przechodził oddział polski (pisze jeden z współczesnych), wszędzie znajdował na końcu wioski rzędem stojące niewiasty i dzieci z napojem i posiłkiem dla strudzonych. Jeszcze armaty grzmiały po bitwie, a już na pobojowisku włościanki.!'- z okolic opatrywały rannych i krzepiły mleczywem". A kiedy nad Warszawą wejdzie ów nieszczęsny dzień drugi, który skończył się drugim wzięciem Warszawy, stanie się kobieta polska godną dawnych Spartanek, Kartaginek i Rzymianek i będzie luzować mężczyzn na wałach w morderczej walce. Pośród mnóstwa bezimiennych, pośród szarego tłumu nieznanych, których nazwiska utonęły w niepamięci piasku, jaśnieją dwa niezapomniane, opromienione aureolą niezwykłego żywota i śmierci przedwczesnej.

Emilia hr. Platerówna (1806-1831) pochodziła z rodziny Platerów, rodu polskiego, który przybył z Westfalii w w. XIII, osiedlił się w Inflantach, potem na Żmudzi i w Polsce. Emilia hr. Platerówna w czasie wojny narodowej pełniła służbę komendanta I kompanii 25. pułku liniowego. Zmarła dnia 23 grudnia .1831 roku. 

"Od dzieciństwa niezamiłowana w zatrudnieniach niewieścich, więcej do męskich czynów miała pociągu. Nie zarząd domowy ją zajmował, lecz gonitwy i polowania..."
Grażyna? '
"Bujnie wyrosła, oko żywe, nie piękna, ale powabna, żywa, gorących uczuć, bujnej imaginacji, często zamyślona, zawsze marząca o ojczyźnie, jej oswobodzeniu, bojach dla niej toczonych..."
Joanna d'Arc?

Nie, tak mówi Barzykowski (autor Historii powstania listopadowego) o hrabiance Emilii Plater. W chwili, gdy do cichego dworku w Dusiatach, gdzie mieszkała ciotka Emilii, dotarła wieść o powstaniu, liczyła hrabianka 24'lata. Spełniły się nareszcie dziewczęce sny o szpadzie. Wybiła godzina upragniona, w której stać się miała zbawicielką ojczyzny. Panienka nie namyślała się długo. Szybko przywdziała strój męski, zgrabną kibić obcisnęła pasem, zatknęła kordelas, przez okno wyśliznęła się ukradkiem do ogrodu i co tchu pobiegła do kościoła. A była właśnie niedziela i po skończonej mszy miał lud wychodzić z świątyni. Kiedy otwarły się wrota, oczom zdumionym nieziemskie niby objawiło się zjawisko: młoda, piękna dziewczyna w męskim stroju, z sztandarem w ręku. Przystanęli w miejscu, patrząc na jaśnie panienkę, a ona serdecznym, ujmującym głosem poczęła mówić o Polsce, o tym, jak bracia w dalekiej Warszawie za broń chwycili, by skarb najdroższy człowieka, wolność, wywalczyć, o tym. że braciom tym dopomóc trzeba i Litwę kochną z jarzma tyranów wyzwolić. Mówiła z taką siłą uczucia i taką mocą porywającą, że lud płakał z rozrzewnienia, a młodzież, ogniem zapału przejęta, zbroić się jęła. by pójść za nią, na śmierć lub zwycięstwo. Zorganizowała oddział powstańców i powiodła do walki. Stoczyła bitwę pod Jeziorasami, musiała jednak cofnąć się z braku amunicji. Z nadzwyczajnym męstwem walczyła w partii wolnych strzelców powiatu wiłkomierskiego pod Prystawianami. A kiedy w maju wkroczył na Litwę generał Chłapowski, zgłosiła się do niego, by mu ofiarować swe służby. Surowe, zimne było oblicze generała i lekceważący niemal wzrok: "Nie potrzebuję kobiet w wojsku". "Generale! Postanowiłam być żołnierzem, dopóki Polska nie odzyszcze zupełnej wolności". Popatrzył generał przez chwilę w szczere oczy, błyszczące uniesieniem, spojrzał w rozgorzałe zapałem twarze swych żołnierzy. I ugiął się przed niezłomną wolą dziewczyny. Mianował ją kapitanem. Mężnie stawała Emila na czele swego pułku pod Kownem i Szawlami, troskliwą opieką otaczała swoich podkomendnych, dbała o żywność i wygody żołnierzy. Kiedy zagasła rycerska gwiazda Chłapowskiego, nie chciała dzielić losu, który hańbą był w jej oczach. Opuściła generała, zamierzającego przekroczyć granicę pruską, gdzie go czekało rozbrojenie, i samotnie o głodzie i chłodzie, przedzierała się przez lasy ku Warszawie, ku wojskom polskim. Zbyt słabe były jednak siły dziewczęcia. Chora z wyczerpania pozostała w chatce leśnika. Przez jakiś czas ukrywano ją we dworze pod nazwiskiem Korowińskiej i już z wolna zaczęła przychodzić do zdrowia, gdy jak grom uderzyła ją żałobna wieść o upadku Warszawy. Nie mogła przeżyć tego ciosu. Nad grobem wolności i nadziei przestało bić gorące serce:

Z rannym świtem dzwoniono w kaplicy; 
już przed chatą nie było żołnierza, 
Bo już Moskal był w tej okolicy. 
Przyszedł lud widzieć zwłoki rycerza. 
Na pastuszym tapczanie on leży 
W ręku krzyż. w głowach siodło i burka, 
A u boku kordelas, dwururka. 
Lecz ten wódz, choć w żołnierskiej odzieży, 
jakież piękne, dziewicze ma lica? 
jaką pierś? Ach, to była dziewica, 
To Litwinka, dziewica-bohater, 
Wódz Powstańców - Emilia Plater!

Pięknym wierszem (Śmierć Pułkownika) uczcił Mickiewicz pamięć bojowniczki o wolność, żywego wcielenia Grażyny. Jeżeli z postacią Grażyny kojarzy się zazwyczaj w myśli postać kontrastowa, anioła litości, Anny z poematu Słowackiego Jan Bielecki  to obok kobiety Pułkownika rysuje się w wspomnieniu świetlana postać pani Klaudyny. Nie walczyła w szeregach, nie imała twardego oręża, nie stała bezpośrednio w ogniu bitewnym, ale życie swe narażała każdej godziny i każdej minuty, pełniąc z całym poświęceniem służbę w szpitalach wojskowych, pielęgnując chorych na tyfus i cholerę. Po upadku powstania wyjechała zagranicę, by spieszyć na ratunek rzeszom wygnanym, wspomagać ich moralnie i materialnie, dźwigać z nędzy i opuszczenia. Ona jedna ośmieliła się zaofiarować pomoc pieniężną, autorowi Dziadów, jej jednej pozwolił się wspierać dumny poeta. Szczupła i wątła, była Klaudia Potocka niezmordowana w służbie cierpiących. Najtrafniej charakteryzuje ją powiedzenie Mickiewicza. Gdy wraz z nim czuwała nad łożem chorego Stefana Garczyńskiego i smutnie żartowała: "Patrz Pan! Skóra i kości", odparł z przejęciem poeta: "Nie Pani! Kości i - dusza".

Klaudia z Działyńskich hr. Potocka (1802-1836) pochodziła z patriotycznego i zasłużonego rodu; była żoną znanego z dowcipu Bernarda Potockiego. Słynęła z rozumu, szlachetności i poświęcenia; wywierając dziwny urok na wszystkich, dzierżyła przez pięć lat rząd dusz nad emigrantami. Zmarła  z wycieńczenia w Genewie, gdzie wdzięczni rodacy  wznieśli jej pomnik.


Filomata. 1930 L.24