Gdańsk w literaturze

 

Gdańsk w literaturze



Kran nad Motławą, Stara litografia J. Gretha


„Miasto Gdańsk! Niegdyś nasze, będzie znowu nasze!"

Ten szczery okrzyk, który, jak twierdzą niektórzy komentatorowie mickiewiczowskiego „Pana Tadeusza", ma być wieszczym proroctwem o znów polskiej przynależności Gdańska — zawiera w sobie pełnię naszej tęsknoty. Wystarczy sięgnąć do wnikliwej, doskonałej monografii Szymona Askenazego, pod tytułem „Gdańsk a Polska", — czy też do nowszej, niedawno wydanej a pięknej pracy Jana Kilarskiego, zatytułowanej „Gdańsk", — czy wreszcie do „Roczników Gdańskich" Towarzystwa Przyjaciół Nauki i Sztuki w Gdańsku, — albo do prac zaciekłego badacza literatury kaszubskiej i gdańskiej, doktora Władysława Pniewskiego, zwłaszcza zaś do jego antologii „Morze polskie i Pomorze w pieśni",—wystarczy choćby ten krótki przegląd, by zdać sobie sprawę, jak poprzez wieki zmagały się tam dwa wrogie żywioły: tubylczy słowiański i najezdni- czy — germański.

Wiadomo o zaraniu dziejów tego miasta, że było osadą prasłowiańską; świadczą o tym znaleziska, właściwie kulturze Słowian: grodyszcza i cmentarzyska. Pliniusz Starszy i Tacyt z I wieku ery, Chrystusowej, a i geograf aleksandryjski Ptolomeusz z II wieku — znają Bałtyk jako morze słowiańskie. Morze, pełne cennego bursztynu, który w początkach pierwszego tysiąclecia sprowadzał grabieżcze najazdy germańskich Wikingów, później zaś wędrówki kupców greckich, rzymskich i arabskich. Po pierwszych zostały groty i miecze, po drugich — monety.

Z wolna organizował się słowiański żywioł Polan, Lutyczan, Mazowszan i Pomorzan — Pomorzan, których potomkami są dzisiejsi Kaszubi — wśród żywiołu Prusów. Mieszko I jest już władcą Bałtyku od Odry po Wisłę. W Gdańsku siedzą twardo książęta kaszubscy, przyjmując wiarę Chrystusową za sprawą Chrobrego. Na przełomie wieków XII i XIII, zwabieni bogactwem nadbałtyckiego grodu, ściągają tu i osiedlają się kupcy z zachodu, których handel i dobrobyt świetnie się rozwija pod opieką kaszubskich książąt. Sobiesław, Sambor, Świętopełk, Warcisław, Mściwój, Przemysław — oto imiona tych książąt, których związek z Polską był zawsze silny, a utrwalił się w r. 1282, kiedy to Mściwój aktem w Kępnie przekazuje swe władztwo siostrzanowi, Przemkowi II Wielkopolskiemu, późniejszemu królowi polskiemu, pod którego berłem zjednoczyły się trzy ziemie: Wielkopolska, Krakowska i Pomorska.

Podanie ludowe o powstaniu Gdańska po raz pierwszy znajdujemy spisane u ks. jezuity Jana Skórskiego w XVIII wieku w poemacie łacińskim p. t. „Lechus carmen heroicum", przełożonym na polszczyznę przez franciszkanina Benedykta Kotfickiego p. t. „Lech polski". Podanie to głosi, że Lech wraz z synem Wizimierzem, żeglując do obcych krain w poszukiwaniu uprowadzonej córki Rossy — po strasznej burzy morskiej, sztormie, jak- byśmy to dziś powiedzieli — zagubili się obaj. Lech wrócił do swego ludu i założył Gniezno. Wizimierz zaś ląduje w Danii. Tam, prześladowany przez Duńczyków, odnosi nad nimi walne zwycięstwo i, uprowadzając jeńców nad Wisłę, zakłada po obu jej brzegach u ujścia do morza dwa grody, w jednym z nich osadzając jeńców, a gród ten nazywając: Gdan.

Bardzo podobne, acz nieco zmienione jest podanie ludowe, zawarte w utworze Jadwigi Łuszczewskiej, Deotymy, p. t. „Wyszymir". Ile jest prawdy w tych podaniach, trudno dociec, niemniej trudno też nie zauważyć, że w każdym podaniu kołata się jakaś cząstka tej prawdy. Tak czy inaczej, niezmienne pozostaje jedno: Gdańsk jest miastem, powstałym dzięki pomorskim Słowianom.

Rozwijał się Gdańsk pod możną opieką kaszubskich książąt, rósł w bogactwo i potęgę, aż zazdrośni Brandenburczycy, od dawna chciwym 
nań
 patrzący okiem, za nimi zaś Krzyżacy — zdradą opanowują gród słowiański. W czasie dorocznego odpustu na św. Dominika, w r. 1308 w nocy, przebrawszy się za chłopów, Krzyżacy sprawili wśród koczującego na rynku tłumu — przerażającą w swym bestialskim okrucieństwie rzeź, nie oszczędzając ani Słowian, ani niemieckich kupców, ani kobiet, ani dzieci, — co z ponurym realizmem oddane zostało przez genialne pióro Stefana Żeromskiego w jego „Wietrze od morza"

W ten sposób Krzyżacy chcieli — jak powiada nam dziejopis Długosz: — „aby rozpowszechniony odgłos takiego okrucieństwa do tego stopnia poraził serca w innych miastach i grodach, iżby nie śmiano sprzeciwiać się Zakonowi, a dalszy zabór ziemi uczynić łatwiejszym i pewniejszym". Ta rzeź straszliwa, kiedy to od wrzuconych do wody ciał pomordowanych zaczerwieniła się rzeczka Radunia — do dziś dnia zachowała się w pieśniach ludu kaszubskiego i w jego poezji. Poeta kaszubski, Woś Budzysz, w pieśni p. t. „Na pamiątkę 14 listopada 1308 w Gdańsku", pisze:

Z Katarzene byją zwóne, 
pogrzebowy chór, 
jak zwón jęknie — serce pęknie,
jidze. jidze mór!"

Inny poeta kaszubski, Adam Cehak-Stodor, wedle refrenu starej kołysanki, brzmiącego „A w Raduni krawo woda"
 — po opisie ohydnej rzezi taką daje strofę:

„Wielki mistrzu, możny panie, 
nikt ci przeciw nie powstanie: 
cisza jest i ład...
W Marienburgu będą dzwony 
bić: O, witaj, upragniony, 
kto żyw, ten ci rad!...
A w Raduni krwawa woda, 
szkoda ojców dzieciąt szkoda.“

Jeszcze inny poeta kaszubski, Heronim Derdowski, w poemacie „Pon Czorlińści". taką podaje kołysankę:

„...Córulenku, zabjele cy ojca w renku 
zabjele go za drudzimi. 
toporami żelaznymi...
A w Raduni krwawo woda, 
szkoda ojca, żeco szkoda “

Pamięć nocy św. Dominika sprawiła, że Kaszubi tym głębiej odczuli wrogość germańskiego zaborcy, i tym silniej skłonili się ku Polsce. Jak to czytamy w wydanej w roku 1899 „Pieśni o Gdańsku" Wiktora Gomulickiego:

„Kaszub wnet z oczu ci wyczyta,
żeś swojak. Bogiem cię pozdrowi, 
a z twarzy radość mu zaświta".

Izydor Gulgowski zaś, w „Pieśni o ziemi kaszubskiej", pisze:

„Płynie Wisła jak płynęła, 
nad nią leży Gdońsk nasz stary: 
że do Polści nie należy, temu 
Kaszeb nie da wiary!"

Jeśli chodzi o te uczucia ludu kaszubskiego, to chyba najdobitniej przejawiły się one w znanym, twardym haśle Derdowskiego: „Niema Kaszeb bez Poloni, a bez Kaszeb Polści!" — albo w tej strofie:

,,Tam gdzie Wisła od Krakowa 
w Polście morze płynie,
Polsko wiara, polsko mowa, 
nigde nie zadzinie!"

Nie zaginie. Sto lat trwała przemoc krzyżacka. Pamiętny pogrom grunwaldzki w 1410 roku poderwał siły Zakonu, Jeszcze w rok później komtur gdański morduje zdradą burmistrza i dwu najznamienitszych rajców, zaproszonych do zamku na układy, — jeszcze Gdańsk jęczy pod zaborem, lecz nienawiść mieszczan do Krzyżactwa wzrasta, i rzecz charakterystyczna, nienawidzą Krzyżaków tak Słowianie, jak i osiedli tam kupcy niemieccy, pospołu. Nienawiść to żywiołowa, skoro jest w Gdańsku tablica, głosząca w języku niemieckim, że: „W tym miejscu odkryto resztki fundamentów zamku zakonnego, zburzonego przez Gdańszczan w roku 1454". — W trzy lata później Gdańsk złożył na Długim Rynku przysięgę wierności królowi polskiemu, Kazimierzowi Jagiellończykowi. I z tą chwilą nastały nowe dla Gdańska czasy. Mówi o nich tablica burmistrza Borkmana z 1709 roku, że były to „złote, polskie czasy". A wraz z coraz bardziej zażyłymi stosunkami z Rzecząpospolitą — wzrastał coraz bardziej, coraz wspaniale] dobrobyt.

Widok na kościół N. P. Marii w Gdańsku

Jak kwitnął handel, i co Polska zwoziła z Gdańska w zamian za zboże, sosny masztowe, popiół smołę, wosk, — o tym mówi rejestr historyczny, zawarty w jednym z „Roczników Gdańskich". Więc zlecał szlachcic kupić w Gdańsku: pieprzu wysiewanego ćwierć kamienia, imbieru takoż ćwierć, miodowniku tafel dwie, oliwy genueńskiej białej, przedniej y świeżej tyle to a tyle, — Nzina francuskiego starego, kolor żeby miało biały y siarką iżby nie trąciło, ani też żeby było wapniste, ok- softy kupić dwa po złotych 120,—a to śledzi szkockich beczek trzy,—a to sukna zielonego weneckiego w gatunku przednim y w kolorze dobrym łokci jedenaście, — a to mydła achtel jeden, — a to laku hiszpańskiego lasek pięć, — tabaki ollenderskiej rurek czterdzieście, — a to jabłko mosiężne, żeby duszę żelazną miało do rąk grzania, — a to lustrę blaszaną do kredensu, — a to... — eh. nie zliczyć wszystkiego, co tam kupowano!

Zachłanność szlachty polskiej na zbytki wszelakie, sprowadzane z Gdańska, każę w XVI w. Janowi Kochanowskiemu, rozgoryczonemu zatratą stanu rycerskiego, pisać tak w „Satyrze":

„Niemasz dziś w Polszczę — jedno kupcy a rataje,
To najwiotsze misterstwo, kto do Brzegu woły, 
a do Gdańska — wie drogę z żytem a z popioły".


Sebastian Fabian Klonowicz więcej Gdańskowi poświęca uwagi w utworze swym, zatytułowanym: „Flis, to jest spuszczanie statków Wisłą i inszemi rzekami, do niej przypadającemu" — aleć i on podobnie mówi, że owe szlacheckie pieniądze i ,,..żołądki prowadzą do Gdańska poty cnych kmiotków, — a raczej do Chłańska". Podobnie Gdańszczanin Hoeffen-Dantyszek gromi po łacinie Gdańszczan za pychę i złe, swowolne obyczaje, wywołane nadmiarem wszelakiego dobra, zyskanego dzięki stosunkom handlowym z Polską, i przepowiada swemu miastu zgubę, co później w XVIII w., powtarza po polsku ks. Jacynta-Przetocki, a w XIX — Władysław Syrokomla:

„Mniemasz, Gdańsku, że wszystko uchodzi bezkarno. 
Twój senat trzema grzechy głośno znany światu, 
twój lud zabójczy przykład bierze od senatu. 
Bezbożność, pycha, niewstyd, gdy zasiędą z władzą, 
Ludy, miasta, królestwa, ze szczętem zagładzą". 
„Złamią się twoje baszty jako domy z karty.
Gdańsku! jękniesz boleśnie z swych bogactw odarty".

Bogacił się Gdańsk polską pszenicą, szlachta zaś polska wielce sobie chwaliła gdańskie nabytki, nie dziw przeto, że często-gęsto spotkać można u ówczesnych pisarzy wzmianki o Gdańsku. Pisał o nim prymas Polski Andrzej Krzycki w XV w., Roizjusz, archipresbiter świętojański w XV w., — i Wespasjan Kochowski, i Joachim Bielski, i Wacław Potocki, i Maciej Sarbiewski i wielu innych. Ówczesne nastroje i epokę doskonale oddała Jadwiga Łuszczewska w powieści p. t. „Panienka z okienka".

Mimo ścisłego współżycia, przecież zdarzały się nieporozumienia między Gdańszczany a Polską, sycone, a często rozmyślnie wywoływane przez czynniki poza gdańskie. Tak np. powstała raz zwada, wywołała przez dwu sługów dworskich, Niemca i Polaka, za bytności Zygmunta III w Gdańsku, gdy stąd wyprawiał się za morze po tron szwedzki. W burdzie ulicznej padło kilku ludzi, o czym pisze bezimienny autor „Pieśni o tumulcie gdańskim", zdaje się, że naoczny świadek zajścia. Tumult ten, niespodziany pośród dobrego współżycia, wywołał znaczne rozgoryczenie wśród ogółu Polaków, nie domyślających się obcej ręki i posądzających Gdańszczan o czarną niewdzięczność. Wyrazem tego rozgoryczenia jest właśnie owa „Pieśń o tumulcie gdańskim".

Nic to, i nic inne tumulty, boć nie raz dawali Gdańszczanie dowody wierności dla Rzeczypospolitej, w krwawych zapasach z najeźdźcami: czy będzie to za blokady Gustawa Adolfa, czy za potopu szwedzkiego, kiedy to przeciw potędze Karola Gustawa—z katolicką Częstochową jeden tylko luterański Gdańsk odważył się skutecznie stawić czoła, — czy też w w. XVIII w wiernej obronie króla Leszczyńskiego przeciw Rosji, — czy wreszcie przeciw generałowi Raumerowi, stojącemu na czele wojsk pruskich u murów Gdańska. A gdy w r. 1772, za czasów porażonej już bezwładem Polski — wojska te wdarły się do wewnątrz, tak o tym z goryczą najgłębszą napisze patrycjuszka gdańska i wybitna pisarka niemiecka, a matka słynnego myśliciela, Joanna Schopenhauer: Fryderyk Wielki „napadł jak wampir na moje nieszczęsne, skazane na zagładę miasto i wysysał z niego soki żywotne, przez lata całe, aż do zupełnego wyniszczenia".

Widok Gdańska z Góry Biskupiej, Stara litografia J. Gretha

Dzisiaj Gdańsk niepomny już władztwa polskiego. Dawne orły polskie przemalowuje się na ponury, czarny, pruski kolor, lub wręcz je się niszczy. Posąg Zygmunta Augusta na wieży ratuszowej — znany dziś jest jako... „chorąży" — „der Fahneträger". Pod tym właśnie posągiem głosiła tablica burmistrza Borkmana: „Oby wróciły złote, polskie czasy". O czasach tych zapomniano. Półtora wieku pruskiej niewoli — i oto Gdańsk stał się miastem typowo urzędniczym, gdzież mu do dawnej świetności! I chociaż, po odzyskaniu niepodległości przez Rzeczpospolitą, wraz z jej niepohamowaną prężnością morską — rozwój Gdańska znów postępuje, na naszych oczach — to przecież „wolne miasto" zda się nie rozumieć własnego dobra, jak je rozumiało pierwej, i ciągle prowadzi knowania przeciw swej jedynej Matce-Żywicielce. Strofa, przez nieznanego autora zawarta w „Pieśni o tumulcie gdańskim", wówczas zbyteczna, bo wywołana niezrozumieniem pewnych wpływów, — dzisiaj poczyna się stawać istotnie aktualna:

Przebóg! Chleb własny ma
                   nam z zelżywością
Stać w gardle kością?!
Szwanki to znaczne, a królom
                                     nowina.
Polsko, co baczysz po sobie,
                               znasz klina!
Klinem wybijać koniecznie
                                  potrzeba!"


ZB. JASIŃSKI


Morze, organ Ligi Morskiej i Rzecznej, R. 14, z. 10, 1937