Gdańsk, Zbiór Artykułów



POCHWAŁA MIAST PRUSKICH  



(Wiersz popularny na Pomorzu w XVIII wieku)


                                                                           W Gdańsku książęta, 
                                                                           W Toruniu panięta, 
                                                                           W Elblągu Lemani, 
                                                                           W Brodnicy furmani, 
                                                                           W Golubiu szyprowie, 
                                                                           W Łaszynie osłowie, 
                                                                           W Grudziądzu kupczycy, 
                                                                           W Świeciu prawnicy, 
                                                                           W Chełmnie prawodawcy, 
                                                                           W Chełmży marnotrawcy, 
                                                                           W Lubawie piwowarzy, 
                                                                           W Malborku pełno kramarzy, 
                                                                           W Nitichu świniarzy, 
                                                                           W Tucholi nędznicy, 
                                                                           W Chojnicach rolnicy, 
                                                                           W Pucku rybacy, 
                                                                           W Lemborgu dziwacy, 
                                                                           W Kościerzynie żebracy, 
                                                                           W Szluchowie mizeracy, 
                                                                           W Skarszewach smolnicy, 
                                                                           W Bytowie pijanicy, 
                                                                           W Starogardzie bartnicy, 
                                                                           W Gniewie łgarze, 
                                                                           W Nowem chmielarze, 
                                                                           W Kowalewie prostacy, 
                                                                           W Wąbrzeźnie również tacy, 
                                                                           W Sztumie bałamuci, 
                                                                           Gdzie weźmie, tam porzuci.


Obecny stan badań nad pochodzeniem nazwy Gdańska


Zagadkowa nazwa Gdańska zajmowała od dawna uczonych starających się zbadać i wyjaśnić jej pochodzenie. jedni (np. Kromer) wyprowadzali ją od jeńców duńskich, których książę Wizimir osadził w założonym przez się Gdańsku*), drudzy z K' dańsk, tzw. ku Danii, k'Danii, gdyż tamtędy szła droga do Danii, inni z Gotiscandza (Lohmeyer), Godańsk wzgl. Gotańsk (Perwolff), gdyż jakoby Gotowie założyli to miasto, jeszcze inni (Eggli) z Dańske wik, tj. postój gdański, gdyż podobno był sam kiedyś pous danensis, a W. Kętrzyński od jakiejś wody, która musiała nazywać się Gdanem (Gdan). Ponieważ jednak żadne z tych wyjaśnień nie jest pewne, uczeni usiłują w dalszym ciągu rozwiązać tę zagadkę, jaką jest nazwa Gdańska. Zwłaszcza w latach ostatnich badania na tym polu ożywiły się znacznie, co zapewne przypisać należy stanowisku, jakie zajmuje obecnie Gdańsk w polityce międzynarodowej. 

Z pośród rozpraw poświęconych temu zagadnieniu, wymienić należy prace Brücknera, Lorentza, Ekbloma, Rudnickiego i A. L. (niewątpliwie Antoniego Langego). Aleksander Brückner w "Archiv für slavische Philologie" wyprowadza nazwę Gdańska od wyrazu litewskiego gudelas, gaj. Franciszek Lorentz, znany badacz kaszubszczyzny, autor ,,Tekstów pomorskich" i ,,Gramatyki kaszubskiej", utrzymuje (w Zeitschrift des Westpreussischen Gechichtsvereins, zesz. 60, r. 1920), że Gdańsk pochodzi z dawniejszego Gudanisku wzgl. Kudanisku (u, i małe oznaczają tu dawne samogłoski głuche czyli półsamogłoski, tzw. jery). Odpowiadałoby to postaci Gyddanyzc zapisanej najdawniej - bo już w r. 999 w ,,Życiorysie św. Wojciecha (vita sancti Adalberti)". 

Lorentz rozkłada wyraz Gudanisku (Kudanisku) na dwie części, z których pierwszą gudan-(kudan-) uważa za postać nie słowiańską, drugą isku za przyrostek pochodzenia słowiańskiego. Pień kudan - jest jego zdaniem - albo złożeniem z przyimka ku (k') i rzeczownika dan będącego nazwą Danii, albo raczej wyrazem niejasnego, może wschodniogermańskiego pochodzenia, który odpowiadałby nazwie sinus Codanut (zatoka kodańska), zapisanej przez geografa rzymskiego, Pomponiusza Melę, w jego dziele: ,,De situ orbis (o położeniu świata)" W ostatnim wypadku Gdańsk oznaczałby okolicę nad zatoką Kodańską. Dr. Łęgowski Józef, zdając sprawę z pracy Lorentza (w Zapisach Tow. Naukowego w Toruniu t. V, zesz. 3 i 4), zgadza się z wywodami autora, zastrzegając się jedynie, że za najstarszą formę polską uważać należy Gdańsko, a nie Gdańsk. 

Rozprawa Lorentza, tudzież praca szwedzkiego uczonego R. Ekbloma pn. ,,Nordowie i Słowianie zachodni przed tysiącem lat", który Gdańk uważa za nazwę skandynawskiego pochodzenia (Gotansk), dały powód Mikołajowi Rudnickiemu, prof. uniwersytetu poznańskiego, do wyczerpującego zajęcia się tym przedmiotem w rocznikach I i II czasopisma ,,Slavia occidentalis". Poglądy Rudnickiego, oparte na sumiennych badaniach językoznawczych, a zarazem poparte licznymi przykładami z zakresu imion pospolitych i własnych (osób i miejscowości), dadzą się streścić w następujących punktach: 

l) Pierwiastkiem wyrazu jest Gud. Co się tyczy pochodzenia tego pierwiastka, Rudnicki nie wyłącza możliwości, że tkwi w nim nazwa wchodnio-germanskich Gosów, lub też szwedzkich Gautów, zwłaszcza że na wybrzeżu polskim są i inne nazwy skandynawskiego pochodzenia, jak Oksywie (Oxhöft), Hel, Jastarnia, (Osternäs) i inne. 2) Pierwiastek Gud został rozszerzony za pomocą przyrostka - an -, jak to się stało z inne i wyrazami (brat-bratan (ek), Dziw - Dziwan - Zyw - Zywan itp). 3) Rozszerzona w ten sposób postać Gudan otrzymała przyrostek - isku, bardzo częsty w języku polskim. 

Odmienne stanowisko zajmuje A. L., który poświęca temu zagadnieniu artykuł umieszczony w zeszycie 1 czasopisma ,,Astrea". Opierając si na pracy rosyjskiego uczonego Orłowa p. n. ,,O pochodzeniu nazw rzek miast i plemion rosyjskich", którego zdaniem wszystkie najdawniejsze nazwy geograficzne w całej Europie są pochodzenia fińskiego (turańskiego), utrzymuje A. L., że i nazwa Gdańsk jest tego samego pochodzenia, z czego by wynikało, że przed Słowianami i Germanami mieszkały nad Bałtykiem plemiona turańskie. A. K. powołuje się przy tym na niektórych uczonych, Lapouge, Mortillet i in., głoszących zapatrywanie, że Europę zamieszkiwały pierwotne ludy rasy żółtej. 

Jedynym z takich ludów byli. Sumirowie, którzy przed Asyryjczykami i Babilończykami mieszkali w Mezopotamii. Otóż w Języku Smulskom istnieją wyrazy gid, id, vid, oznaczające wodę, rzekę. A ponieważ plemiona Surańskie siedziały również w dzisiejszej Rosji, wyraz gig, przekształcony z biegiem wieków na gda, był używany na oznaczenie rzek. Stąd pochodzi, że w Rosji są dwie rzeki, noszące miano Gda: jedna wpada do jeziora Pejprus i leży nad nią miasto Gdow (od którego i rzekę przezwano dziś Gdowką), druga uchodzi do jeziora Rosto, a nad nią leży miasto Gdansk, jest jeszcze jeden Gdansk na Żmudzi, niedaleko Kowna. 

Wyraz gda jest nadto zawarta w całym szeregu rzek rosyjskich, jak Woło-gda, Sudo-gda, Siże-gda, Pecze-gda, Wycze-gda, Cza-gda, Na-gda. Oprócz formy gda spotyka się formę rozszerzoną goda w takich nazwach jak Ty-goda, Cza-goda, czym można by objaśnić sinus Codanus. Wprawdzie w Polsceniema obecnie rzeki Gda (jest tylko na Pomorzu pruskim Głda, zwana inaczej Gwdą lub Wdą, po niem. Küddow), mimo to A. L. nie wyłącza możliwości, że kiedyś istniała, a miasto nad tą rzeką zbudowane, nazwano Gdańsk, dodawszy mu przyrostek słowiański - ńsk. Wszystkie powyższe wywody. aczkolwiek stanowią znaczny krok naprzód po drodze wyjaśnienia nazwy Gdańska, nie rozwiązują jeszcze ostatecznie trudnego zagadnienia. Przyszłość pokaże, które z nich zdołają się ostać wobec postępów badań językoznawczych, historycznych i archeologicznych. 

*) Według ks. Kujota (Dzieje Prus król.) Gdańsk założył książę Swiętopełk. 
Feliks Przyjemski

Rodzina Kaszubska, nr.3,1925
17.01.1925


Gdy zbliża się ku końcowi 

„Kara“ zawieszenia „Gazety Gdańskiej”...

Apel do społeczeństwa polskiego



Zawieszenie na okres 6-cio tygodniowy jedynego dziennika polskiego w Gdańsku „Gazety Gdańskiej" na mocy rozporządzenia gdańskiego prezydium policji dobiega kresu. Już w poniedziałek rano, dnia 14 września, ukaże się „Gazeta Gdańska" na nowo i dotrze do rąk swych abonentów i przyjaciół. W tej chwili wydawnictwo pragnie podziękować z całego serca tym szerokim masom Czytelników i abonentów „Gazety Gdańskiej", które wiernie wytrwały w okresie prześladowania przy „Gazecie Gdańskiej". Z szczególnym zadowoleniem podnieść musimy szczerą i serdeczną pomoc moralną i materialną największej polskiej organizacji zawodowej, Zjednoczenia Zawodowego Polskiego, które odczuło cios wymierzony w 40-letnią „Gazetę Gdańską" jako godzenie w tradycyjne podstawy obrony indywidualności narodowej żywiołu polskiego na terenie gdańskim.

O energii, z jaką społeczeństwo polskie w Gdańsku sparowało cios godzący w „Gazetę Gdańską" świadczyć może pochlebnie fakt, że szeregi abonentów stałych „Gazety Gdańskiej" nie tylko się nie zmniejszyły, ale nawet znacznie powiększyły. Na czoło zasłużonych pod tym względem działaczy wysuwają się w pierwszej linii nasi dwaj posłowie polscy do sejmu gdańskiego pp. Antoni Lendzion i Erazm Czarnecki, którzy na licznych wiecach i zebraniach organizacyj i towarzystw polskich zabierali głos w obronie „Gazety Gdańskiej" i złożyli uroczysty protest z trybuny sejmu gdańskiego, i interweniując ponadto osobiście u senatora spraw wewnętrznych p. Hinza.

Wśród robotników i urzędników panowało specjalne głębokie oburzenie z powodu zawieszenia „Gazety Gdańskiej", o czym świadczy wymownie 14 rezolucji przyjętych na samych tylko wiecach i zebraniach filij Zjednoczenia Zawodowego Polskiego, nie mówiąc o innych organizacjach. stowarzyszeniach polskich w Gdańsku. Oprócz posłów z protestem u senatu i Wys. Komisarza Ligi Narodów wystąpiło samo wydawnictwo i naczelna organizacja Polska w Gdańsku „Gmina Polska". Interwencja „Gminy Polskiej" . innych czynników u naczelnych władz polskich w Gdańsku napotkała na prawdziwą i serdeczną przychylność.

Senat gdański odrzucił we wszystkich instancjach aż do najwyższego sądu administracyjnego włącznie protest i prośbę zniesienia zawieszenia „Gazety Gdańskiej". Na trudności napotkało wydawnictwo w tym okresie też na poczcie niemieckiej w Gdańsku. Dla Redakcji pisma w Gdańsku powstawały liczne trudności, by tylko wymienić trzy procesy, które zawisły nad jej głową, .odwiedziny agentów przekupienie pewnych osób. Na szczęście powiedzieć można, że solidarne poparcie społeczeństwa złamało wrogi atak i sparowało cios godzący w „Gazetę Gdańską". Jeszcze okres walki nie minął. Jesteśmy przygotowani na dalsze prześladowania, bo obrony interesów polskiej ludności nigdy nie zaniechamy i z całą energią potępiać będziemy w dalszym ciągu wszystko, co godzi w pokój powszechny i sprawiedliwość wobec wszystkich obywateli w Gdańsku, bez wyjątku.

Dzień Pomorski 1931.09.13, R. 3 nr 210
13.09.1931


NOWA PROWOKACJA GDAŃSKA



Angielskie okręty wojenne, które w tych dniach bawiły w Gdańsku

Polski kontrtorpedowiec „Wicher“ zawinął wraz z okrętami angielskimi do Gdańska
 Eskadra wielkobrytyjskiej floty wojennej zawinęła w tych dniach do portu gdańskiego celem złożenia oficjalnej wizyty przedstawicielstwu naszej Rzeczypospolitej. Na powitanie floty angielskiej wypłynął na wody portu gdańskiego nasz statek „Wicher". Nastąpił szereg oficjalnych odwiedzin dowódców floty angielskiej i polskiej... Tak brzmiałoby w krótkim streszczeniu sprawozdanie z faktu, wchodzącego niejako w normalne życie państw, pozostających do siebie w przyjaznym stosunku. Ale w tym wypadku wmieszał się niepowołany czynnik trzeci i sprawił, że epizod ten nabrał szczególniejszego znaczenia politycznego. Tym czynnikiem był senat W. Miasta Gdańska i stojący za nim nacjonaliści niemieccy. Pierwszy zaprotestował wobec Wysokiego Komisarza Ligi Narodów przeciwko wpłynięciu naszego statku na wody gdańskie — drudzy podkreślili ten protest hałaśliwą demonstracją z okrzykami „Heil Hitler!". Jeszcze raz, a zapewne nie po raz ostatni, ujawniła się zaciekła nienawiść senatu gdańskiego, nienawiść, która rzuca się na szczęście bezsilnie i szkodzi nie nam, ale samemu Gdańskowi, mogącemu się pomyślnie rozwijać jedynie w zgodzie z Polską. Przedstawiciel naszego państwa w Gdańsku w krótkiej odpowiedzi na notę senatu godnie, w poczuciu słuszności i siły podkreślił, że to, co władze polskie zarządziły, było zgodne z prawem, że „Wicher" na wodach gdańskich pozostanie mimo protestu senatu tak długo, aż wypełni misję, przeznaczoną mu przez władze polskie. I tak się istotnie stało. W rezultacie epizod normalny w kurtuazyjnych stosunkach dwóch państw stał się nową kompromitacją intruza...

Światowid. 1932, nr 26
 1932
 
 

Z sali odczytowej

Rozwój portu w Gdańsku


 
Dnia 15 kwietnia r. bp. p. inż. B. Dobrzycki , prezes Dyrekcji Okr. PKP w Gdańsku, wygłosił w Stowarzyszeniu Techników Polskich w Warszawie odczyt na temat; „Rozwój portu w Gdańsku przed wojną światową i po wojnie, powody powojennego rozwoju Gdańska i ekonomiczne korzyści, jakie osiągnął Gdańsk z ruchu towarów masowych". 

Prelegent zaznaczył na wstępie, że — jak wiadomo — prasa niemiecka stara się udowodnić, że Gdańsk, związany z zapleczem polskim, nie rozwija się należycie, Dla udowodnienia tej tezy, pisma niemieckie muszą się uciekać do argumentów, pozbawionych wszelkiej słuszności, wzgl. świadomie posługują się statystyką nagiętą do postawionej tezy. Niedawno nawet odważne fachowe pismo niemieckie  (Archiv f. Eisenbahnwesen, zesz. 5 z r. ub.) weszło na tę drogę, ogłaszając artykuł p. t. „Koleje pruskie a Gdańsk", w którym to artykule autor stwierdza, że obrót portu Gdańskiego był w r. 1930 niższy niż w latach 1911—1913. 

Prelegent zamierza w swym odczycie nie tylko obalić tę tezę, lecz i wykazać nadto, że port gdański zyskał w nadzwyczaj znacznym stopniu z obrotu z zapleczem polskim, zyskał tak dalece, że uczynił w swym rozwoju ogromny krok naprzód, stając się pod polską opieką ponownie największym portem na Bałtyku (2-gie miejsce przypada Gdyni — 5,2 milj. t, 3-cie Leningradowi, 4-te Szczecinowi).

Przechodząc do twierdzenia cytowanego pisma niemieckiego, zaznacza prelegent, że opiera się ono na błędnych przesłankach, gdyż autor wyłącza ze statystyki towary masowe, mian. złom i fosforyty (60 000 t) z obrotu lat 1911-13, otrzymując ten obrót w wysokości 2 200 000 t, a węgiel, drzewo, złom i fosforyty (6 576 350 t) — z obrotu w r. 1930, i otrzymuje dla tego roku 2 039 355 ton. Otóż przede wszystkim autor zapomniał odliczyć obrót węgla i drzewa w latach przedwojennych (469 000 t), czym zniekształca brane do porównania cyfry, powtóre opieranie się na porównywaniu nie całego obrotu, lecz tylko jego części — po odliczeniu towarów masowych — nie ma żadnego uzasadnienia. Towary masowe bowiem, wymagające najmniej ostrożności przy przeładunku, a zwiększające ruch statków, stanowią główne źródło korzyści portu i miasta. Stwierdzają to zresztą i liczne artykuły niemieckie, — co prawda wówczas, gdy analizują rozwój portu nie w Gdańsku, lecz... w Hamburgu.

Historycznie Gdańsk do XIX stulecia należał do najpierwszych portów Bałtyku, po przejściu zaś od Polski do. Prus zamierał powoli, ustępując innym portom pruskim, a szczególnie Szczecinowi; obecnie, po 10 latach polskiej opieki, odzyskuje swą dawną świetność. Porównując obroty portów gdańskiego i szczecińskiego w okresach 1880—1913 i 1920—1931, stwierdza prelegent, że obrót Szczecina od roku 1880 do' r. 1903 wzrastał o 6,7%, a Gdańska w tym czasie o 0,59% rocznie; od roku 1903 do 1913 Szczecin wykazuje roczny przyrost obrotu o 9,29%, Gdańsk o 5,62%. Po wojnie, w okresie 1920—1930, obrót portu w Szczecinie obniżył się o 12,16%, a w Gdańsku wzrósł o 300%. W ostatnich dziesięciu latach Gdańsk, przeładował tę samą prawie ilość ton, co w 33 latach, przedwojennych,

Powód wegetowania portu gdańskiego przed wojną leżał w oddzieleniu go granicami od naturalnego rynku zakupu i zbytu ziem polskich. Przedwojenna pruska polityka taryfowa kolejowo-wodna pozbawiała Gdańsk, na korzyść Szczecina, i tak małego przy ówczesnych granicach politycznych zaplecza, do którego rościł sobie jeszcze prawa port w Królewcu. Rząd pruski popierał port w Szczecinie i krzywdził port w Gdańsku. Urządzenia portowe przedwojenne w Gdańsku były przestarzałe i daleko pozostawały w tyle za urządzeniami w portach konkurencyjnych niemieckich. W czasie wojny światowej ruch handlowy w Gdańsku zamarł. Dopiero odzyskanie niepodległości Polski otworzyło dla Gdańska nowe świetne widoki rozwojowe.

Rząd Polski, nie bacząc na stan taryfowy, obowiązujący przy przejęciu linio położonych na obszarze wolnego miasta Gdańska, gdzie obowiązywała taryfa niemiecka o 35% droższa od polskiej, wprowadza, mimo wysokich kosztów eksploatacyjnych w Gdańsku w komunikacji z portami, cały szereg niskich taryf wyjątkowych z obliczeniem przewoźnego aa łączną odległość przewozu według najniższych taryf polskich. W roku 1928 wprowadza unifikację taryf i na całym obszarze Gdańska wchodzi w życie taryfa polska. Wysiłek ten kosztuje Państwo Polskie 18 milionów fr. szw. rok rocznie. Następnie w roku 1929 tworzy Polska dla komunikacji z Gdańskiem oddzielną taryfę portową, starając się przez to osiągnąć dla Gdańska teren ciążenia nie tylko w obrębie Rzeczypospolitej' Polskiej, ale nawet rozszerzyć go na państwa ościenne, jak: Czechosłowację, Rumunię i Z. S. R. R., przez zaprowadzenie komunikacji z portami morskimi przy odległościach od 701 km, dalszej różniczki pionowej, która w komunikacji wewnętrznej przez suchą granicę kończy się na 700 km, oraz przez wprowadzenie wielkiej ilości taryf wyjątkowych dla towarów, idących drogą morską,

Cyfrowo rozwój Gdańska w porównaniu ze Szczecinem przedstawia się następująco: Szczecin miał w 1913 roku 6 250 000 t obrotu, a Gdańsk 2 100 000 t; w roku 1930 Gdańsk posiada 8 215 000 t, zaś Szczecin 4 880 000 t. Badanie dochodów, wynikających z eksportu materiałów masowych (węgla, fosforytów, drzewa i złomu), wykazało, że dochody te zasiliły Gdańsk w 1930 roku kwotą 17 546 000 guld., zaś w okresie 1924-1930 — 108 782 000 guld. Inwestycje czysto budowlane, wykonane przez Radę Portu w porcie gdańskim, wynoszą od 1926 roku 15 528 000 guldenów, inwestycje przeładunkowe 10 639 330 guldenów i różne in. 1 502 000 guldenów, razem. 27 669 350 guldenów, z których na firmy miejscowe przypada 20 700 000 guld. Zestawienie wydatków inwestycyjnych kolejowych, dokonanych w latach 1922-1931, osiąga cyfrę 8 200 000 guld., z czego na rynku miejscowym wydatkowano 6 000 000 guld. Razem korzyści ekonomiczne, jakie Gdańsk osiągnął w ciągu ostatnich 6-oiu lat opieki rządu polskiego, wynoszą około 135 000 000 guld., przeciętnie rocznie 22 500 000 guld.. Gdańsk — zakończył mówca —.rozwijać się może tylko polskim zapleczem i pod polską opieką, a wegetować pod opieką Prus. Odczyt był bogata ilustrowany wykresami, opartymi celowo ma statystycznych danych niemieckich.

Redaktor odp. Inż. Czesław Mikulski

Nowiny Techniczne. Dodatek do Przeglądu Technicznego 1932 nr 23-24

08.06.1932


TYDZIEŃ LOTNICZY „LUPOSTY“ W GDAŃSKU

Wielkie przygotowania i brak publiczności. — Występ Fieselera. — Wizyta „Zeppelina"



Od dawna zapowiadany tydzień lotniczy ,,Luposty“ rozpoczął się 24 lipca „wielkim" pokazem na lotnisku we Wrzeszczu. Jakie były główne cele tej ,,międzynarodowej" imprezy, o tern różni różnie mówią; nam jednak wydaje się, że chęć wykazania talentów organizacyjnych i inne, bardziej materialne pragnienia ze strony panów z „Danziger Luftfahrt Verein" odgrywały nie najmniejszą rolę. Na całość składała się wystawa marek, zresztą ciekawa dla filatelistów, i trzy uroczystości „ propagandowe“, o których opowiemy w porządku chronologicznym.

A więc 24-ty. Ruch na drogach prowadzących do lotniska regulowany przez patrole, specjalny przystanek kolejowy, 4 samochody z pogotowiem policyjnym, straż ogniowa i ratunkowa, budynek „komendy placu" i „głównej dyrekcji", centrala telefoniczna, 10 kas biletowych, mnóstwo, mnóstwo funkcjonariuszów z opaskami „Luposty" i prawie zupełny brak widzów. Hiper - organizacja bowiem i nadmierna, wcale niepropagandowa chęć zysku, spowodowały tak wysokie ceny biletów (7, 5 i stojące 1 gulden), że lotnisko formalnie świeciło pustkami.

Program rozpoczął się o godz. 18-ej takim chaosem w powietrzu, że biedny widz po prostu tracił głowę. Stopniowo, z chaosu tego wyłoniła się „demonstracja" wyszkolenia wojskowego, lot grupowy trzech stale na wirażach gubiących się samolotów turystycznych. Grupa jeszcze nie wylądowała, kiedy kolejne skoki ze spadochronem pp. Byczkowskey i Olechnowitza wypełniły dalsze 2 punkty programu. Po długiej przerwie, trzy płatowce atakowały kilka baloników które jednak zręcznie im się wymykały poza tym przemiła p. Bissing, uczennica Fieselera, na własnej „Schwalbe" popisywała popisywała się bardzo czystą, choć jeszcze dość wysoko wykonywaną akrobacją.

Monotonię przerwał dopiero huk 450-konnego „Tygrysa" Fieselera, który start przeciągnięty do ostatnich granic zakończył przepięknym „renversement". Nuda się skończyła, Fieseler nie daje bowiem chwili odpoczynku i figury sypią się jedna za drugą. Oglądamy lot na plecach z ósemkami, głębokimi wirażami i ślizgiem, potem 9 powolnych beczek w kole, wykonanych prawie bez utraty wysokości, aż wreszcie „clou" pokazu: looping do przodu. Maszyna z nieco zredukowanym gazem opuszcza nos w dół i, nie zatrzymując się w piqué, przechodzi na plecy. Chwilę leci w tej pozycji, potem powoli kołami do wewnątrz powraca do normalnej linii lotu.

Następuje lot „nożowy". Płatowiec, pochylony prawie prostopadle na skrzydło przelatuje wzdłuż lotniska i wkrótce potem pokazuje przepiękne ,.S", wykonane w płaszczyźnie pionowej. Fieseler kończy lot ze „skobla", bez gazu i bez szybkości, lądowaniem precyzyjnie wykonanym tuż przed trybunami.

Niestety, program nie przewiduje w tym miejscu przerwy, już bowiem wystartował Willi Stoer na maleńkim „Messerschmitcie". Znakomity ten akrobata pokazał nam wszystkie figury a la Fieseler, nie wyłączając loopinga do przodu i ósemek pionowych. Jego dowcipny sposób latania — brawurowy, ale bez patosu — wywierał większe wrażenie, niż precyzja znakomitego poprzednika. Ten ostatni, jak gdyby odczuwając to. startuje jeszcze raz i powtarza popis tym razem bardzo nisko, ale jest już wyraźnie zmęczony, to też ląduje ustępując miejsce trójce spadochroniarzy, wykonujących skok zespołowy. Rakieta oznajmia zamknięcie dnia.

Lotnisko szybko pustoszeje, a my sumujemy wrażenia. Że „Grossflugtag" zrobił materialne fiasko to nie ulega wątpliwości; a i pod względem lotniczym udany popis Fieselera i Stoera też nie oznacza ogólnej wysokiej klasy. Zwłaszcza z punktu widzenia przeciętnego widza zimny, skupiony pilotaż tego pierwszego, mimo niewątpliwej doskonałości, — nie porywa i mimo woli przypomina zeszłoroczne loty Udeta, Udet bowiem, którego śledzi się z zapartym tchem, wykazuje poza znakomitą techniką temperament prawdziwego artysty przestworza.

27-my. Święto dzieci. Ceny nieco obniżone, mimo to pustki. Program na poziomie zabaw ludowych a humoreski „lotnicze" odznaczają się zupełnym brakiem humoru. Na wyróżnienie zasługuje tylko lot „Montgolfierki" Conrada i bardzo dobry popis akrobacyjny zdolnego instruktora Matthiesa.

31-szy. Wizyta „Zeppelina". Organizacja vide 24-ty. Publiczności mało. Punktualnie o godz. 8-mej „Zeppelin" ukazuje się nad lotniskiem i następuję bardzo ciekawy moment lądowania. Statek z wyłączonymi silnikami podchodzi do ziemi, gdzie stoi formowana w kształcie strzały załoga lotniskowa. Na niewielkiej wysokości „Zepp" zatrzymuje się w pozycji nieco ukośnej, dziobem pod wiatr i wyrzuca liny, za które chwytają oba ramiona grupy. Jeszcze chwila i ładowanie skończone. Następnie wymiana poczty i pasażerów, po czym olbrzym powietrzny powoli i majestatycznie unosi się w powietrze. Pożegnalna runda nad lotniskiem, lot okrężny do Szwecji, powrót o godz. 19.30. Ponowny start do Friedrichshafen kończy tydzień lotniczy.

Skrzydlata Polska. 1932, nr 8
08.1932


Flota niemiecka przyjedzie do Gdańska dla ochrony ,.zagrożonej" niemczyzny



Pismo niemieckie ,,Die See", poświęcone zagadnieniom morskim, pisze w numerze 6-tym z dnia 1. 4. br. pod nagłówkiem ,,Siła zbrojna na morzu" m. in. co następuje: ,,_.Szczególnie pocieszającym objawem jest fakt, że w bieżącym lecie niemieckie statki wojenne odwiedzą Gdańsk. Dnia 24 czerwca odbędzie się tam 500 rocznica założenia szpitala św. Jakuba, w którym w toku wieków liczni po-niemieccy marynarze, potrzebujący pomocy, znaleźli gościnne przyjęcie i ratunek. W uroczystości tej będzie marynarka wojenna Rzeszy zastąpiona przez krążownik ,,Schlesien" i dwa torpedowce. Niemieckie statki wojenne pozostaną w Gdańsku przez 5 dni i to w czasie od 23 do 27 czerwca.

Właśnie ze względu na zagrożoną sytuację, w jakiej znaleźli się Niemcy tamtejsi oraz na innych terenach granicznych, wyjazd naszych statków do Gdańska będzie widomym wyrazem istniejącego zawsze jeszcze mocarstwowego stanowiska Niemiec. Nie zapomnieliśmy jeszcze, że wizytę niemieckich statków wojennych przed kilku laty powitała ludność Gdańska z nieopisaną radością! ?Oczywiście w roku bieżącym radość ta będzie jeszcze większą i gotowa się przerodzić w demonstrację, której — kto wie, czy nie będą towarzyszyć salwy armatnie, oczywiście powitalne, krążownika

Dziennik Bydgoski, 1932, R.26, nr 139
19.06.1932


Sprawy Gdańska
na styczniowej sesji Rady Ligi



Na styczniowej sesji Rady Ligi Narodów znajdzie się szereg spraw gdańskich, interesujących Polskę. I tak rozpatrzone zostaną: Nominacja Wysokiego Komisarza Ligi Narodów w Gdańsku. Jak wiadomo, stanowisko to od 1-go września r. ub. obsadzone jest prowizorycznie przez członka sekretariatu Ligi Narodów p. Helmera Rostinga. Nominacja jego została prolongowana w listopadzie. Dowiadujemy się, że dotychczas żadne kandydatury na definitywne obsadzenie tego stanowiska nie zostały zgłoszone do rządu polskiego.

Sprawa procedury — action directe. W ciągu ostatniego roku Gdańsk kilkakrotnie zwracał się do Rady Ligi Narodów z żądaniem uznania pewnych zarządzeń polskich za action directe w stosunku do Wolnego Miasta. Żądania gdańskie dotyczyły przeważnie spraw bardzo malej wagi lub czysto technicznych. Rada Ligi zmuszona była do  zajmowania się na swych posiedzeniach tymi tak drobnymi sprawami. W związku z tym Rada Ligi powołała komitet złożony z przedstawicieli Anglii, Włoch i Hiszpanii, który ma opracować zmianę procedury w kierunku ograniczenia prawa stron do stosowania wyjątkowej i przyśpieszonej procedury.

Sprawy celne. W dniu 20-ym listopada r. ub. Wysoki Komisarz Ligi Narodów w Gdańsku wydał trzy decyzje w sprawach celnych, dotyczące nadużyć celnych gdańskiej dyrekcji ceł, oraz prawa korzystania Gdańska ze specjalnych kontyngentów. Zarówno Polska, jak i Gdańsk wniosły przeciw tym decyzjom odwołanie do Rady Ligi Narodów, gdyż decyzje Wysokiego Komisarza oparte na opinii ekspertów nie wyczerpują spraw pod względem praktycznego ich załatwienia.

Kurjer Polski. R. 36, 1933, no 8
08.01.1933

Kilka słów o Politechnice Gdańskiej


Politechnika Gdańska. — Widok ogólny

W czasie kiedy przed młodym absolwentom szkoły średniej, pragnącym się kształcić wyżej, stoi trudne zadanie wyboru uczelni i kierunku studiów, nie od rzeczy będzie rzucić garść wiadomości i przypomnieć społeczeństwu polskiemu Politechnikę Gdańską. Program studiów Politechniki Gdańskiej jest oparty na programie politechnik niemieckich. Wszystkie kierunki grupują się w trzech fakultetach: I-szym ogólnym z wydziałami: fizycznym, matematycznym, chemicznym, oraz t. zw „Geisteswissenschaften" (skrót prawa, ekonomii, filozofii), w 11-gim — budownictwa z wydziałami: architektury oraz inżynierii lądowej i wodnej, w III-cim z wydziałami: budowy maszyn, elektrotechniki, budowy okrętów, maszyn okrętowych i lotnictwa. Oprócz tego należy do Politechniki t. zw. „ Ausseninstitt " z wydziałami handlu i rolnictwa. Czas studiów na wszystkich wydziałach trwa w zasadzie 8 semestrów (4 lata). Przeciętny czas trwania studiów wynosi 5 do 6 lat. Ponadto na fakultecie II-gim wymagana jest 6-cio miesięczna praktyka w odpowiednich przedsiębiorstwach budowlanych, a na fakultecie III-cim nawet 12 miesięczna praktyka w warsztatach i przy obsłudze maszyn, z czego połowa bez przerwy przed wstąpieniem na Politechnikę. 

Przez wymaganie 12-to miesięcznej praktyki fabrycznej, przez całe szeregi projektów rozwiązywanych pod surową krytyką profesorów i asystentów, nienaruszającą jednak myśli indywidualnej — nabywa student obok zamiłowania do swego zawodu wiadomości fachowych, które potem łatwo może zastosować w praktyce. Nic więc w tym dziwnego, że Politechnika Gdańska, będąc jedną z najmłodszych i nowoczesnych politechnik niemieckich, została zaopatrzona w urządzenia , które w całej pełni mogą zrealizować dążenia niemieckiej pedagogii technicznej z ostatniej doby, a będące wynikiem doświadczeń dziesiątków lat. Nie mogę też tu nie wspomnieć o tutejszych laboratoriach. Podczas praktyki ma student rzadko możność zapoznać się z naukowym badaniem maszyn czy urządzeń technicznych. Świetnie wyposażone laboratoria maszynowe, elektrotechniczne, wytrzymałości materiałów, aerodynamiczne, fizyczne i inne, uzupełniają stronę teoretyczno-konstrukcyjną studiów. Podobnie jak na politechnikach niemieckich (Technische Hochschule) główny nacisk kładzie się tu na wykształcenie praktyczne inżynierów, mających ująć w swe ręce przede wszystkim całokształt produkcji zakładu przemysłowego, a więc konstrukcję, wykonanie względnie fabrykację , organizację i administrację wraz z kalkulacją.

Politechnika w Gdańsku „Audytorium Maximum"

Z poprzednich słów wynikałoby może, że pracująca pod znakiem praktyczności Politechnika Gdańska wyklucza wykształcenie czysto teoretyczne. Tak jednak nie jest. Szereg wykładów stojących na wysokim poziomie rozszerza również wiedzę studenta w kierunku nauk ścisłych. Pełna swoboda terminów wykonania i oddawania prac i składania egzaminów wyrabia samodzielność i przyzwyczaja do odpowiedzialności za lekkomyślne szafowanie czasem studiów. — A jak przyjemną i łatwą stosunkowo jest praca przy takim systemie przekona się ten, kto wstąpi w szeregi słuchaczów tutejszej Politechniki. Pożądanym byłoby wielce, aby koledzy, absolwenci szkół średnich , którym system taki odpowiedział by więcej niż system naszych politechnik w Warszawie i Lwowie, którzy choć w części opanowali język niemiecki, a którym warunki materialne pozwalają na pokrycie stosunkowo wysokich opłat tutejszej Politechniki i utrzymania w Gdańsku, (opłaty politechniczne wynoszą około 600 do 700 zł. semestralnie, koszt utrzymania około 200 zł. miesięcznie) napływali tu licznie, odciążając tym samym przepełnione uczelnie krajowe i spełniali jednocześnie doniosły czyn patriotyczny zasilając szeregi Polaków na gdańskim terenie. Gdańsk, w lutym 1933.

Jerzy Czerwiński.
stud. mech.
V-prezes K. M. i E
Życie Techniczne, 1933 nr 5-6
05.1935


MIGAWKI Z GDAŃSKA



Wyładowywanie zboża (do spichlerza: „Centrali rolników z Poznania).
Widok z mostu na Motławę.. Po lewej stronie, obserwatorium astronomiczne w głębi wielki żuraw, po prawej spichlerze.
Należą, można powiedzieć, już do przeszłości godne pożałowania formy „przywitania" wycieczek polskich, zwiedzających Gdańsk. Obecnie Polonia Gdańska ma możność oficjalnego manifestowania swoich uczuć łączności z Macierzą. Z okazji obchodu rocznicy Niepodległości, w dniu 11-go listopada rb., z okien mieszkań ludności polskiej powiewały biało-czerwone flag i dworzec kolejowy i gmach, w którym się mieściła Dyrekcja P. K. P. były udekorowane zielenią i flagami narodowymi. Ten odświętny wygląd miasta, przyozdobionego w tym dniu innymi barwami, zdumiewał „nieprzejednanych". Słyszało się głosy w rodzaju: „Niesłychane, na co sobie pozwalają Polacy w naszym niemieckim Gdańsku". Widocznym jednak się stało, że w tym „niemieckim" Gdańsku nie wszystko jest niemieckie. Dziwnym było również zachowanie się w tym dniu Senatu, który oficjalnych flag nie wywiesił. Senatu, który oficjalnych flag nie wywiesił. W sezonie letnim bawiło na terenie gdańskim dużo wycieczek. Propaganda Sopot zagranicą, a głównie w Niemczech, nie przyniosła spodziewanych wyników. Napływ gości z Rzeszy był większy, ale spożycie, to, co właściwie daje materialne korzyści, było mniejsze niż w czasach, gdy głównymi gośćmi Sopot byli kuracjusze z Polski.

Obecnie, jako wynik ostatnich porozumień gospodarczych połsko-gdańskieh, kupiectwo gdańskie nastawia się bardziej na handel z Polską i coraz częściej pojawiają się napisy w oknach sklepów: „usługa polska". Bardzo ożywiony w tym roku eksport zboża polskiego wyłącznie prawie szedł przez Gdańsk. Spichrze nie wystarczyły; trzeba było umieszczać zboże i w nieprzeznaczonych na takie cele składach. A eksport drzewa i węgla? Z chwilą bardziej ożywionego ruchu morskiego daje się natychmiast zauważyć, że urządzenia portowe Gdyni i Gdańska razem z trudem podołać mogą swemu zadaniu. Dużo jeszcze jednak wody upłynie w tej Wiśle, zanim Gdańsk zrozumie, że lojalna współpraca z Polską leży w jego interesie. Nie Rzesza bowiem, lecz Rzeczpospolita stanowi od wieków naturalne zaplecze dla tego miasta handlowego.

Flagi polskie w Gdańsku.
Polski kinooperator, robiący zdjęcia przed Dworem Artusa.

Światowid. 1934, nr 53
29.12.1934


Gdańsk i Liga Narodów

 
 
W dniu 27 stycznia r. b. Rada Ligi Narodów przyjęła do wiadomości raport, przedstawiony jej przez angielskiego ministra Edena, imieniem powołanego do czuwania nad biegiem spraw gdańskich tzw. „Komitetu Trzech", raport, dotyczący sytuacji, wytworzonej na terenie Wolnego Miasta Gdańska przez ucisk niemieckiej mniejszości politycznej ze strony dzisiejszych narodowo-socjalistycznych władz Wolnego Miasta. Ucisk ten spowodował w połowie roku ubiegłego ostry zatarg pomiędzy władzami hitlerowskimi Wolnego Miasta a Wysokim Komisarzem Ligi Narodów, p. Lesterem. W rezultacie tego zatargu w październiku roku ubiegłego Rada Ligi zwróciła się, jak wiadomo, do Rządu Polskiego o podjęcie się misji przeprowadzenia w tej sprawie rozmów i wyjaśnienia sytuacji. Sprawozdanie z wykonania tej misji, przedstawione Komitetowi Trzech imieniem Rządu Polskiego przez p. min. Becka, stało się w następstwie podstawą raportu Komitetu, a tym samym i podstawą decyzji Rady Ligi.

Sprawozdanie to opiera się przede wszystkim na przyjęciu do wiadomości zapewnień, złożonych przez przedstawicieli Senatu Wolnego Miasta Gdańska, iż Senat zdecydowany jest przestrzegać mocy obowiązującej i postanowień statutu Wolnego Miasta i że na tym statucie zdecydowany jest opierać swe stosunki z Wysokim Komisarzem Ligi Narodów. Równocześnie raport wyraża przekonanie, że stosunki przyszłe pomiędzy Wysokim Komisarzem Ligi a władzami Wolnego Miasta będą mogły oprzeć się o zasadę, że Senat Gdański udzieli Wysokiemu Komisarzowi niezbędnej pomocy dla wykonania jego zadań, zaś Wysoki Komisarz ze swej strony dążyć będzie do tego, aby nie krępować swobody wewnętrznej administracji Wolnego Miasta.

Przyjęcie do wiadomości powyższego sprawozdania i uznanie tym samym sprawy za załatwioną, wywołało liczne i rozbieżne oświetlenia. Przeważnie załatwienie to komentuje się jako wyraźne zwycięstwo Senatu Gdańskiego, który w konsekwencji doprowadził do ustąpienia Komisarza Lestera, zaangażowanego najostrzej w walce z Senatem Gdańskim. W wyniku tej walki Senat Gdański nie spotkał się z dalej idącymi reakcjami ze strony Ligi Narodów, jak tylko skłonienie go za pośrednictwem Rządu Polskiego do złożenia oświadczenia, że stoi na gruncie poszanowania Statutu Wolnego Miasta i że na podstawie tego Statutu zdecydowany jest oprzeć swe stosunki z następcą Wysokiego Komisarza Lestera.

Komentarze te są niewątpliwie słuszne. Dotykają one bardzo ważnej dziedziny zagadnienia, to jest tego, w jakiej mierze można uznać za uprawnione i dopuszczalne, aby na terenie Wolnego Miasta Gdańska mogła rozwijać się swobodnie, a nawet przy użyciu środków presji i przymusu, akcja symbolicznego i faktycznego wiązania Gdańska z Rzeszą Niemiecką, choćby tylko przez upodabnianie układu stosunków partyjno-politycznych na terenie Wolnego Miasta z układem stosunków partyjno-politycznych w Rzeszy. Sprawa ta z punktu widzenia interesów Polski nie jest bynajmniej obojętna. Przeciwnie, musi ona stanowić przedmiot wyjątkowej uwagi wszystkich czynników w Polsce, które za właściwy rozwój sprawy gdańskiej odpowiadają przed historią.

Gdańsk — pływający elewator zbożowy

Komentarze te są niewątpliwie słuszne. Dotykają one bardzo ważnej dziedziny zagadnienia, to jest tego, w jakiej mierze można uznać za uprawnione i dopuszczalne, aby na terenie Wolnego Miasta Gdańska mogła rozwijać się swobodnie, a nawet przy użyciu środków presji i przymusu, akcja symbolicznego i faktycznego wiązania Gdańska z Rzeszą Niemiecką, choćby tylko przez upodabnianie układu stosunków partyjno-politycznych na terenie Wolnego Miasta z układem stosunków partyjno-politycznych w Rzeszy. Sprawa ta z punktu widzenia interesów Polski nie jest bynajmniej obojętna. Przeciwnie, musi ona stanowić przedmiot wyjątkowej uwagi wszystkich czynników w Polsce, które za właściwy rozwój sprawy gdańskiej odpowiadają przed historią.

Równocześnie jednak — w ogólnej ocenie sytuacji i sposobu załatwienia zatargu pomiędzy Senatem Wolnego Miasta Gdańska i Ligą — z punktu widzenia polskiego, można przyjąć pod uwagę i nieco odmienny pogląd. Ten inny pogląd opierałby się przede wszystkim na założeniu, że w całości stosunków polsko-gdańskich Liga Narodów nigdy właściwie nie umiała w sposób należyty odegrać swej roli, czynnika, mającego za zadanie przestrzeganie lojalności postępowania władz Wolnego Miasta w stosunku do Polski. Stąd też dla Polski znacznie ważniejszą sprawą może być to, jak się ułoży jej stosunek faktyczny do Gdańska, aniżeli momenty o charakterze międzynarodowym, oczywiście, z warunkiem, że zasadnicze podstawy dzisiejszej sytuacji, a więc stosunek do statutu Wolnego Miasta, nie będą zmienione na niekorzyść Polski.

I tutaj rozumowanie może być następujące. Rok ubiegły postawił Senat Wolnego Miasta Gdańska w obliczu ostrego konfliktu z Ligą Narodów i jej przedstawicielem w Gdańsku. Konflikt ten nie został rozstrzygnięty ostatecznie, został jedynie przy pomocy Polski złagodzony przez przejście do porządku dziennego nad jego najostrzejszymi przejawami z roku ubiegłego. Senat Wolnego Miasta musi, a przynajmniej powinien, liczyć się z tym, że nie leży w jego interesie wywoływanie ponownych zaostrzeń. Jeśli zaś będzie je prowokował, w szczególności przez ostre prześladowania nie hitlerowskich grup niemieckiej ludności Gdańska, to tym samym będzie w poważnym stopniu utrudniał zarówno sytuację Wolnego Miasta, jak też i wywoływał dalsze niezadowolenie ze swej działalności wśród znacznej części Niemców gdańskich. W rezultacie tego niezadowolenia muszą się budzić tego rodzaju trzeźwe głosy, jak omawiane w poprzednim numerze „Morza" artykuły b. prezydenta Rauschninga.

Oczywiście, tego rodzaju stanowisko może być uzasadnione tylko przy równoczesnym zdecydowanym postawieniu sprawy, że na straży interesów politycznych Polski w stosunku do Gdańska, podobnie jak na straży interesów ludności polskiej w Gdańsku, stoi bezpośrednio i dostatecznie silne Państwo Polskie, że wszelkie zapowiedzi, czy chęci realizowania programu ,,powrotu" Wolnego Miasta do Rzeszy Niemieckiej ze strony czynników hitlerowskich w Gdańsku mogą być uważane za beztreściwe frazesy, nie mające istotnego znaczenia politycznego.

Przy przyjęciu tego założenia można w pewnej mierze powiedzieć, że ponieważ ciężar zagadnienia w stosunkach polsko-gdańskich leży istotnie nie na terenie genewskim, lecz na terenie bezpośrednich stosunków pomiędzy Polską i Gdańskiem, stąd też i sprawa sposobu załatwienia sporu z roku ubiegłego pomiędzy Wysokim Komisarzem Ligi Narodów i Gdańskiem nie posiada w istocie tak głębokiego znaczenia, jakby się to pozornie mogło wydawać. Oczywiście jednak, nakłada to w odniesieniu do sprawy gdańskiej, zarówno na Państwo, jak na społeczeństwo polskie, obowiązek tym baczniejszego i bardziej zdecydowanego przestrzegania, by żaden fragment istotnych interesów polskich w Gdańsku w najmniejszej mierze na szwank nie był narażony.

Gdańsk — uliczka z widokiem na Obserwatorium

Nici, łączące Wolne Miasto Gdańsk z Polską, są bardzo mocne. Nićmi tymi jest zarówno geograficzne położenie Gdańska przy ujściu Wisły, które sprawia, że Gdańsk istnieć i rozwijać się może tylko w oparciu o Polskę, jak również i niezłomna wola Narodu Polskiego utrzymania Gdańska w orbicie swego organizmu gospodarczego i politycznego, jako drugiego—obok Gdyni—płuca naszego swobodnego oddechu. Związki te w najmniejszym stopniu nie mogą być osłabiane. Łagodność pośrednictwa polskiego w likwidowaniu zeszłorocznego zatargu pomiędzy Senatem Wolnego Miasta a przedstawicielem Ligi Narodów w Gdańsku, która doprowadziła do znalezienia stosunkowo łatwego i dla Gdańska wygodnego wyjścia z wytworzonej sytuacji, nie może tutaj być czynnikiem mylącym.

Polsce nie zależy na szkodzeniu interesom gdańskim i na stwarzaniu szczególnych trudności dla Gdańska. Sprawozdanie Polski na ostatniej sesji Rady Ligi Narodów było nie po raz pierwszy wyrazem tego stanowiska. Równocześnie jednak nie może być żadnych wątpliwości co do tego, że przyszłość Gdańska musi być nierozdzielnie i ponad wszelką wątpliwość związana z przyszłością Polski.

B. S
 
W ubiegłym miesiącu prasa zagraniczna podała sensacyjne wiadomości o przygotowującym się „przyłączeniu" Gdańska do Rzeszy Niemieckiej, na co miałaby Polska wyrazić zgodę. Niemiecka i gdańska agencje prasowe zaprzeczyły rozszerzanym wiadomościom, zareagowała też przeciwko tym pogłoskom, rzecz jasna, i prasa polska. Opinia publiczna zagraniczna, gdy chodzi o Polskę, winna wiedzieć, że słowa Marszałka Śmigłego-Rydza o tym, że nie damy „ani guzika" oderwać z polskiego stanu posiadania, mają za sobą cały Naród Polski, (Red.).

Morze, organ Ligi Morskiej i Kolonialnej. R. 14, z. 1

 01-1937
 
 

ROK 1937 W GDAŃSKU


Gdańsk. Stara litografia J. Gretha


Koniec roku przynosi naturalną skłonność do oceny jego wyników. Taki jest zwyczaj powszechny. Aby mu nie uchybić, w najogólniejszych chociażby słowach chcemy powiedzieć, co się stało w Gdańsku w ciągu ubiegłych dwunastu miesięcy. Nie byle jaki jest to rachunek. Jedno z najważniejszych dla Rzeczypospolitej zagadnień: sprawa dostępu do morza przy ujściu Wisły przekształca się w naszych oczach z niezwykłą szybkością, a każdy niemal dzień przynosi dalsze zmiany. Rok 1937 rozpoczął się od zmiany osób na najważniejszych w Gdańsku stanowiskach. Były komisarz generalny, p. Kazimierz Papee, został odwołany. Przedstawicielem Rzeczypospolitej mianowany został p. min. M. Chodacki.
 
Jednocześnie wysoki komisarz Ligi Narodów, p. Lester, który na stanowisku w Gdańsku wykazał równie dużo zrozumienia swych zadań, jak charakteru, został odwołany, a na miejsce Jego Liga mianowała prof. Burckhardta, który wkrótce po swej nominacji udzielił prasie wywiadu, wykładając w nim swe zapatrywania na rolę Wolnego Miasta: ,,...Gdańsk w systemie europejskich prądów politycznych spełnia poniekąd zadanie transformatora — wywodził prof. Burckhardt. — Położony między dwoma wielkimi narodami i państwami, ma możność i historyczną misję ułatwiania i pobudzania sąsiedzkiego współżycia tych narodów i państw".

To przedstawienie sprawy nie miało, niestety, żadnego wpływu na istotny układ stosunków, o których bardziej konkretnie mówił prezydent senatu gdańskiego, p. Greiser, przyjmując komisarza generalnego Rzeczypospolitej na pierwszym oficjalnym przyjęciu. Wspomniawszy ze szczerym, niewątpliwie, żalem okres współpracy swej z poprzednikiem p. min. Chodackiego, prezydent senatu oświadczył, że „stronnictwo nacjonal- socjalistyczne w Gdańsku, które sprawuje rządy, prowadzi politykę realną..., wznawiając najświetniejsze, stare gdańskie tradycje".

Przypomnieć w tym miejscu należy, że pomimo osiągnięcia arytmetycznej większości w wyborach 1935 r. (43 mandaty na ogólną liczbę 72-ch), nacjonal-socjaliści nie rozporządzali w sejmie gdańskim dostateczną większością dla zmiany konstytucji w duchu swego programu. Obok stronnictwa nacjonal-socjalistycznego istniały inne jeszcze ugrupowania polityczne silnej opozycji. Byli to przede wszystkim socjaliści, a następnie chrześcijańscy demokraci, nie mówiąc o „niemiecko-narodowych", którzy, pomimo wszystko, stanowili odrębną grupę polityczną. Biorąc jednak pod uwagę samych socjalistów i centrowców, śmiało powiedzieć można, że istnienie na terenie Wolnego Miasta kilkudziesięciu tysięcy przeciwników stronnictwa, rządzącego jednocześnie w Niemczech i w Gdańsku, nie było pozbawione znaczenia. Stosunki wewnętrzne Gdańska, wbrew twierdzeniu niektórych oportunistów, nie są dla nas obojętne. Przeciwnie! Polska, przez wzgląd na swoje interesy, musi pilnie przyglądać się układowi sił w Wolnym Mieście, gdyż każdy zdaje sobie sprawę z tego, że istnieją dla nas mniej lub bardziej dogodne ich ugrupowania. Naj nie dogodniejszy jest, oczywiście, system mono partyjny i dlatego zniszczenie opozycji gdańskiej przez hitlerowców uchybia bezpośrednio naszym interesom.

Rok ubiegły jest rokiem bardzo niekorzystnych w tym względzie przemian. Zostały one przeprowadzone przez stronnictwo nacjonal-socjalistyczne przy pomocy terroru, któremu nie przeciwstawiła się żadna powołana ku temu, instancja. Zarówno Liga Narodów, pod której opieką znajduje się konstytucja, gwarantująca Gdańszczanom swobody obywatelskie, jak i wysoki komisarz, powołany do kontrolowania spraw wewnętrznych Wolnego Miasta, przyglądali się z całym spokojem systematycznemu tępieniu ludzi i kierunków, niedogodnych dla nacjonal-socjalistów.

A przecież zachodziły wypadki, rzucające się w oczy, głośno komentowane przez prasę, rażące. Więziono pod lada jakim pretekstem socjalistów, chrześcijańskich demokratów, a nawet przywódców narodowo-niemieckich. Pismo socjalistyczne „Danziger Volkstimme" i organ centrum „Danziger Landeszeitung" — były z najbłahszych przyczyn karane kilkomiesięcznym zawieszeniem, wreszcie uniemożliwiono im pracę zupełnie, Jednocześnie zmuszono pod terrorem niektórych posłów z opozycji do zrzeczenia się swych mandatów. Na kilku innych ..wywarto wpływ", nakłaniający ich do porzucenia swego stronnictwa i wstąpienia w szeregi posłów nacjonal-socjalistycznych. Akcja ta, prowadzona systematycznie w ciągu roku ostatniego, osiągnęła zamierzony cel. Przed kilku tygodniami na zebraniu sejmu gdańskiego uchwalono zakaz tworzenia stronnictw politycznych, a ponieważ, praktycznie biorąc, dawne stronnictwa utraciły możność legalnej pracy, przeto śmiało powiedzieć można, że społeczeństwo gdańskie wtłoczone zostało w formę organizacji mono partyjnej. Nic już dziś nie przeszkadza hitlerowcom do zupełnie swobodnego dysponowania sprawami Wolnego Miasta.

W tym stanie rzeczy sytuacja Polaków w Gdańsku stała się szczególna trudna. Rok ubiegły przyniósł, co prawda, tak bardzo pożądane zjednoczenie Polaków we wspólnej organizacji, co zwiększyło, niewątpliwie, ich odporność, ale jednocześnie zwiększył się nacisk strony przeciwnej. Biorą w nim udział wszystkie czynniki niemieckie, złączone we wspólnej, mono partyjnej organizacji, w której zatracają się granice między administracją, sądownictwem, partią, a związkami zawodowymi. W stosunku do Polaków, wszystkie te elementy, łącznie prowadzą w Gdańsku politykę eksterminacyjną. Polityka ta jest sprzeczna nie tylko z zobowiązaniami Gdańska, wynikającymi z traktatów, ale nawet z uroczystymi zapowiedziami senatu gdańskiego, który, chcąc uspokoić opinię polską, przy każdym nowym akcie terroru deklaruje swą gotowość i zamiar uszanowania praw polskich.

Wysoka Brama i Dwór Artusa wg. starych litografii J. Gretha

Rok ubiegły ze szczególną, niespotykaną przedtem jaskrawością, dowiódł, że wszystkie zapewnienia władz gdańskich mają na celu jedynie odwrócenie uwagi polskiej od prawdziwych celów polityki hitlerowców gdańskich. Celem ich jest zniszczenie tej niewielkiej garstki Polaków, jaka jeszcze ocalała, a co najmniej sterroryzowanie ich do tego stopnia, by utracili wszelką łączność ze sprawami Rzeczypospolitej. Toteż z prawdziwym zdumieniem patrzeć należy na bohaterskie zachowanie się jednostek, które trwają na swym stanowisku. Trwają, ponosząc wielkie moralne i materialne straty.

Rok 1937 pozostanie w naszej pamięci, jako okres powodzenia hitlerowskiego „realizmu". Był to rok potężnego rozwoju wpływów niemieckich w Gdańsku.

Morze, organ Ligi Morskiej i Kolonialnej. R. 14, z. 12

12-1937



GDAŃSK W POEZJI POLSKIEJ



Od zamierzchłych czasów Gdańsk wywołał w literaturze polskiej silne oddźwięki. Wypada podkreślić, że przez literaturę polską był zawsze traktowany tak samo, jak inne miasta Polski — jako nieodłączna cząstka ojczyzny i brama wypadowa w szeroki świat. Świadczy to o tym, że staliśmy w Gdańsku zawsze mocno nie tylko prawem i gospodarką, ale i kulturą, czego nikt zaprzeczyć nie potrafi.

Niewątpliwie wiele cennych pozycji poetyckich o morzu i Gdańsku uległo zniszczeniu i zapomnieniu, dużo cennego materiału spoczywa może dotąd w ukryciu i czeka na opracowanie i opublikowanie. Jednak to, co w tej chwili jest dla nas dostępne, daje nam już dość wyraźny, chociaż fragmentaryczny, obraz dziejów Gdańska. Wiadomo bowiem, że literatura jest zwierciadłem życia. Zobaczmy więc, jak odbija się Gdańsk w zwierciadle poezji polskiej.

Literatura ludowa, która najbardziej związana jest z życiem i która oddaje najwierniejszy obraz rzeczywistości, traktuje od najdawniejszych czasów Gdańsk jako miasto bezwzględnie polskie. Lud pomorski nazywał zawsze Gdańsk „Starym Miastem” albo „Naszym Gdańskiem”, co kojarzy się z pojęciem stolicy Kaszub. Za czasów Kazimierza Wielkiego, kiedy Gdańsk był pod zaborem krzyżackim, był znany taki czterowiersz:

„Królu Kazimierze,
Nigdy nie żyj w mirze Z Prusakami,
A odzyskasz Gdańsk”.

W mazowieckiej pieśni ludowej śpiewa się:

„Płynie woda z Wyszegrodu Do samego Gdańca,
Czarne buty do roboty,
Czerwone do tańca”.

Obok niepisanej literatury ludowej Gdańskiem zawsze zajmowała się literatura pisana. Najstarszym bezsprzecznie utworem polskim o Gdańsku jest utwór poety gdańskiego Jana Dantyszka. Warto szczególnie teraz przypomnieć słowa poety, które stały się znowu aktualne:

„Mniemasz Gdańsku, że wszystko uchodzi bezkarno. 
Twój senat trzema grzechy głośno znany światu,
Twój lud zabójczy przykład bierze od senatu. 
Bezbożność, pycha, nie wstyd, gdzie zasiądą z władzą, 
Ludy miasta, królestwa ze szczętem zagładzą. 
Wszechmocny znieść tych zbrodni dalej już nie może: 
Popraw się, bo nad tobą ukaranie Boże”.

Obok Dantyszka pisał o Gdańsku arcybiskup gnieźnieński Andrzej Krzycki. Piotr Roizjusz gromi Gdańszczan za obrazę króla polskiego. Nieco uwagi poświęca Gdańskowi Mikołaj Rej, chociaż jak ogółowi ówczesnej szlachty obce mu były sprawy morskie i handlowe. Podobnie mało uwagi poświęca Gdańskowi Kochanowski w „Hołdzie Pruskim”. Dopiero po zatargu Batorego z Gdańskiem i klęsce Gdańszczan nad jeziorem lubiszewskim (pod Tczewem) Gdańsk bardziej zainteresował poetów polskich. Ciekawe uwagi z żeglugi Wisłą do Gdańska i z samego miasta znajdziemy u Sebastiana Klonowicza w jego „Flisie”. Mówi on o Zielonym Moście:

„Nasz zielony most, cel naszej roboty,
Tu wzwody, wschody, dziwne kołowroty;
Masz wagę, trasy, łowy, dziwne sprawy,
Różne zabawy.
Tu masz okręty z płóciennymi skrzydły,
Tu masz z Zamorza trefne skrzydły-widły 
Maszty wyniosłe z bocianymi gniazdy...
Pod same gwiazdy...
Tu w stradyjektach masz śmiałe bosmany,
Masz z dalekich stron kupce i ziemiany. 
Przechowaj, kupuj, handluj, bij dłonią w dłoń, Zysk sobie ugoń!”

Z poetów XVII w., zajmujących się Gdańskiem, szczególnie wymienić należy Wespazjana Kochowskiego, Wacława Potockiego i Macieja Sarbiewskiego. Potocki w utworze p. t. „Burmistrz gdański rozgniewał się na króla Polski, co z tego będzie nie wiem”, tak pisze:

„Chrabąszcz, który w kobylim gnoju gniazdo miewa, 
Na orła, burmistrz gdański na króla się gniewa.
I na ziemi i w Polszczę wedle mego zdania 
Wielkiego się spodziewać trzeba zamieszania”.

Potrafił ich jednak pochwalić, odmawiając jedynie mocnej wiary:

„Ktoś Gdańszczany z kredytu chwaląc i porządku, 
Życzył też sobie o nich mojego porządku.
Krótko ja: dobrzy, mądrzy rzeknę, z każdej miary, 
Wszystkie mają przymioty oprócz jednej wiary”.

Pełne pochwały Gdańska są poezje Sarbiewskiego. W XVIII w. piękną legendę o powstaniu Gdańska opisuje jezuita Jan Skórski p. t. „Lech Polski”. Wiek XIX przynosi już bogatszą literaturę o Gdańsku. Michał Wyszkowski w „Opisie podróży do Gdańska” (1803 r.) po raz pierwszy przejawia miłość morza. O Gdańsku pisze Deotyma (Jadwiga Łuszczewska), Wiktor Gomulicki i cały szereg innych poetów.

Dochodzą wreszcie do głosu poeci polsko-kaszubscy z Hieronimem Derdowskim na czele, a za nim szereg poetów młodo-kaszubskich, którym przewodzi dr Aleksander Majkowski, zmarły przed rokiem. Obok poetów regionalnych stają poeci ogólnopolscy. Artur Oppman w „Pozdrowieniu Gdańska” pisze:

„Tak płynie Wisła, jak płynęła,
I szumi Bałtyk, jako wprzód,
O, stary Gdańsku! ludzkie dzieła 
Królewski ducha przetrwa cud!
Przez zagojone krwawe blizny 
Może się ziszczą wielkie dni, —
Latarnio morska Słowiańszczyzny,
W śnie o przyszłości witaj mi!”

Jest to ta sama nuta, jaką spotykamy u Mickiewicza: „Miasto Gdańsk! niegdyś nasze, będzie znowu nasze”. Współczesna poezja polska oparła się o morze, a tym samym o Gdańsk, jak cała Polska. Każdy z naszych współczesnych poetów porusza mniej lub więcej motywy morskie. Gdańsk w poezji polskiej był i jest zawsze polski.


Straż nad Wisłą 1939, R. 9, nr 11
11.06.1939


Skandal dookoła armat sprezentowanych w Berlinie 

 

Książę Paweł Jugosławii otrzymał skradzione z Gdańska działa



Gdańsk. Krótko przed uroczystą wizytą księcia Regenta Jugosłowiańskiego Pawła w Berlinie zginęły dwie piękne historyczne armaty z napisem serbskim, które lata całe stały przed zamkiem oliwskim w Gdańsku w parku, gdzie się obecnie mieści krajowe muzeum gdańskie. Armaty te ustawione przed klombami przed dawniejszym opactwem Cystersów, zwracały uwagę dekoracyjnością i artyzmem wykonania oraz historyczną osobliwością. Były one przedmiotem żywego zainteresowania licznych przechodniów i zwiedzających park oliwski, siedzibę biskupa gdańskiego, katedrę i zamek z obecnym muzeum krajowym.

Gdy ludność zauważyła brak tych pięknych dwóch dział historycznych, przypuszczano powszechnie, że Niemcy wywieźli dobry metal, by go przelać na nowoczesne działa. Gdy jednak te dwa działa historyczne, skradzione w Gdańsku, podarowano księciu Pawłowi jugosłowiańskiemu za jego pobytu w Berlinie, wiedziano nareszcie, co się z armatami stało. Książę Paweł pewnie do dziś nie wie, czym go obdarzono, inaczej namyśliłby się, czy nie należałoby skradzione z Gdańska armaty historyczne odesłać. Że też Niemcy bez anektowania cudzej własności żyć nie mogą! 


Dziennik Bydgoski, (R. 21), 1932, Nr 139.
20-06-1939


X-lecie Aeroklubu Gdańskiego i Zlot do Morza


Jubileusz Aeroklubu Gdańskiego stał się bez wątpienia największą tegoroczną imprezą lotniczą. 150 samolotów sportowych wszystkich używanych w Polsce typów, czterdziestu kilku zawodników na starcie „Zlotu do Morza", 30.000 osób w dniu popisów lotniczych — to liczby, które mówią same za siebie. Trudno w krótkim artykule dokładnie opisać wszystkie zasługi Aeroklubu Gdańskiego, który mimo ciężkich warunków pracy, potrafił w ciągu kilku lat stanąć w czołówce klubów pod względem wyszkolenia i ducha sportowego swoich pilotów.

Ze skromnych początków przed dziesięciu laty, kiedy powstał staraniem kilku zapalonych do lotnictwa studentów Politechniki Gdańskiej, z dwu starych Hanriotów i dziurawego hangaru, rozrósł się w klub, który dziś dysponuje licznym, nowoczesnym sprzętem, mieści się w obszernym, murowanym hangarze, a o walorach członków Aeroklubu Gdańskiego wiedzą dobrze wszyscy piloci i miłośnicy lotnictwa sportowego. Z tych więc powodów, jak również dla zamanifestowania naszych uczuć w aktualnej sytuacji politycznej, kto tylko umie władać drążkiem sterowym i zdołał na czas dorwać się maszyny, pociągnął na Zlot do Morza, pokazując dobitnie, że nie tylko nie damy się od niego odepchnąć, ale wyzyskamy każdą okazję, aby się z naszym morzem związać jak najściślej.

Zacznijmy od krótkiego opisu samych zawodów pod nazwą „Zlot do Morza“. Regulamin został opracowany skromnie i był obliczony w znacznej mierze na propagandę lotniczą na Pojezierzu. Pierwszą próbą był punktualny przylot według indywidualnie wyznaczonego czasu na lądowisko koło Stężycy (na płn. od Kościerzyny). Z powodu pewnej niedokładności zegarów używanych przez organizatorów, próba ta, podobnie jak i punktualny przylot do Rumii po innych próbach, została unieważniona. Wprawdzie ARP dysponuje specjalnymi, dokładnymi chronometrami, które są zawsze do dyspozycji klubów, ale można usprawiedliwić gospodarzy; na skutek olbrzymiego zlotu z trudem mogli oni wszystkiemu podołać.

Po przelocie nad taśmą zawodnik siadał w prostokącie, o wymiarach 30 na 100 metrów (dla RWD 8; kilka innych typów RWD nie odegrało w zawodach poważniejszej roli), za co otrzymywał 55 punktów; za każdy metr poza prostokątem odliczało się 1 punkt. Nowym obostrzeniem tej oklepanej już konkurencji był zakaz zakręcania w czasie wybiegu; powodowało to dyskwalifikację załogi w tej próbie. Nie wolno też było wyłączać silnika. Lwia część zawodników wyniosła z tej próby zera. Najlepszy wynik ustanowił Kasprowski (Śląsk) osiągając o punkt mniej niż maximum, po nim Rojek (45) i Rowiński (44).

Po lądowaniu odbył się start do lotu, obejmującego od razu dalsze trzy próby. Minutę przed odlotem załoga otrzymuje kopertę z treścią następnego zadania. Zadanie „lotu na spostrzegawczość“ polegało na doleceniu kolejno do kilku miasteczek Szwajcarii Kaszubskiej według podanych w kopercie kursów i odległości i zanotowaniu kilku szczegółów obserwacji. Pierwszy etap to szybowisko w Gostomiu, gdzie obserwator miał policzyć szybowce przed hangarem na wys. 200 metrów. Z Gostomia wiedzie trasa do pobliskiej Kościerzyny, gdzie należy wpisać do meldunku dokładny czas przelotu nad rynkiem oraz ilość samochodów znajdujących się w tej chwili na rynku. Zadanie bardzo ciekawe, ponieważ zarówno zawodnicy, jak i komisarze muszą notować zmienną liczbę samochodów w rozmaitych porach. Następny punkt kontrolny to ukryty znak przy szosie na Wieżycy, który należy odrysować. Znak ten w kształcie krzyża dał się naprawdę „we znaki“ niektórym zawodnikom tym bardziej, że był niewielki i mało odróżniający się barwą od otoczenia. Po wykonaniu i opisaniu tych wszystkich zadań, należało rzucić wypełniony meldunek na stadionie w Kartuzach, przy czym rzut nie był punktowany; wreszcie — na stadionie w Wejherowie zawodnicy z wysokości 50 metrów rzucali meldunek do celu, którym było koło o średnicy 50 metrów z białym krzyżem po środku. Celny rzut na krzyż przynosił 25 punktów, każdy metr od krzyża o 1 punkt mniej.

Próbę spostrzegawczości wykonali prawie wszyscy bez utraty punktu. W rzucie meldunku najlepszym okazał się Rowiński (21 p.), Pawełczyk (19) i Rojek (18). Ostatnia konkurencja to lądowanie z przymkniętym gazem na punkt na lotnisku w Rumii. Teraz święci triumf Solak z 45 punktami, po nim Turowicz 44 i Juchniewicz 38. W rezultacie pierwsze miejsce zajmuje Rojek (143 p.) o jeden punkt przed Kasprowskim. Sukcesem tym pilot Aeroklubu Krakowskiego wysuwa się zdecydowanie na czoło polskich pilotów sportowych. Pierwsze miejsce w Zawodach Zimowych Lubelsko-Podlaskich, drugie miejsce w Locie Południowo-Zachodniej Polski i znowu pierwsze w Zlocie do Morza — to wyczyn, który najlepiej świadczy o kwalifikacjach tego zawodnika. Na podkreślenie zasługuje fakt, że p. Rojek jest jedynie pilotem turystycznym, wyszkolonym w klubie, nie zaś pilotem rezerwy i bierze udział w zawodach dopiero drugi rok.

Dalsze miejsca zajęli Rowiński, Solak, Pawełczyk, Turowicz i Klewenhagen. Poza nieporozumieniem zegarkowym, całe zawody odbywały się gładko i sprawnie, w doskonałym nastroju. Wieczorem, w reprezentacyjnej sali Kolejowego Przysposobienia Wojskowego w Gdyni, odbyła się właściwa uroczystość dziesięciolecia Aeroklubu Gdańskiego, którą zaszczycili swą obecnością m. in. pp. gen. dyw. Bortnowski i gen. bryg. Knoll-Kownacki — prezes Aeroklubu Poznańskiego. Jako prezes Aeroklubu Gdańskiego przemawiał płk. Sobociński, historię Aer. Gd. skreślił barwnie inż. W. Leja. Następnie delegaci aeroklubów składali jubilatowi życzenia. W czasie kolacji odbyło się wręczenie okazałych nagród zwycięskim zawodnikom. W niedzielę, 16.VII, nazajutrz po zawodach, delegacje aeroklubów wzięły udział we wspaniałej uroczystości poświęcenia mauzoleum im. ś. p. generała Gustawa Orlicz-Dreszera. Popołudniu, znowu w Rumii, odbyły się wielkie pokazy lotnicze. Nawet najwięksi optymiści nie przypuszczali, że aż tyle publiczności zbierze się na lotnisku, mimo niepewnej pogody. Program popisów był niezwykle bogaty i mógł zadowolić nawet najbardziej wybrednych znawców sztuki lotniczej.

Po kilku „skokach" szybowca Wrony i locie pilota Góry na Czajce, pilotka warszawska Wojtulanisówna, wykonała szereg pięknych ewolucji na RWD-10. Wnet po niej Jereczek z Aeroklubu Gdańskiego „kręci" na nowej „siedemnastce", jednej z dwu ofiarowanych Aer. Gd. przez Białystok. W tym czasie zaczyna padać deszcz, który raz przestaje, to znów przechodzi w ulewę. Mimo to ciekawi widzowie nie rozchodzą się, lecz z pod skrzydeł samolotów obserwują brawurowe wyczyny trójki: kpt. Czerniawski — por. Borowski — por. Gabszewicz, którzy w kluczu wykonują nieskazitelne pętle i ósemki, po czym akrobację „w lustrze" i na koniec efektowną walkę powietrzną, zakończoną strąceniem dwóch maszyn. Tylko podniósł się nieco pułap, startuje Fokker, z którego wyskakuje rój spadochroniarzy — harcerzy z Gdańska, witanych entuzjastycznie przez publiczność. Wiatr zanosi ich daleko na las ,ale wszyscy lądują szczęśliwie.

Teraz dr Przysiecki dokonuje cudów na RWD-23, kręci korkociąg do trzydziestu metrów, wisi w wertykalnych wirażach nad samym lotniskiem, rysuje ciasne ósemki tuż nad głowami publiczności. Jego żółta maszyna trzyma się powietrza w nieprawdopodobny wprost sposób, wreszcie siada prawie bez wybiegu. Dla pilotów ten numer programu był chyba największą atrakcją. Na zakończenie następuje lot koszący wojskowej trójki „pułaszczaków" i na tym kończą się dwudniowe uroczystości Zlotu do Morza i Dziesięciolecia Aeroklubu Gdańskiego. Sympatycznemu temu klubowi życzymy, aby się nadal pomyślnie rozwijał i aby następne dziesięciolecia obchodził już jak pan nie stu pięćdziesięciu, ale wielu setek kilometrów polskiego wybrzeża.

Zygmunt Czyżowski

Skrzydlata Polska. 1939, nr 7

07.1939