Flota Polska w Powstaniu Styczniowym

 

 FLOTA POLSKA W POWSTANIU STYCZNIOWYM

 
 
 
 I
 
Gdy z chwilą odzyskania brzegu morskiego przez Polskę ukazały się na Bałtyku pierwsze okręty polskie, wówczas w całej Polsce głośno i radośnie powtarzano, że od czasów Władysława IV po raz pierwszy powiewać poczęła nad falami Bałtyku — bandera polska. Było to jednak niesłuszne; był to błąd, bo bandera polska powiewała nad wodami Bałtyku, oceanu Atlantyckiego i morza Śródziemnego — znacznie wcześniej, a mianowicie: w czasie powstania styczniowego. Plan zorganizowania floty polskiej powstał w „Wydziale Litwy", który z Wilna kierował powstaniem litewskim. Chodziło o sprowadzenie broni i amunicji dla oddziałów powstańczych Ludwika Narbutta, które rozpoczęły akcję bojową w kniejach puszczy rudnickiej. Jedynym odcinkiem wybrzeża morskiego, które mogło odegrać pewną rolę strategiczną w powstaniu styczniowym, było wybrzeże Żmudzi, bo tylko tędy mogły przedostać się posiłki w ludziach, broni i amunicji.

II

Przygotowania do wyprawy morskiej rozpoczęły się w Londynie. Trzej ludzie mieli tę wyprawę zorganizować: agent Rządu Narodowego Demontowicz, Feliks Zieńkowicz, młody ziemianin, i pułkownik Łapiński. Dowódcą wyprawy morskiej został pułkownik Łapiński, stary emigrant, wsławiony w walkach na Kaukazie pod nazwiskiem Tefik-beja. Ci trzej wymienieni ludzie przystąpili z wielką energią do organizowania wyprawy. Zebrali około 150 ochotników, wśród których znajdowali się przedstawiciele różnych narodowości. Prócz Polaków było tam 22 Francuzów, 16 Włochów, 3 Anglików, 3 Niemców, 2 Szwajcarów, 2 Belgów, 2 Węgrów, 1 Holender, 1 Kroat, i 2 Rosjan. Już sam skład tych ochotników świadczy o tym, jaką sympatią cieszyła się wówczas sprawa polska wśród ludów europejskich. Następnie zakupili organizatorzy 1000 sztuk karabinów, 750 pałaszy kawaleryjskich, 200 lanc, 100.000 ładunków karabinowych, 50 centnarów prochu, 2 miliony kapiszonów i trzy działa. ¹ Następnie wynajęli okręt „Ward Jackson", którego kapitan, Anglik Weatherley zobowiązał się za cenę 10.000 złotych polskich dostawić wyprawę morską do brzegów Żmudzi lub Kurlandii.
 
III

Jakkolwiek organizowanie wyprawy odbywało się szybko, ażeby uprzedzić tajanie lodów w Kronsztadzie, które więziły flotę rosyjską, i jakkolwiek całą sprawę okrywano tajemnicą, to jednak ambasada rosyjska w Londynie dowiedziała się wczas o wszystkim — i natychmiast wysłała telegraficzną wiadomość do Petersburga. Z Petersburga przyszedł rozkaz, ażeby statek wojskowy rosyjski, jaki tylko znajduje się u wybrzeży angielskich, rozpoczął pościg za okrętem polskim, nie napadając go jednak na wodach obcych, a rozprawiając się z nim dopiero u wybrzeży rosyjskich. Sprawa ta zaniepokoiła poważnie przywódców powstańczych. Przebywał wówczas na wodach Tamizy jeden statek rosyjski, korweta o 12 działach i o szybkości znacznie większej, niż szybkość okrętu polskiego. Korweta ta mogła naprawdę budzić poważne obawy. Przyszły wówczas z pomocą powstańcom polskim rewolucyjne koła włoskie, a w szczególności wódz ich Mazzini. „Bądźcie spokojni" — mówił Mazzini, gdy go o radę pytano, co czynić, — „to jest kwesta jedynie pieniężna, załatwię ją, dam ziomkom moim polecenie". I następnego dnia zgłosił się do pułkownika Łapińskiego jakiś Włoch, który oświadczył, że na korwecie rosyjskiej popsuła się maszyna, — i naprawa jej potrwa kilka dni... Kosztowało to niewiele: dano Włochowi 100 funtów ².
 
IV

Dnia 25 marca 1863 r. wyruszył Łapiński w drogę i przy sprzyjającej pogodzie na trzeci dzień stanął w Sundzie pod Helsinborgiem. Z Helsinborgu, wstrzymany 24-godzinną burzą, popłynął Łapiński do Kopenhagi. Tutaj kapitan Weatherley wysiadł na ląd, — i z pierwszej gazety, jaka mu wpadła do ręki, dowiedział się, że korweta rosyjska rozpoczęła gwałtowny pościg za okrętem polskim. Kapitan Weatherley przeraził się nie na żarty — i dopiero po długich namowach ze strony przywódców powstańczych zgodził się na dalszą podróż. Sytuacja jednak stawała się coraz poważniejszą. Niebawem przyszły wieści o nagłym puszczeniu lodów, a co za tym idzie o uruchomieniu całej floty rosyjskiej przeciwko jedynemu statkowi polskiemu. Kapitan Weatherley odmówił ostatecznie posłuszeństwa; Łapiński postanowił wylądować na brzegach szwedzkich — i dnia 30 marca zawinął do portu Malmö na wyspie Oland. Tu kapitan Weatherley, zabrawszy swoich majtków, ulotnił się.
 
V

Na powitanie powstańców wyszła ludność miasta Malmö; przyjęto żołnierzy polskich niezwykle życzliwie i przyjaźnie. Władze miejskie porozumiały się z rządem szwedzkim w Stockholmie, skąd również przyszły wiadomości przychylne i pomyślne. Dano koszary do użytku polskich żołnierzy i część ich utrzymania rząd szwedzki wziął na swój koszt. Hojnie sypały się składki na cele powstania; wśród ofiarodawców figurował król szwedzki z darem 20,000 talarów ³. W Malmö przebywali powstańcy dwa miesiące, ćwicząc się w obrotach wojskowych na błoniach, otaczających miasto,— i czekali tylko chwili stosownej, ażeby ruszyć dalej, — ku brzegom Polski. Pułkownik Łapiński nie zrzekł się myśli dalszej wyprawy i, korzystając z sympatii Szwedów,—czynił energiczne przygotowania, ażeby zadanie swoje spełnić należycie. Ponieważ „Ward Jackson" zbyt już był znany, wynajął inny okręt „Emilie", aby puściwszy „Ward Jacksona" do Anglii celem ściągnięcia 
nań
 uwagi, na „Emilie" dobić do brzegów Żmudzi. Wreszcie dnia 28 maja 1863 r. wsiadł Łapiński ze 120 ludźmi na „Emilie" i puścił się na brzeg polski, aby wylądować naprzeciw Kłajpedy
 
VI

Los jednak nie sprzyjał poczynaniom polskim. Wieczorem dnia 15 czerwca stanęła „Emilie" opodal Kłajpedy, w pobliżu zakładu kąpielowego, oddalonego ćwierć mili od wybrzeża. Z zapadnięciem mroku niebo, dotąd pogodne, pokryło się groźnymi chmurami. Łapiński, nie zważając na to, rozpoczął lądowanie. Ale gdy dwie łodzie z pierwszym transportem ludzi odpłynęły od okrętu, wybuchła gwałtowna burza, — i fale wywróciły jedną łódź; 19 ludzi utonęło. Łapiński, przygnębiony niepowodzeniem, zawrócił z powrotem do wyspy Gothland i wrócił do Anglii ⁾.
 
VII

Gdy mowa o tej wyprawie morskiej, nie wolno pominąć pewnych posunięć strategicznych polskich, mających na celu opanowanie wybrzeża morskiego; nie wolno pominąć działalności pułkownika Zygmunta Dołęgi-Sierakowskiego. Sierakowski, podpułkownik sztabu generalnego rosyjskiego, — na wieść o wybuchu powstania w Polsce, rzucił świetną karierę wojskową, jaka otwierała się przed nim w wojsku rosyjskim, — i pośpieszył w szeregi powstańcze. Dążył on do tego, ażeby bezładną partyzantkę przemienić w regularną wojnę. Starał się organizować większe oddziały wojskowe, które mogłyby prowadzić skuteczną walkę. W planie Sierakowskiego leżało wywołanie wielkiego powstania ludowego przeciwko Rosji. Zadaniem tego powstania na Żmudzi i w Kurlandii było — przerwanie komunikacji między Petersburgiem a wojskami rosyjskimi, działającymi na terenie Królestwa. Przerwanie komunikacji zmusiłoby oddziały rosyjskie w Królestwie — do kapitulacji. Opanowanie ułatwiłoby dowóz broni i amunicji, bez narażania transportów na konfiskatę. Pozyskanie wybrzeży morskich dla powstania miało ponadto wielkie znaczenie polityczne. Liczono się z tym, że Europa (głównie Francja) przyśle pomoc zbrojną. Zajęcie wybrzeży morskich przez Sierakowskiego mogło tę interwencję europejską ułatwić i przyśpieszyć. Ruszył więc Sierakowski, brodząc przez puszcze i leśne ostępy,—ku morzu! Śmiałym natarciem rozbił Moskali pod Rogowem, a owiany urokiem zwycięstw szedł coraz śmielej. Wyszedł z lasów i puszcz i dążył bitymi gościńcami, od wsi do wsi. Lud wiejski w uroczystych procesjach wychodził na powitanie oddziałów powstańczych. Sierakowski, znając przywiązanie ludu do wiary, wstępował do kościołów. Był to wspaniały marsz wojska polskiego ku morzu! Ale marsz ten jednak skończyć się miał nieszczęściem. Oto w trzy dniowej bitwie birzańskiej, w dniach 2, 3 i 4 maja, oddział Dołęgi, oskrzydlony przez przeważające siły rosyjskie, został rozbity. A Sierakowski ciężko ranny wpadł w ręce Moskali. Los jego był przesądzony z góry i pewny, jak śmierć sama. Dn. 27 czerwca 1863 r. umarł w Wilnie na szubienicy — Zygmunt Dołęga-Sierakowski — czysty i niepokalany.
 
VIII

Wyprawa bałtycka skończyła się niepowodzeniem. Mimo to ze strony polskiej nie ustały starania, ażeby znowu uzbroić jakiś okręt i odegrać pewną rolę na morzu. Wielkie zasługi na tym polu położyli; książę Władysław Czartoryski, „agent dyplomatyczny Rządu Narodowego we Francji i Anglii" i generał Władysław Zamoyski. Generał Zamoyski, korzystając ze swoich licznych stosunków w kołach arystokracji angielskiej i w sferach parlamentarnych, zabiegał usilnie o to, ażeby rząd angielski uznał Polskę za stronę wojującą. Przez długi czas usiłowania jego nie odnosiły żadnego skutku. Dopiero w lipcu r. 1863 oświadczono mu, — a jest to jakby echo wyprawy bałtyckiej, że pośrednio dałoby się to uczynić (t. zn. uznać Polskę za stronę wojującą), jeśliby okręt pod banderą polską zawinął do posiadłości angielskich, np. do Malty, wówczas Anglia musiałaby uznać go albo za okręt nieprzyjacielski i przyaresztować, — albo za statek państwa istniejącego. Równocześnie zapewniono Zamoyskiego, że jeżeli rzeczywiście okręt polski zawinie do portu angielskiego, to Anglia okrętu tego nie przyaresztuje, — tym samym uzna flagę polską i odtąd będzie musiała uważać Polskę za stronę wojującą.
 
IX

Wiadomość o tym przyjęto w Rządzie Narodowym w Warszawie z wielkim zapałem. Nabycie stosownego statku przedstawiało pewne trudności, przede wszystkim finansowe. Trudności te jednak zostały szczęśliwie przełamane. Na kupno okrętu złożyli — księżna Adamowa Czartoryska i generał Władysław Zamoyski z żoną 1,800,000 franków. Za sumę tę kupiono statek amerykański „Florydę", Sprowadzono ją z Ameryki do angielskiego portu Newcastle, należycie umontowano, uzbrojono i dano nazwisko „Kościuszko". Załogę tego okrętu stanowić mieli uczestnicy poprzedniej wyprawy, t. j. wyprawy pułkownika Łapińskiego.
 
 X

Pewne trudności przedstawiała sprawa, komu oddać dowództwo nad tą tworzącą się flotą polską. Rząd Narodowy miał wieści o tym, że na dalekich wodach japońskich przebywa Polak, dowódca korwety rosyjskiej, Władysław Zbyszewski, pochodzący z ziemiańskiej rodziny, z Kijowszczyzny. Wiedziano o tym, że Zbyszewski złożył dowództwo korwety i że przedziera się do ziemi ojczystej. Jednak nie wiadomo było kiedy przybędzie, bo przy ówczesnych środkach komunikacji podróż z oceanu Spokojnego do Europy mogła trwać dosyć długo. Ażeby nie tracić czasu, postanowił Rząd Narodowy pójść za wskazówkami Rządu francuskiego i zamianować dowódcą okrętu polskiego kapitana marynarki francuskiej Magnana.

XI

W pierwszej połowie stycznia 1864 roku „Kościuszko" opuścił Newcastle, i przepłynąwszy Gibraltar, zawinął do hiszpańskiego portu Malagi dla nabrania węgła i wody. W tym samym czasie zgłosił się u księcia Władysława Czartoryskiego przybyły z wód japońskich Władysław Zbyszewski, o czym książę natychmiast wysłał raport do Traugutta. Rzecz oczywista, że wobec przybycia marynarza Polaka, — Magnan musiał zrzec się dowództwa okrętu. Dano mu jakiś honorowy tytuł, a Zbyszewski, który przybrał nazwisko Feliksa Karpia, otrzymał nominację na „kapitana" „wojennej marynarki polskiej".
 
XII

A jednak szczęście nie sprzyjało zamysłom polskim. Poseł rosyjski w Madrycie, książę Wołkońskij, zawiadomił hiszpańskie ministerstwo, że „Kościuszko" przywiózł broń i amunicję dla powstania karlistów w Aragonii. Ta kłamliwa denuncjacja wywołała pożądane dla Rosji następstwa; władze hiszpańskie okręt, który przebywał w Maladze, skonfiskowały, załogę przyaresztowano, a broń zabrano . Były to ostatnie dni lutego 1864 roku i coraz cięższe ciosy biły w Polskę. Zbyszewski mimo niepowodzenia pracował dalej nad utworzeniem floty, ostatecznie jednak rzecz rozbiła się o brak funduszów.
 
XIII

Powstanie styczniowe upadło, złamane przez olbrzymią przemoc wroga. Ale było ono głośnym protestem przeciwko niewoli, — było wielkim wołaniem o sprawiedliwość. Powstańcy r. 1863/64 wskazali narodowi polskiemu morze, jako źródło wieczystej potęgi każdego państwa; wskazali nam drogi, którymi iść należy, ażeby budować wielkość Ojczyzny.
 
Cześć Im za to i chwała!
 
Dr. Jan Rogowski
 
¹⁾  Zieliński. Boje i potyczki powstania styczniowego.
²Marian Dubiecki. „Powstańcy polscy na Bałtyku w 1863". 
³Mieczysław Gawlik. Powstanie styczniowe. R. 1925 Lwów.  
Zieliński. Bitwy i potyczki 1863—64. Raperswil 1913. 
Marian Dubiecki. Echa z powstania styczniowego.
 
 
Morze, organ Ligi Morskiej i Rzecznej. - R. 3, nr 2