Dr. Helena Cehak-Hołubowiczowa, Wilno

 

1000 kilometrów szlakiem ekspedycji archeologicznej 
na Wileńszczyźnie



Krzyż koło Ignalina — chroniący od zarazy.
Wybierając się na objazd Wileńszczyzny po terenach nadgranicznych, trzeba było sobie przede wszystkim uprzytomnić, że nie spotka się tam prawie linii kolejowych i autobusowych. Musi się więc jechać końmi, przygotowując się na najgorsze drogi i słabe zaludnienie tych połaci naszej dzielnicy. To też odpowiednio przygotowaliśmy i zaopatrzyliśmy wóz naszej wyprawy. Nad długą drabiną wozu przymocowaliśmy kabłąki z giętkich gałęzi; na nie naciągnęliśmy brezent, który miał nas chronić w razie deszczu lub wielkiego upału. Kuchnia nasza wyposażona w maszynkę i naczynia, zapasy żywności, łóżka połowę i pościel — stanowiły imponujący bagaż. Trzeba było przecież myśleć o dwumiesięcznej tułaczce po bezludziu i zapadłych wsiach, gdzie będzie bardzo trudno o nocleg i wyżywienie.
Wóz ekspedycji archeologicznej przed szkolą w Czerniewiczach.
Celem naszej tegorocznej wyprawy była przede wszystkim rejestracja cmentarzysk kurhanowych i grodzisk, których bardzo wiele znajduje się na Wileńszczyźnie, a pozostawione swemu losowi, niszczeją coraz bardziej z roku na rok. Wyruszyliśmy z Wilna w pierwszych dniach lipca w kierunku północno - zachodnim ku granicy litewskiej. Pierwszy nasz postój to miasteczko Mejszagoła. Nazwa miasteczka związana jest w tradycji miejscowej z grodziskiem, dawnym miejscem obronnym, które wznosi się na terenie majątku Mejszagoła. Lud opowiada, że niegdyś, gdy sypano grodzisko, noszono ziemię na górę w worku na plecach. Gdy już kończyło się sypanie grodziska przerwał się worek i stąd nazwa Mejszagoła, co znaczy po litewsku ,,koniec worka”. Drugim dłuższym etapem w naszej podróży była wieś Plikiszki w powiecie wileńsko - trockim. W lesie majątku znajduje się cmentarzysko kurhanowe. Postanowiliśmy przeprowadzić kopanie próbne, by się zorientować w chronologii cmentarzyska. Rozkopanie jednego z kurhanów dało wynik ciekawy. Znaleźliśmy szkielet konia z wędzidłem w pysku; obok konia leżał sierp żelazny. Kości ludzkich nie było w tym kurhanie. Ciekawe to cmentarzysko pochodzi z czasów wczesno - historycznych z okresu pomiędzy IX-tym a XI-tym wiekiem po Chr. Stwierdziliśmy niewątpliwy grób konia bez szczątków ludzkich.

Jeszcze bardziej rozświetliło nam zagadkę grzebania koni w kurhanach Ziemi Wileńskiej próbne kopanie cmentarzyska w Żyngach w pobliżu Sużan w pow. wileńsko-trockim. Cmentarzysko to złożone z kilkudziesięciu kurhanów leży wysoko w lesie nad wąskim przesmykiem pomiędzy dwoma jeziorami. Próbne kopania dały ciekawy rezultat. W jednym kurhanie znalazły się palone kości ludzkie bez żadnych dodatków; w drugim szkielet konia z wędzidłem w pysku. Stwierdziliśmy więc, że oddzielnie grzebano człowieka, po spaleniu go na stosie, a oddzielnie konia. Koń był zabity przed pogrzebaniem, widać to po załamaniu i dziurze w czaszce zwierzęcia. Cmentarzysko w Żyngach pochodzi z tego samego czasu, co kurhany w Plikiszkach.

Barć na drzewie w powiecie święciańskim.
Przejechaliśmy pow. wileńsko-trocki w pasie nadgranicznym i wjechaliśmy w powiat święciański. Jadąc wzdłuż granicy, spotykamy szereg charakterystycznych obrazków dla wsi litewskiej. Stodoły wiejskie z swymi spuszczonymi ku ziemi dachami, z wycięciem przy wejściu, przypominają budynki litewskie, Mijamy często wysoko na drzewie zawieszone barci dla pszczół oraz charakterystyczne kapliczki przydrożne. Gleba jest tu bardzo uboga — piaski; nic więc dziwnego, że stoją tu jeszcze kurne chaty. Ubogi mieszkaniec tej chatynki nie ma pieniędzy na postawienie komina i pieca. Żyje więc tak jak jego pradziad wśród ścian pokrytych sadzą, wdychując zadymione powietrze. Twierdzi, że tak do tego można przyzwyczaić się, że dymu prawie nie czuje się. Powiat święciański dostarczył nam najwięcej stanowisk przedhistorycznych. A więc Baranowo, Giryńce, Antowicze, Podszwinta i wiele innych — wszędzie cmentarzyska kurhanowe. Kurhanów moc — nie spotkaliśmy jednak ani jednego grodziska.

Kierując się dalej na północ na miasteczko Smołwy, jedziemy tuż przy granicy litewskiej. Gościniec należy do Polski, za rowem przy gościńcu Litwa. Wiele można spotkać paradoksów na terenach przygranicznych. Mijamy wieś obecnie litewską, leżącą przy gościńcu. W opłotkach stoi żołnierz litewski pilnując, by mieszkańcy nie korzystali z drogi biegnącej w obcym państwie. Mieszkaniec wsi, gdy wybiegnie z chałupy nie zauważy nawet kiedy się znajdzie już w państwie polskim. Biedna wioska graniczna odcięta od drogi wegetuje z trudem. Mijamy pogranicze litewskie i wjeżdżamy koło Turmont w teren graniczący z Łotwą. Spokój i zadowolenie maluje się na twarzy ludności. Drogi dobre, zaludnienie gęste — po wsiach dostatek. Widać, że prawdziwie pokojowe stosunki panują pomiędzy Polską a Łotwą. Nocujemy w malutkim miasteczku Tylży, położonym nad jeziorem Dryświaty. W brasławskim jest kurhanów stosunkowo mniej jak w święciańskim. Często zaś spotyka się grodziska. Na wyspie Zamek na Dryświacie wznosi się duże grodzisko widoczne z daleka. Podobne do dryświackiego spotykamy w Brasławiu, skąd trasa nasza prowadzi dalej na północ do Druji i Dźwiny. Dźwinę podziwiam po raz pierwszy w życiu; toczy swe ciemne wody szerokim korytem oddzielając Polskę od Łotwy i Rosji.

Kapliczka przydrożna z pow. święciańskiego.
Dojeżdżamy do Wiaty, małej wioseczki, w której ,,kur pieje na trzy państwa”: Polskę, Łotwę i Rosję. Patrzymy przez Dźwinę na granicę łotewsko-sowiecką — tworzy ją w tym miejscu mały dopływ Dźwiny. Słuchamy opowiadań wieśniaków z Wiaty. Na przeciwnym brzegu nie ma już ich dawnych sąsiadów. Mieszkańcy z całej wioski zostali wywiezieni na Syberię, a teraz w kołchozach mieszkają ludzie sprowadzeni z głębi Rosji. Chaty o pozabijanych oknach stoją pustkami. Jadąc nad Dźwiną patrzymy często na drugą stronę, gdzie od czasu do czasu nad państwowymi zabudowaniami łopoce sztandar czerwony. Dziwna pustka wionie ku nam z przeciwległego brzegu. Nie widać na nim wcale pasącego się bydła. Praca na roli i zbiór plonów odbywa się maszynami. Ludzi mało i nikt prawie nie schodzi nad brzeg rzeki. Widzimy po drugiej stronie Dryssę, niegdyś kwitnące miasteczko polskie. Domy się walą, okna pozabijane — życie zamiera. Po drodze stanowisk przedhistorycznych bardzo wiele. W lasach spotykamy ogromne cmentarzyska, liczące setki kurhanów, przeważnie nienaruszonych. Kopce są okazałe, strome i wysokie. Na tych krańcach Rzeczypospolitej nie niszczy zabytków mieszkaniec miasta, bo rzadko kiedy tutaj zagląda; nie szuka w nich również ,,skarbów” wieśniak miejscowy. W stanie pierwotnym przetrwały do dzisiaj.

Kurna chata na Wileńszczyźnie.
Dojeżdżając do majątku Ponizowo nad Dźwiną dowiadujemy się od miejscowych, że w parku znajduje się ,,góra sypana” — poszukiwane przez nas grodzisko. Opowieść ludowa głosi... ,,na tej górze stał niegdyś zamek wspaniały, który się zapadł pod ziemię. Działo się to bardzo dawno temu, podczas najazdów krzyżackich. Książę na zamku dzielnie bronił swej ziemi przed zachłannością wroga i z całej duszy nienawidził Zakonu Krzyżackiego. Wyruszył i teraz na wojnę, by wyprzeć nieprzyjaciela z granic swych posiadłości. Tymczasem oddział Krzyżaków przeprawił się przez Dźwinę, by napaść znienacka na opuszczony zamek książęcy. Lecz groźna Dźwina stanęła w obronie swego pana. W jej ciemnych nurtach znaleźli śmierć najeźdźcy. Jeden tylko młody rycerz krzyżacki zdołał się uratować, dopłynął do wielkiego głazu, który leży na środku Dźwiny. Gdy wody opadną głaz ten i dzisiaj jeszcze jest widoczny i znać na nim litery wykute na pamiątkę ręką ocalałego rycerza. W samotnym zamku na górze — pozostawiona — żyła młodziutka księżniczka. Otoczyła troskliwą opieką nieszczęśliwego rozbitka. Powoli rozkwitła miłość w sercach młodych ludzi. Gdy książę wrócił z wojny mimo próśb i błagania nie chciał się zgodzić na ten związek. Krzyżaka wypędził, córkę zamknął w zamczysku i przeklął swój zamek, życząc sobie, by się zapadł pod ziemię w chwili jego śmierci. Po pewnym czasie zamek znikł z powierzchni ziemi wraz z jego mieszkańcami. Tylko teraz od czasu do czasu pastuszkowi pasącemu bydło koło zaklętej góry ukazuje się młoda dziewczyna z wiernym psem u boku. Z tęsknym westchnieniem wyciąga rękę do przestraszonego Pastuszka i chce mu oddać medalion. Może pragnie przesłać w ten sposób medalion swemu ukochanemu?” Ta legendarna postać dziewczęca — uosobienie tęsknoty — dziwnie harmonizuje z opuszczoną aleją grabową zrujnowanego dworu w Ponizowie; a z grodziska, które oglądamy w promieniach zachodzącego słońca spływa ku nam czar pradawnych podań. Jest ono bez wątpienia jednym z nielicznych zabytków archeologicznych Wileńszczyzny, otoczonych tak piękną legendą.

Rozkopany kurhan w Żyngach. Widoczny szkielet konia.
Dłuższy postój wypadł nam w Czerniewiczach w pow. dziśnieńskim. Dzięki uprzejmości kierownika szkoły pana Minicza, dowiedziałam się jeszcze w Wilnie o wielkiej ilości kurhanów koło Czerniewicz. Zajechałam więc tam, by przeprowadzić próbne badania. Koło Czerniewicz znajdowały się trzy cmentarzyska. Jedno złożone z kilku kurhanów, stanowiących resztki dawnego cmentarza, przekopaliśmy całkowicie, ratując w ten sposób materiał dla nauki. Były to kurhany usypane z kamienia. Pod kopcami znaleźliśmy szereg szkieletów ludzkich ułożonych rzędem obok siebie. Szkieletów było po kilka w jednym kurhanie, dodatków prawie żadnych; znalazł się tylko jeden brązowy pierścionek. W nasypie kurhanowym znajdowaliśmy jednak sporo skorup z naczyń glinianych z charakterystycznym ornamentem falistym. Na podstawie tych znalezisk można było ustalić pochodzenie cmentarzyska. Mieliśmy do czynienia z cmentarzem słowiańskim z epoki wczesno - historycznej. Dwa dalsze cmentarzyska koło Czerniewicz, jak wykazało próbne kopanie należały do ludów letto - litewskich, żyjących na Ziemi Wileńskiej w epoce wczesno - historycznej. Bardzo interesujący okazał się grób dziewczynki znaleziony w jednym z kurhanów. Było to widocznie ukochane dziecko zamożnych rodziców. Dowodem tego bardzo wiele ozdób brązowych, które w grobie znaleziono. Było tam 2 pary zausznic, te pozwoliły nam na charakterystykę cmentarzyska. Ostatnim etapem naszych badań były Żodziszki w pow. wileńskim Przyjechaliśmy na zaproszenie księdza proboszcza Dronicza ratować resztki cmentarzysk którymi zasłana była okolica Żodziszek. Rozkopaliśmy zupełnie cmentarzysko koło Andrzejowiec, które należy przydzielić do cmentarzysk letto-litewskich z okresu ,,Wędrówki Ludów” (V-ty i VI-ty wiek po Chr.). Groby były przeważnie ciałopalne, a zabytki żelazne i brązowe przemieszane z kośćmi palonymi pozwoliły nam na ustalenie wieku cmentarzyska. Kilka innych cmentarzysk kurhanowych w pobliżu Żodziszek było tak doszczętnie splądrowanych, że ustalenie chronologii i przynależności etnicznej stało się niemożliwe. W Żodziszkach zakończyliśmy nasze tegoroczne prace badawcze i po dwumiesięcznej tułaczce z przyjemnością wróciliśmy do Wilna, układając plany prac terenowych w, lecie przyszłego roku.


Zbliska i Zdaleka. R.3, 1935, nr 7 (25)