Groty o Inkrustowanych Napisach i ich Znaczenie w Sprawie Znaków runicznych
Już drugi dziesiątek lat upływa, gdy archeologiczny świat naukowy żywo
poruszony został odnalezieniem ciekawego zabytku starożytności w postaci
inkrustowanego srebrem grotu włóczni, gdy zaś na jednej ze .ścianek
występuje napis w formie starożytnych piśmiennych skandynawskich znaków,
czyli tak zwanych run, ta okoliczność zjednała przedmiotowi nazwę grotu
o runicznym napisie (die Lanzenspitze mit Runenschrift). Obecnie, gdy
zasób naukowy pomnożył się aż trzema okazami tego rodzaju zabytków,
posiadacz jednego z najpierwszych poczuwa się do obowiązku poznajomienia
z nim polskiej publiczności a to tym bardziej, że znaleziony on został
na ziemiach dawnej Rzeczypospolitej. W naukowym świecie znany on jest
pod nazwą grotu z Wołynia, albo Kowelskiego od powiatowego miasta
miejscowości odnalezienia zabytku,— lichej dotąd mieściny, pamiętnej w
dziejach jedynie z pobytu słynnego zbiega kniazia Andrzeja Kurbskiego, a
która obecnie zaczyna przybierać niejakie znaczenie od połączenia kolei
żelaznych. Właściwym zaś miejscem wypadku była wieś Suszyczno w
odległości 30-stu wiorst
ku północnemu wschodowi od Kowla, na drodze do Pińska w równej
odległości między miasteczkami Niesuchojeżami i Kamieniem Koszyrskim
położona. Ocalenie od zatraty przedstawionego tu na tabl. N VI zabytku,
jest zasługą powinowatego mego p. Jan a Szyszkowskiego, który jako
ówczesny dzierżawca wymienionej majętności szczęśliwym trafem znalazł się przy orce świeżo pod uprawę wytrzebionego
i zewsząd błotami okolonego wzgórza, które jednakże nosiło ślady
dawnego osadnictwa.
Miało to miejsce jeszcze wiosną 1858 roku i piszący rychło potem, w
czasie wakacyjnym przybywszy do swego krewnego w gościnę, bez wielkiej
trudności otrzymał w podarunku osobliwość, której wysoka wartość nie
mogła ujść baczności i do nowych poszukiwań w tejże miejscowości nie
zachęcić. — Jakoż usiłowania te uwieńczone zostały pomyślnym skutkiem,
pomnażając w następnym roku archeologiczną zdobycz nowym okazem, w
postaci odłamu dyjorytowego młota (fig. 1), odznaczającego się szczególniejszym rzadko
napotykanym kształtem ściętego stożka o symetrycznie wyżłobionych i
zbiegających się ku kończynie bruzdkach. Ozdobność ta ujemnie na
trwałość wyrobu wpłynąć musiała 1).
fig. 1 |
Dziwnym może się wydać, że dwadzieścia lat praw ie upłynęło od
początkowego wykrycia aż do wynurzenia się na naukową widownię naszego
zabytku, gdyż dopiero w 1876 roku w 3-cim tomie wydawanych staraniem ks. Tadeusza Lubomirskiego i p. Jana Zawiszy Wiadomości Archeologicznych
podany opis onego zwrócił uwagę naukowego świata, w niemieckim
przekładzie zamieszczonym w 2-im tomie, ogłoszonych przez Albina Cohna i
d-ra Mehlisa Materialien zur Vorgeschichte des Menschen in ostlichen
Europa (Jena, 1879 r.). Oszczędziłbym ciekawemu czytelnikowi
cierpliwości w wyjaśnieniu tej sprawy, gdyby nie wiązała się z nią
kwestia odczytania runicznego napisu. Zasługa w tym względzie, jak
oczekiwać należało, przypada skandynawskim uczonym, którzy jako w
sprawie run przeważnie interesowani, odpowiednią, wiedzą i
doświadczeniem szczycić się mogą. Nam się dostały w udziale albo przykry
zawód w bezowocnych usiłowaniach, albo co gorsza ciężki wyrzut z
trudnością dającej się usprawiedliwić obojętności. Jakkolwiek bowiem
przy oczyszczeniu zabytku (mającego długości 17 a szerokości 3—4
centymetrów) wystąpiła na jaw, pomimo znacznego uszkodzenia, świadcząca o
wysokiej technice wyrobu srebrna inkrustacja, niewiele się z niej
zrozumieć dało. Wprawdzie łatwo było na pierwszy rzut oka domyśleć się
istnienia znaków pisemnych, nawet można było rozróżnić dwa odmienne ich
rodzaje, ale nie o wiele się przez to posunęła znajomość rzeczy. Jedno
przynajmniej osiągnąć się dało: rychło został wyjaśnionym runiczny
charakter jednej części napisu, przy pomocy uniwersyteckiej biblioteki w
Kijowie, gdym tegoż lata przez to miasto powracał.
Miejscem ówczesnego pobytu mojego był Czernihów, jeszcze nie tknięty
ręką prof. Samokwasowa, który później przez rozkopanie kurhanu,
ochrzczonego w podaniu ludowym imieniem bajecznej księżniczki Czerny,
wielkie zasługi oddał starożytnictwu słowiańskiemu. W danej chwili
jednak miasto to zgoła nie sprzyjało naukowemu porozumieniu i to tym
bardziej, że wówczas nawet w zachodniej Europie archeologia nie obudzała
zajęcia, jakimi obecnie się cieszy. Niewiele również zyskała nauka
przez zetknięcie się z gronem uczonych profesorów w Kijowie, gdy w
następnym roku w starożytnym tym grodzie zamieszkał. W prawdzie historyk
Szulgin, biorąc po początkowej według naszego mniemania sigmie następny
czworoboczny znak za używany w dawnym cyrylskim kursywie dźwięk w,
gotów był widzieć w napisie imię Waregsko-ruskiego bohatera Swiatosława,
pomimo to zaniedbał podzielić się z naukowym światem swoim
domniemaniem. Wypadało zatem gdzie indziej poszukać odpowiedniejszych a
przynajmniej gorliwszych znawców i w tym celu w lecie 1862 roku
przedsięwziąłem wycieczkę do Warszawy, a gdy tu pomimo zainteresowania
się, jakie zabytek wzbudził w Papłońskim , Skimborowiczu, Kraszewskim,
czego wyrazem była wzmianka w redagowanej przez tego ostatniego Gazecie
Polskiej, innych rezultatów się nie osiągnęło, podążyłem do
Podwawelskiego Grodu, używającego pewnej pod tym względem powagi. Na
nieszczęście Nestor naszego starożytnictwa, któremu zostałem wraz z moim skarbem
przedstawiony przez prof. Wł. Łuszczkiewicza, widocznie podejrzliwie
usposobiony wynikłym ówcześnie sporem o autentyczność wykopalisk
Mikorzyńskich 2), przyjął niewidziany dotąd zabytek z pewnego rodzaju
niedowierzaniem.
Żywo dotknięty tym niepowodzeniem, może bym poszukał innych jeszcze dróg
publikacji, gdy okoliczności rozłączyły, mię na długo z przedmiotem
troski, który przybierać już zaczynał charakter przysłowiowej na Rusi
„pisanej (t. j. malowanej) torby.” Dopiero po czterech latach
nieobecności w kraju odzyskawszy mą stratę w Lublinie, za pośrednictwem
berlińskiego Zeitschrift fur Ethnologie otrzymałem wskazówki, że w
czasie mojej niefortunnej odyssei z piasków Brandenburskich, przy
budowie dworca kolejowego w Münchenbergu pod Berlinem w 1865 roku,
wynurzył się inny bliźnięcy okaz, o wiele przewyższający swoją starszą
siostrę nie tylko nietykalnością swej postaci, lecz i wytwornością
szaty, jak o tym przekonać się można z dołączonego szkicu (patrz fig.
2). Stłumiwszy w sobie przykre uczucie zubieżenia w zaszczycie
prezentacji, jeszcze raz pokusiłem się o dokonanie jej na widowni mającej bliską styczność z miejscem wychylenia się na świat boży naszej bohaterki i przesłałem ją na szykującą się w r. 1873 wystawę archeologiczną w Kijowie. Lecz jeszcze się nieprzyjazne losy nie ułagodziły w swym prześladowczym usposobieniu, stawiąc na ten raz nieprzewidzianą przeszkodę w smutnej przygodzie wybranego pośrednika, tak, że ostatecznie dopiero po zamieszkaniu w 1875 roku w Warszawie udało się osiągnąć cel tak długo i uporczywie zawodzących usiłowań. Tu naprzód dowiedziałem się o naukowym wydawnictwie, będącym organem szczupłego grona miłośników starożytnictwa. Ponadto jeden z nakładców pisma, p. Jan Zawisza, użyczył mi pośrednictwa swego do porozumienia się ze znanym mu kustoszem muzeum starożytności w Kopenhadze prof. Engelhardtem.
Jakoż rychło otrzymaliśmy od niego i od znakomitego runologa profesora
Lud. Wimmera cenne wskazówki, o ile przesłana im dokładna podobizna
okazu nastręczyć mogła. Ściągały się one przeważnie, jak oczekiwać
należało, do runicznego napisu, a naprzód objaśnimy, iż ten wbrew naszym
usiłowaniom od prawej strony ku lewej czytać należało, przez co możliwe
pretensje widzieć w nirn imię zesłowiańszczonego Normana uchylonymi
zostały. Opierając się na tej wskazówce jak również na wnioskach co do
zagadkowej prostokątnej litery, łatwo już było domyśleć się brzmienia
całkowitego napisu, które W zamieszczonej w III-im tomie Wiadomości
Archeologicznych 1876 roku notatce podać ośmieliłem się. Jakoż domysły
te na XI-ym zjeździe (1880 r. w Berlinie) Towarzystwa niemieckiego
Antropologii, Etnologii i Historii pierwotnej, gdzie na życzenie
założyciela i kierownika tego towarzystwa, d-ra Virchowa, pragnącego
zgromadzić wszystko co się runicznych zabytków tyczyło, swój także okaz
przesłać pośpieszyłem, usprawiedliwione zostały.
Tam na 6-ym posiedzeniu 2-go Sierpnia prof. Henning odczytał
wyczerpujący referat o runicznych napisach na obu siostrzanych dzidach, z
którego się pokazuje, że na naszej przypuszczalne imię właściciela
broni czyta się — co było do przewidzenia, tilarids, z wykładem dzielny
jeździec (tils w gockim języku dzielny—ausgezeichnet i rid od
pierwiastku wspólnego z reiten, przy czym końcówka s ma wskazywać
pochodzenie od wschodnich Gotów (Ostrogotów). Daleko więcej trudności
uczonemu sprawozdawcy przysporzyło wytłumaczenie napisu na młodszej z
narodzin lecz wcześniejszej z wystąpienia w święcie Münchenberskiej
siostrzycy. Już d-r Wimmer w swój wyjaśniającej do nas odezwie czuł się
poniekąd zakłopotanym jak w ustaleniu pisowni, tak w wytłumaczeniu
wyrazu mającego brzmieć Bau-(i)-nga; idąc za nim profesor Henning waha
się między brzemieniem ranga lub raniga, a wyrzekłszy się wytłumaczenia
znaczenia wyrazu, jedynie przy tym obstaje, że ma on oznaczać imię osoby
rodzaju żeńskiego.
Pozostawiamy na odpowiedzialność tych kompetentnych
znawców runicznego pisma odcyfrowanie brzmienia i etymologiczne
wyjaśnienie znaczenia podległych badaniu wyrazów. Trudno się jednak
powstrzymać od uwagi, że tu mamy do czynienia z nazbyt znanym w
niemieckim naukowym świecie objawem, ile się razy przedstawia pole
domysłom wyrafinowanej erudycji. I w obecnym wypadku, gdy jedni w tych
nadpisach uznają imiona posiadaczy broni, szukając ich źródłosłowu w
coraz innych dialektach germańskiej mowy, inni upatrują w nich raczej
bojowe hasło. Tak np. między innym i wydawca pisma archeologicznego w
Ren dsburgu (Urdhs-Brunnen ) d-r Rabe wyraz tilands wykłada z
celtyckiego jak o hasło: Schulz und vaterliches Regiment!
Przyznam się, że nas, początkujących w starożytnictwie, ta walka o słowa nie mogła silnie roznamiętnić,
a to tym bardziej, że tu bynajmniej nie chodzi o jakie głośne w
dziejach imię w rodzaju np. Witekindów czy Alaryków .— A jednak gdy
przedostatnia runa, według oświadczenia samych badaczy— wątpliwego
brzmienia, trudno powstrzymać się od uwagi, że przez zamianę zębowego
dźwięku, d na krtaniowy g, nadało by się nazwie właściciela broni
brzmienie Tilorix bardziej pokrewne z Bojorixam i, Dumnorixam i, że już
poninę celtyckiego Vercingetorixa, z którym i my profani tak blisko
jesteśmy spoufaleni. Prócz tego, skąd pewność, że końcówka
(skandynawskie sol) jest integralną cechą nazwy w mianowniku, jak gdyby
prosty rozsądek syna natury pozwolił na tak niełatwe we własnym pojęciu
utożsamienie z przynależnym mu narzędziem Czy pod tym końcowym s nie wypada raczej podejrzewać owej cechy
dzierżawczości (genit. possesivus), którą germańskie dialekty tak
powszechnie przechowały, że nawet ogołocony z fleksyj
język angielski nie uzna za sposobne jej się pozbyć. Obawa przed
apellesowską groźbą: ne sutor ultra crepidam powinna by była mnie
pohamować w wypowiedzeniu powyższych uwag, gdyby nie powściągliwa chętka
przekroczyć stanowisko prostego przechowywacza ciekawego zabytku. Ona
to zniewala mię posunąć się o k ro k dalej w śmiałych wnioskach, a wobec
tylu poważnych mistrzów nauk i pokusie się poniekąd o role Balaamowej
oślicy.
Jeszcze w pierwszej, podanej w Arch . Wiadomościach notatce o
kowelskim grocie, odważyłem się zwrócić uwagę na umieszczone na
pozostałych trzech Innych jego ściankach obok runicznego napisu znaki i
figury, w których trudno nie dopatrzyć cech pewnej symboliczności. Toż
samo widzimy przy większym wszakże wyszukaniu i wytworności na
münchenberskim sobowtórze z tą tylko chyba różnicą, że występują one
choć w mniejszej ilości lecz w odmiennej znowu postaci. Już sam a
przewaga miejsca, przeznaczonego na dwa te rodzaje piśmiennych znaków i
względna obfitość ostatniego ich rodzaju, każe się domyślać, że mamy tu
do czynienia nie z prostą ornamentyką, co z resztą wynika z braku
ścisłej symetryczności, lecz że pod tym i zagadkowym figurami kryje się
treść głębszego znaczenia, zasługująca na dokładniejsze jej zbadanie.
Chęć zwrócenia uwagi na ten przedmiot kierowała mną kiedy przed dwoma
laty poważył
się wystąpić na archeologicznym zjeździe, we Wrocławiu; obecnie
ponawiam moje domysły w przekonaniu, że one do rozjaśnienia wielce
ciekawej kwestii, w której rozstrzygająca rola przypadnie takim właśnie
zabytkom jak nasze groty, jednoczące pisemnie znaki o dwóch odmiennych
cechach. Zuchwalstwem byłoby widzieć w nich pewien rodzaj kamienia z
Demotyki, wyczekującego nowego Champoliona, w każdym jednak razie mogą
się one przyczynić do zmiany dotychczasowego poglądu na skandynawskie
runy, jako wieszczbiarskie przynajmniej znaki.
Powszechnie wiadomo, że runami nazywają, znaki będące w użyciu u ludów
skandynawskich i w ogóle Germańskiego szczepu. Postaci run składają się
przeważnie z linij prostych, co zależy od piśmiennego materiału: drzewa,
kamienia, metalu, a że podanie ludowe wynalazek ich bóstwu przypisało,
więc imieniem Odyna uświęcone i od pierwszych dźwięków abecadła:
Odynowskim Futhork zostały nazwane. Gdy nazwa runy z gockiego wyrazu
runan —radzić, runa—uchwała daje się wyprowadzić, więc nic
naturalniejszego, jak na podstawie znanego ustępu z Tacyta (ks. X
Germ.), opisującego sposób wieszczenia u współczesnych mu Germanów rzecz
całą odnieść do owego pisma głoskowego. Ustęp ten brzmi jak następuje:
„jak najbardziej przestrzegają wróżenia i losowania (auspicia
sortesque). Sposób rzucania losów prosty, różdżkę z drzewa owocowego 3)
odciętą, rozkrawają na pręciki (zrazy- surculos) i te znakami pewnymi
(notis quibusdam nie Uteris) nacechowane przypadkowo i trafunkiem
(temere ac fortuito) na biały rąbek (super candidam vestem) rzucają.
Wówczas w razie narady nad publicznymi sprawami kapłan ludowy, w
prywatnej zaśsprawie gospodarz (ipse paterfam ilias) pomodliwszy się i w
niebo wejrzawszy potrzykroć bierze po jednym pręciku (ter singulos
tollit) 4) i wzięte według wyrażonego przedtem znaku tłumaczy
(interpretatur). W razie niepomyślnym (siprohibuerint), już więcej tego
dnia naradzać się nie godzi, w razie zaś przyzwolenia (sin permissum)
jeszcze raz się stwierdza pewność wróżby (auspiciorumadhuc fides
exigitur)” 5).
Otóż samo z siebie nastręcza się pytanie: czy podobna
przypuścić, by nie już kapłan, ale każdy ojciec rodziny prócz obeznania
się z tern, co obecnie zowiemy piśmiennością, nadto jeszcze był
wtajemniczony w ukryte znaczenie przywiązane do każdej litery z osoba?
Cóż dopiero, gdy godność wieszczek, jak o tym świadczy Cezar (C. de bel.
G. V I— 14), zwykle piastowały kobiety, a co stwierdzać się zdaje zbyt
częste imion żeńskich zakończenie na run 6). Podobne rozpowszechnienie
pisma na długo przed wiekami, w których przewodnicy narodowi chlubili
się ze swego nieuctwa a Karolowi W. uważano za wyjątkową zasługę
usadowienie się za żakowską tablicą w dojrzałym wieku wydaje się co
najmniej wątpliwym . A chociażby nawet ideał szkoły ludowej, dotychczas w Niemczech z niezupełnym powodzeniem z analfabetyzmem
walczącej, już w dziejowym zaraniu u starożytnych Germanów osiągniętym
został, to w takim nawet razie pomimo cennej właściwości niemieckiej
mowy w jednozgłoskowych określnikach, prócz chyba przymiotnika gut (god)
i los, niewiele wyrazów o trzech fonetycznych znakach odszukać by się
dało. A więc pozostałoby chyba przypuścić, że do każdego z tych
głoskowych znaków przywiązane było jakieś alegoryczne, mistyczne
znaczenie, jakie się niegdyś w chaldejskiej kabale wytworzyło? Takie zaś zjawisko możliwem byłoby jedynie przy istnieniu uświęconej wiekami księgi, gdzie każda głoska za wypływ boskiego natchnienia się przyjmuje, co do Skandynawskich ludów posiadających wprawdzie bogatą, lecz ustnie przekazyw aną ludow ą poezyją, żadną miarą zastosować się nie da. Przytyrn pobieżny rzut oka na runiczny alfabet bliskie jego powinowactwo z greckim a jeszcze bardziej łacińskim odkrywa 7), a i prof. Henning zgodnie z prof. Wimmerem uznaje runiczne pismo za wpływ rzymskiej kultury i nic wcześniej nad pierwszy wiek naszej ery działający, a mianowicie od czasu, ja k oręż Cezara, który znalazł był w Gallii za pośrednictwem Marsylii alfabet grecki w użyciu, panowanie Rzymu nad Ren posunął. Miała by rozpowszechniona między wszelkimi pierwotnymi ludami a
aryjskimi w szczególności wiara w wieszczby i roznamiętnienie we
wróżeniu czekać na zapożyczony od kulturowych śródziemnomorskich narodów
alfabet? Tym czasem liczne świadectwa nas przekonywają, że zwyczaj
wieszczenia i to wieszczenia za pomocą naciętych pręcików, wspólny
rozmaitym szczepom, można zaliczyć do takich powszechnych objawów
pierwotnej kultury, jak użycie kamiennej broni lub mieszkania nawodne
8).
Do jakich wyszukanych i sztucznych poglądów dochodzą historycy, pragnący
wyjaśnić opis Tacyta wieszczenia zapomocą fonetycznych runicznych
znaków, za przykład służyć może autor Wanderung in das Germanische
Alterthum, Henryk Künnsber, który stworzył wielce skomplikowaną teorię posługiwania się krótkimi wierszowanymi formułkami, a to na podstawie tak
zwanej aliteracji,
czyli szykowania wierszy według początkowego brzmienia pojedynczych
wyrazów. Dla nabierania wprawy w odszukiwaniu trzem podjętym runom
odpowiednich półwierszy, niezbędnym było długoletnie ćwiczenie w szkole,
której wzór autor widzi w instytucji podobnej do opisywanej przez
Cezara związku Druidów, chociaż ten przed istnieniem jakiejkolwiek
hierarchii u germanów wyraźnie ostrzega.Rzeczywiście przewodnictwo silnie zorganizowanego towarzystwa na wzór celtyckich Druidów i kierowanej przez nie długotrwałej szkoły wieszczbiarstwa jest co najmniej wątpliwe, jako z duchem nieograniczonej swobody ożywiającym pierwotną germańską społeczność nie dające się zgoła pogodzić. Tam, gdzie każdy ojciec rodziny, a nawet kobiety, używające znanego jeszcze od pierwszego napadu Cymbrów i Teutonów wpływu, mogły pełnić urząd wróżbity, tam wytworzenie się zamkniętej w sobie kasty wieszczków było zbyteczne a choćby nawet taka istniała, trudno przypuścić, by ona ku temu celowi posługiwać się miała cywilizacyjnym nabytkiem piśmiennych znaków od wrogów przyjętych. Czy nie daleko prostszym i naturalniejszym okazałoby się przypuszczenie istnienia prastarych symbolicznych znaków, poprzedzających o wiele zjawienie się głoskowych run, a wspólnym wszystkim aryjskim ludom. Były one pomyślne lub nieprzyjezdne, twierdzące lub przeczące, wskazywały powodzenie lub klęskę, a trafunkowego ich wyciągania z wszelką łatwością mogli podjąć się w celu wieszczenia kapłani, czy ojcowie i matki rodzin.Snadniej udawać im się to mogło niż dziś naszym nieraz zgoła niepiśmiennym kabalarkom z rozkładu kart zadość uczynić przesądnym wymogom swego otoczenia.
Gdzie mamy szukać tych wieszczbiarskich znaków? Odpowiedzi na to pytanie czy nie mogłoby dać nasze orężne zabytki, przez szczęśliwe zespolenie dwu o odmiennym charakterze rodzaju pisma w porządnej przygodzie stojące? Gdy nowiem na jednej ze ścianek , zapewne dla oznaczenia imienia posiadacza oręża, użyto głoskowego, runicznego alfabetu, resztę miejsca wypełniono z równą sztuką i dokładnością dokonanymi znakami, którym cechy symbolu, godła odmówić nie podobna. Naprowadza nas na ten domysł nie tylko brak symetryczności, co już samo nie pozwala brać ich za jedno z rysami u osady pióra grotu dla jej ozdoby, lecz powszechnie uznany charakter, jednego przynajmniej znaku, który na kowelskiej dzidzie aż w dwu odmianach występuje i usuwa wszelką w tej mierze wątpliwość. Jest nim tak zwana w archeologi swastika w postaci o zgiętych ramionach krzyża, stąd u Niemców nazwaną Hackenkeruz, u Francuzów la croixgammee (od podobieństwa ramion z grecką literą) znana. Częste napotykanie tego godła na przedmiotach zdobywanych z wykopalisk od źródeł Gangesu aż do Islandii, a mianowicie na pogrzebowych popielnicach zwróciło nań wczesną uwagę badaczy i obecnie jednakowo znamionować wojenne narzędzie jak księżyc na nowiu. Na münchenberskim okazie
znaki okazuje jeszcze bardziej zagadkowe, wyszukane kształty. W jednym z
nich dałoby się dopatrzyć pewne podobieństwo do polskiego herbu „Kroje”
o trzech sierpach, czy kosach, okoliczność mogąca dać wiele do myślenia
i liczyć na zabranie głosu w tej sprawie przez heraldyków i sfragistyków 9). Na koniec pozostaje mi zwrócić uwagę na znaki, które niezależnie od
cechy godła, jaką widzimy wyłącznie na grocie kowelskim, przeważnie w
ornamentacyjnym charakterze występują na obu okazach i przy tym z dziwną
zgodnością kształtu i miejsca. Są to kółka z kropką we środku, figurujące na osadzie grotowego pióra w
ściśle regularnych odstępach. Na kowelskim zaś prócz pojedynczego
takiego koła w szeregu symbolów, mamy odpowiadające mu na innej ściance
podwójne o dokładnej współśrodkowości. Pozostawiając komu innemu rozstrzygnięcie, o ile ten znak ma łączność z
symbolem słońca, przekazanym przez średniowieczne astrologiczne
kompendia obecnym podręcznikom astronomii i kosmografii, nie mogę
powstrzymać się od zwrócenia uwagi na doniosłość tego upowszechnienia. Nawet po wyjściu z użycia zwyczaju przyozdabiania broni wszelkiego
rodzaju emblematycznymi lub runicznymi znakami, samo owo zagadkowe kółko
przetrwało i weszło w skład późniejszej orężnej ornamentyki. Przekonać
.się można o tym ze złotej wielce kunsztownej inkrustacji grotu,
przypominającego z wielkości i kształtu nasze oba zabytki, a pod N 347 w
katalogu starożytności Muzeum Worsaae w Kopenhadze wniesionego, gdzie w
połączeniu z misternymi esami i floresami przechował się ten jedyny
szczegół dawnej symboliki. Prawdopodobnie należy ten względnie świeży zabytek do sławnego swym
bogactwem wykopaliska w Wimoze na wyspie Fionii, a o którym w swym
liście prof. Wimmer wspomina.
Czuję aż nadto dobrze, iż wszelkie
dowodzenia napotykają na jeden poważny, zdolny je doszczętnie unicestwić
zarzut, a tym będzie uwaga, że nasze z takim usiłowaniem podjęte
domysły odzierają z religijnego uroku pismo runiczne przypuszczalnie do
wieszczenia służące i imieniem ubóstwianego bohatera Wodana czyli Odyna w podobny sposób uświęcone, jak z imieniem bóstwa
Fo-hi Chińczycy, a z imieniem Teutha starożytni Egipcjanie wynalazek
swoich piśmiennych znaków łączyli. Jeżeli nie do zwalczenia to
przynajmniej do pożądanego osłabienia tego zarzutu wypadałoby poruszyć
zbyt obszerną kwestią sposobów i środków, jakiem i się umysł ludzki w
celu przekazania pamięci swych pomysłów i czynów posługiwał, poczynając od obrazowych hieroglifów egipskich do zagadkowych peruwiańskich kwipusów 10). Tymczasem powinno wystarczyć podniesienie wielkiej doniosłości przejścia do pisania alegorycznego, obrazkowego do fonetycznego, opartego na oddaniu artykułowanych dźwięków ludzkiej mowy. Nie wdając się w roztrząsanie, komu zasługa tego udoskonalenia przypadają, nie podobna przeczyć, że odznaczyło się ono nadzwyczajnością prawie z cudem graniczącą, co mu rękojmię szybkiego rozkrzewiania zapewniło. Dla oceniania stopnia wyrażenia, jakie wywiera pismo na umysł prosty, na niskim stopniu rozwoju stojące, dość przypomnieć zachowanie się pisma np. murzynów, którzy po pewnym nawet obeznaniu się z owocami cywylizacji europejskiej w środku tym działania cudownej jakiejś potęgi widzieć nie przestają. Nic więc dziwnego, że środek utrwalający nietylko pojęcie ale nazwę przedmiotu, mógł ten rychlej przeniknąć tam, gdzie już istniało pewnego rodzaju pismo symboliczne a
zdobywając sobie coraz pełniejsze prawo obywatelstwa przybrał w końcu
jego nazwę, jakkolwiek zastąpić go w religijnych obrzędach już przez
samą uporczywą zachowawczość pierwotnych ludów nigdy nie był w stanie.
Do Celtów, którym obcą była w szelka religijna symbolistyka, jak o tym
mamy nie wątpliwe świadectwo Cezara za pośrednictwem Focejskiej osady
Marsylii wcisnęło się jednak użycie greckiego alfabetu 11), dla
czegoż nie miał uledz podobnemu w pływowi ludu z oddawana obeznany z
rodzajem religijnej kabalistyki? Nowy środek porozumiewania wstąpił
przeważnie tam, gdzie żadnym innym nie dal się zastąpić , jak np. w
oznaczeniu imion własnych, nie regulując przez to uświęconych prastarym
obyczajem godeł, a to tym bardziej, że nowe, na wzór obcy tworzone i
stąd częstym zmianom podległe, już przez to same owemu przeznaczeniu nie
odpowiadały.
W niewątpliwy sposób popierają to przypuszczenie nie tylko dwa nasze
okazy broni, gdzie zgłoskowe pismo odgrywa podrzędną rolę, ale wszelkie
inne szczęśliwym sposobem przechowane runiczne zabytki 12), a kto
wie, czy owe wzmiankowane powyżej za świadectwem Dytmara nazwy bóstw
słowiańskich w Retrze, nie w inny sposób były wyrażone. Uderzający swym
pożytkiem wynalazek, bodaj od wrogów zapożyczony, znajduje łatwe i
szybkie upowszechnienie, czego przykład świetny mamy na cyfrach
liczbowych i innych nabytkach arabskiej kultury, którym fanatyzm
religijny bynajmniej nie tamował przystępu do chrześcijańskiej Europy. I na wzór abecadła wrogich Rzymian raz utworzone pismo runiczne bez
oporu mogło się krzewić między pokrewnymi sobie ludami, jako posiadające
zgoła odmienną sferę użyteczności niż uświęcone prastarym obyczajem
symboliczne godła.Takie istnienie obok siebie dwu rodzajów piśmiennych
znaków mniej nas dziwić powinno, niż jednoczesne używanie aż trzech
naraz rodzajów pisma u starożytnych Egipcjan 13). Dlaczego tak rzadkie napotykamy zabytki tego pisma na południu środkowej Europy pomimo wędrówki narodów, wytłumaczymy sobie łatwo, gdy przypomnimy, że nosiciele główni północnej kultury Gotowie, już w początkach IV wieku ulegali jeszcze bardziej stanowczemu wpływowi romanizmu przez przekład Biblii Wulfilasa . Ten zaś dla swojego alfabetu oddał pierwszeństwo raczej łacińskiemu wzorowi niż bliższemu pod względem zetknięcia z chrześcijańską kulturą greckiemu, że pierwszy miał już utorowaną poniekąd drogę przez tak zwane dziś runiczne pismo. Stąd, gdy na południ wraz z chrześcijaństwem zapanował wyłącznie gotyk, przed którym pierzchnąć musiały dawne środki porozumiewania się, na północy ta zmiana szła z większym oporem. Jeszcze w VI wieku biskup z Poitiers Venancius Fortunatus, który przed tym długi czas przebywał w Niemczech, skrzył się na barbara runa rzezanych na osinowych deskach i ostateczny cios im zadał dopiero podbój Karola W. Najbardziej długotrwałym przytułkiem dla pierwotnego pisma była północ. Tu też nie tylko się największa liczba zabytków runicznych przechowała - prof. Wimmer w swym liście liczbę do 20.000 podnosi, ale oraz odynowska tu się wytworzyła legenda i dojrzała jak nam ją z XII wieku przechowane sagi przekazały 14).
Pozostało nam jeszcze poruszyć kwestię, czy dopiero od zetknięcia się z Rzymianami datuje wytworzenie się głoskowego pisma u Germanów i czy wielki ten wynalazek nie mógł się do nich przedrzeć wcześniej? ten wynalazek nie mógł się do nich przedrzeć wcześniej? Wszakże stosunki
ucywilizowanych nadśródziemnomorskich ludów z pomorzem Bałtyckim od
najdawniejszych czasów, o wiele poprzedzających podboje rzymskie, nie
ulegają najmniejszej wątpliwości. Za przynętę pociągającą te ludy na
mroczną niegościnną północ służył bursztyn , a wytknięcie i dokładne
wyjaśnienie dróg lądowych po tę cenną zdobycz wiodących, stanów i
niespożytą zasługę naszego rodaka 15). Czy podobna więc
przypuścić, aby te odwieczne i trwałe stosunki ograniczały się na
jednostronnym tylko wyzyskiwaniu bursztynowych kopalni, bez oddania w
zamian jakich, bądź materialnych bądź umysłowych korzyści? Otóż czy nie
będziemy mieli słusznego prawa do patrzyć się pierwszych w wytwornym
obrabianiu kruszców, czego świetnymi okazami są nasze dwa orężne
zabytki, drugich zaś w udzieleniu pierwszych nocyj
o fonetycznym piśmie i dania pochopu do dalszego rozwoju tego nabytku?
Nie wdając się w roztrząsanie, czy Fenicjanie bezpośrednio byli
wynalazcami tego pisma, czy jak chcą nowsi badacze wyhodowali i do
użytku udogodnili latorośl wyległą na bujnej dolinie nilowej, dość, że
oni stali się rozkrzewicielami tej najważniejszej dźwigni postępu. Już
sam kierunek pisma od prawej ku lewej stronie na dawnych,w tej liczbie
na naszych zabytkach, każe podejrzewać semickie jego pochodzenie, cecha
zresztą wspólna kolejom, jakie przechodziły europejskie alfabety 16), ale
prócz tego znajdują się inne poważniejsze dowody. Zebrane one zostały w
rozprawie dyrektora niemieckiego gimnazjum w Sztokholmie D -r U . W .
Dietricha , której tytuł: Enträthselung des Odinischen Futhork durch
das semitische Alphabet, dostatecznie jej zadanie wyjaśnia.
Że to wyjaśnienie nie zawsze swą oczywistością uderza i że każdy
pojedynczy znak runiczny zbyt od swego domniemanego pierwowzoru
fenickiego odskakuje, nie powinno to bardzo dziwić świadomego różnicy,
jaka istnieje między kanciastym chaldejskim lub powikłanym arabskim
pismem z jednej strony, a greckim lub łacińskim alfabetem , które jednak
wspólny po siadają rodowód. W wypadkach tego rodzaju główną rolę
odgrywa zasadnicza pierwotna myśl, a nas Słowian, przy pierwszym brzasku
chrześcijańskiej cywilizacji używających na raz dwu tak odmiennych form
ą alfabetów jak przypisywany św. Cyrylowi i inny pod nazwą głagolicy
czyli bukwicy znany, nie tyle brak widocznego powinowactwa między runami
i semickim alfabetem, ile wielkich podobieństwo z łacińskim abecadłem w
niejaki kłopot wprowadzać powinno.
I ja bym nie usiłował dotykać tego przedmiotu, gdyby nie chęć bliższego
zastanowienia się nad kwestią od niedawnego czasu poruszoną przez bardzo
szanowne naukowe powagi, kwestią o samoistnej, samodzielnie wylęgłej na
północy Europejskiego lądu kulturze. Jest to naturalne następstwo, o krok dalej posunięty wniosek z tych
mniemań, które od dwudziestu przeszło lat w dziedzinie porównawczego
językoznawstwa kiełkować zaczęły i poglądy na pierwotną ojczyznę
aryjskiego szczepu przez prace Lassena, Schleichera. Max. Müllera i
Pictefa wyrobione i utrwalone podkopać usiłują. Nie śmiejąc wobec takich
powag jak Benfey, F r. Müller, Latham zabierać głosu we własnym
imieniu, odwołuję się do ustalonego od najdawniejszych czasów
przekonania, że tylko kraje o łagodnym klimacie, dostarczające łatwych
środków do wyżywienia mogły skupić ludność w dostatecznej ilości do
wytworzenia kultury. Jeżeli nie znajdziemy na kuli ziemskiej zakątek, gdzieby się nie dały
odszukać ślady sięgające w najodleglejsze czasy pobytu człowieka, nie
idzie jeszcze zatem, by każda miejscowość zarówno jego rozwojowi
sprzyjała. Dla trudnych warunków wyżywienia zmuszony pędzić podległy
ciężkim przypadłościom żywot w rozproszeniu, nie miał on możności
nagromadzić czy to materialnych, czy umysłowych zasobów niezbędnych dla
rozwoju trwałej kultury. Dlatego też historia nie przestanie szukać w
żyznych i rozległych porzeczach Nilu, Eufratu, Gangesu i międzyrzecza
chińskiego ogniska stałego osadnictwa i uobyczajenia rodzaju ludzkiego,
skąd początkowo wylęgła cywilizacja stopniowo posuwała się ku gorzej
uposażonym krainom , aby tam dojrzeć pod wpływem innych warunków 17).
Również przed wczesnym co najmniej byłoby pozbawiać Irańskie
płaskowzgórze nadanej mu przez tyle głębokich umysłów godności kolebki
szczepu Aryjskiego. Już ta sama okoliczność, że między śmiałymi
współczesnymi rebeliantami niema zgody, co do zastąpienia
zdetronizowanego mocarza, nakazuje nam, którzy stanowimy gmin naukowy,
zachować pewną ostrożność w przyznaniu hołdu nowym pretendentom. A jest ich spore grono: jedni, jak Latham 18), szukają go w płaszczyznach dzisiejszej Rosji, inni z L. Geigerem 19) widzą go w środkowych Niemczech i ci w grozie doby silne poparcie znajdują. J. G. Cuno 20),
jakby dla złagodzenia pochodnej do odwetu drażliwości sąsiadów posuwa
ojczyznę szczepu aryjskiego bardziej ku zachodowi w północną Francję i
Belgię, inni na koniec ostatnimi czasy wraz z Penką obdarzyli tym
posłannictwem skandynawski zakątek, tak, że ogół czytelniczy gotów
powziąć podejrzenie, że rak szowinizmu, trapiący obecną politykę,
zapuszcza kleszcze w nietykalne dotąd łono nauki. Nim tedy ten zamęt
niepewnych i sprzecznych poglądów uleży i wątpliwości się wyklarują,
stosowniej będzie nie zrywać z uległością dawnym wyobrażeniom i w
północnej krawędzi Irańskiego pogórza widzieć pierwotną siedzibę
szczepu, dzierżącego dziejowe przodownictwo. Tu gdzie na stosunkowo szczupłym obszarze nagromadziły się wybitne
sprzeczności tak różnostronnie działające na duchową stronę człowieka,
od śniegiem pokrytych szczytów i żyznych obficie zroszonych dolin, do
skwarem prażonych piasków pustyni, gdzie pierwotny mieszkaniec, czy jako
rolnik, czy pasterz nie mógł się wszakże nieograniczenie
jak na błogosławionych błoniach Gangesu i chińskiego porzecza
rozmnażać, a skąd musem w różne strony wyparty zdołał unieść z sobą jako
owoce pierwotnej kultury zboża i domowe zwierzęta wprowadzić, tu
właściwej szukać kolebki naszego szczepu, niż w ponurych puszczach i
debrach północy mogących dać chyba nędzny przytułek jakiemuś
wydziedziczonemu łowcy lub rybitwowi, A chociażby nawet dało by się
wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu utrzymać nadzwyczajne wyrobienie
umysłowe, odbijające się w najbardziej złożonej i filozoficznej mowie i
przyjąć zaludnienie dwóch południowych półwyspów śródziemnego morza
drogę przystępną dla późniejszych barbarzyńskich najeźdźców, to jak i
którędy udało by się przeprowadzić Zendo-Sanskrycką gałęzią naszego
szczepu z ponurych puszcz północy w bujne dżungle indyjskie?
Dla badaczy
wiążących dzieje człowieka z przypadłościami zamieszkiwanej przezeń powierzchni ziemskiej trudno rozstać się z przekonaniem, że dwa te
główne czynniki życia naszej planety łączą się w swych objawach, że w
najważniejszej pod względem fizycznym miejscowości, gdzie się spajają
dwie połaci Azjatyckiego lądu, to górskie Krzyżne, gdzie się zbiegają
nie już pojedyncze łańcuchy ale całe potężne pasma, gdzie stykają się
dwie główne ludzkie rasy, a szczątki trzeciej przechowały się w
niedostępnych górskich zakątkach, na koniec tam, gdzie zawiązał się
dziejowy dramat, którego mamy w Zenda-Wiście a obecnie patrzymy na
starcie grożące zmierzaniem się dwu politycznych potęg jako zapowiednią
końcowego ataku, tam radzilibyśmy szukać kolebki najgodniejszego
przedstawiciela Arjów. Tak znowu w wybrzeżach Śródziemnego morza nie
nie przestaniemy widzieć jeszcze przez Rittera przypisanego im
posłannictwa wychowawczego domu ludzkości, skąd nasiona cywilizacji, czy
to w postaci głównych podstaw umysłowego i moralnego rozwoju, czy
najważniejszych wynalazków znalazły znalazły sobie drogę w najdalsze
zakątki naszej części świata a w tym przypuszczeniu i na germańską
północ, którą z pychą właściwą szczęśliwym dorobkiewiczom pragnęła by
uszlachetnić swój rodowód nieco podejrzanej wartości pretensjami.
1) Z materiału dla kamiennej broni, którym się posługiwał przedhistoryczny człowiek dyjoryt
najmniej się nadawał do wygładzania i przyozdabiania. To też z wielu
oglądanych przedmiotów tego rodzaju , zdarzyło mi się jedynie w muzeum
Toruńskim napotkać okaz przypominający wyobrażony tu szczątek. Jest to
siekierka znaleziona w stawie osady Grutzmühlen pod Toruniem 1883 r.,
pod N 31 zakatalogowana.
2) Są to dwie z zagłębieniem pośrodku kamienne płyty, jakich niegdyś w głębokiej starożytności używano
do rozcierania zbożowego ziarna, pokryte posądzonymi o późniejszą
podróbkę rysami runicznych znaków. Prócz tego na jednej płycie z gruba
nakreślony mityczny, albo raczej fantastyczny, według brzmienia
napisu bożek Prowe, a na drugiej wyobrażenie konika przypominającego
nieco takiego z posągu Światowida ze Zbrucza. Odszukanie miało miejsce
na Szląsku w Mikorzynie przez niejakiego Droszewskiego, który uznany został jeżeli nie za fałszerza to
za ofiarę oszukaństwa. Pierwszą wątpliwość w tej mierze wynurzył Józef
Przyborowski, a ostatecznie nad sprawą przeszedł do porządku dziennego
Estreicher. (Patrz Kalendarz Jaworskiego 1875 roku).
3) Zapewne bukowego, jak oddającego owoce znośniejsze od cierpkich
krajowych dziczek gruszek albo jabłek . Stąd wyprowadzają nazwę litery —
Buchstabe (ros. bukva) i książki Buch jak łacińskie liber od łubu.
4) Przekład Naruszewicza: bierze po trzykroć każdą sztukę niewłaściwie sens oddaje.
5) Z Cezara wiemy, że w pomyślnym razie do trzech razy w różba się
powtarzała, jak to miało miejsce, co do losu jeńca w obozie Ariowista,
Valeriusa Procillusa: de se ter sortibus constdtmn dicebat... so rtiu m
beneficio se esse incolum em , (Com. de bel. Gal I- 53).
6) „Obrzędy przeważnie spełniane były przez kobiety. Liczba w różek była
wielką; kobiety odczytywały runy t. j. bukowe pręciki i znaki, które
przynajmniej z początku używane były w religijnych obchodach, Stąd tak
liczne imiona kobiece z końcówkami na run: Gudrun Sigrun Albrun. "
Schosser’s Gesch. IV to m , Rozdz. It. Die Vorzeit Skandinaw . Völker,
226. Przerażenie powszechne, wywołane zjawieniem się Hunów ,
przypisywało ich pochodzenie potwornemu związkowi między błądzącymi w
stepach nieczystymi duchami i wygnanymi tam przez króla Tulimera
czarownicami (Aliorunn,—allrunn wszystkowiedz) Am. Thierry . Hist.
d’Attila T. I. 12.
7) Czytelnik przekona się o tym na kowelskiej dzidzie, gdzie wszystkie
prawie głoski napisu uderzają swym powinowactwem , a początkowe T
odstępujące od zwykłej formy runy tir w postaci strzały wyrażanej, w
błąd D-r Wimmera w prowadziło, że chciał je uważać za ozdobę raczej niż
za runę. Toż samo da się powiedzieć nie tylko o I (is), S (sol), ale o
odwrotnym R (reid ) a naw et o L (logr).
8) Za długi byłby szereg cytat popierających poruszony przedmiot,
zaczynając od Herodota gdzie w IV-ej księdze manipulacja wieszczenia u
Scytów wielce zbliżona do opisywanej przez Tacyta, bez wzmianki wszakże o
znakach, a pręcik i są wierzbowe
aż do proroków Ezechiela ( X X I - 2 1 ) i Oseasza ( I V - 1 2 ) u
Semitów, na które z taką pochopnością powoływać się zwykli kapłani,
powstający przeciw piszącym ekierkom (,,Lud mój pytał się drewna swego, a
kij jego opowiadał mu”). Nie będzie pozbawioną zajęcia dla czytelników w
wzmianka tycząca się Słowian u Saxona Grammatyka (X IV ), która
przypomina będącą dotąd w użyciu grę dziecinną, gdy trzy pałeczki (tres
ligni particulae ) z jednej strony białe, z drugiej, zapewne dla zdartej
kory żółte (fulva), rzucaniem przyszłe losy wyświetlały. Prucz tego opis Dytmara (V I—17) wieszczenia w Retrze, jakkolwiek
ciemny, każe się domyśleć poruszanych przykrytych darniną losów przez
przyprowadzanego pod na krzyż ustawionymi włóczniami poświęconego konia.
Nawet nazwa dawnej stolicy Obotrytów dzisiejszego Schwerin niemieccy
badacze wyprowadzają od wyrazu słowiańskiego żweryn jako o zwierzyniec, w
którym hodowano owe wieszczbiarskie konie. Że przy tym mogły być
używane nawet jakieś piśmienne znaki, dało by się wnieść ze świadectwa
tegoż Dytmara, gdy w tym że rozdziale wspomina on o bożkach z
wyrzeźbioną u spodu posągów każdego z nich właściwą mu nazwę (Kron. V
I—17. Przekład Komarnickiego, Żytomierz). Takie zaś zjawisko możliwym byłoby jedynie przy istnieniu uświęconej
wiekami księgi, gdzie każda głoska za wypływ boskiego natchnienia się
przyjmuje, co do Skandynawskich ludów posiadających wprawdzie bogatą,
lecz ustnie przekazywaną ludową poezję, żadną miarą zastosować się nie
da. Przy tyrn pobieżny rzut oka na runiczny alfabet bliskie jego
powinowactwo z greckim a jeszcze bardziej łacińskim odkrywa 7), a i
prof. Henning zgodnie z prof. Wimmerem uznaje runiczne pismo za wpływ
rzymskiej kultury i nic wcześniej nad pierwszy wiek naszej ery
działający, a mianowicie od czasu, jak oręż Cezara, który znalazł był w
Galli za pośrednictwem Marsylii alfabet grecki w użyciu, panowanie
Rzymu nad Ren posunął.
9) Mamy tu na względzie szanownego p. Piekosińskiego, któremu przed
dwoma laty miałem zręczność okazać jak moj zabytek tak też niedokładne
wyobrażenie münchenberskiego.
10) Były to sznurki, których kolor i ilość na nich węzłów
dostarczały środków porozumienia w Państwie Inków. Ciała wysłańców
publicznych czy ściany świątyń owinięte były całymi zwojami tych
oryginalnych frędzli, mających przynosić wieści lub przekazywać dzieje
potomności a zniszczenie ich obciąża nowym zarzutem fanatyzm u zdobywców
hiszpańskich, skąpe szczegóły znaleźć można w dziele Prescotta
„Zdobycie Peru.”
11) Neque fas esse existimant da (rytualne sprawy) literis mandare, cum
in reliqus fere rebus publicis priwatisque rationibus graecis literis
utuntur. (com d. b. G. VI-14). Zdaje się temu przeczyć miejsce w Com
V-48 gdzie powiedziano, że Cezar dla pozornego ukrycia zamiarów swoich
przed wrogiem używa greckich liter. Lecz właśnie ta okoliczność służyć
może za poparcie pierwszego twierdzenia. Chodziło tu o dodanie ducha
broniącemu się przed nawałem oblegających Galów legatowi Cezara
Cyceronowi. Czy nie odegrała tu roli genialna przebiegłość, która nie
tylko w razie pomyślnym dojścia depeszy o wysyłanej odsieczy zapewnić
mogła powodzenie, zachęcając do wytrwałości, ale nawet w razie zdrady,
czy niezręczności wysłańca obliczała na łatwiejsze zrozumienie treści
listu przez wrogów: odciągnęło by ono siły napastnicze, co w każdym
razie nie mogło ujść uwagi obleganych.
12) Z dwudziestu okazów,
które mieści katalog Berlińskiej wystawy 1886 roku prucz naszych dzid
zasługują na uwagę a) Złota obrączka z napisem runicznym, znaleziona w
Wołoszczyźnie i przechowywana w muzeum w Bukareszcie, b) Brakteat
znaleziony w pół. Niemczech z napisem Waika. c) Inny brakteat znad
Noteci w Poznańskim z nazwą Sabar.
13) L’ecriture demotique, Pecriture hieratique et Pecriture hieroglyphique ont ete simultanement en usage, et pendant une longue serie des siecles dans toute l’etendue de l’Egypte. Champol. le Jaune. Precis du systeme hierogl. - conclusion.
14) Według Sämunda dawniejszej i Snorra późniejszej Eddy Odyn wynalasca run był wodzem Azów ludu który na Wschód od Donu przemieszkiwał i miał za stolicę Asgrad, skąd chroniąc się przed Rzymianami (?) przebył wschodnią i środkową Europę, wszędzie osadzając swych synów na królestwa. Gdy przybył do Szwecji, przyszło do starcia z królem Gyltę. Ten po długim oporze, zawarł przymierze, poddając się jego wpływowi w zupełności. Odyn osiadł nad jeziorem Lögur (Mälar), zbudował świątynie, gdzie urząd kapłański zaprowadził, z użytkiem kruszców poznajomił i sztuki pisania za pomocą run nauczył. (Enträthselüng des Odinisch. Futhork Dr. U. W. Dietrich 18 str. 27). Sam wynalazca run w następujący sposób opowiada dzieje swego wynalazku. "Wiem, że przez dziewięć długich dni i nocy, ciężką włócznia raniony, na drzewie kołysany, przez wiatr sam sobie (t. j. Odynowi) poświęcony wisiałem nie dawano mi ani chleba ani miodu. Wówczas wytężywszy się pomyślałem o runach, jęcząc powtórzyłem je i natychmiast znalazłem się na ziemi, zdrów, silny, we wszystkim szczęśliwy. Jedna myśl szła za drugą, jeden czyn z drugiego wynikał. (Według odczytu pr. Henniga 1-go sierpnia 1880 r. na zjeździe w Berlinie).
15) J. N. Sadowskiego Czł. Kr. Ak. Um., którego dzieło: Handlowe
drogi Greków i Rzymian zasłużoną powagą się cieszy i natychmiastowego
przekładu na niemiecki język (Jena 1877 r.dostąpiło.
16) Przejście między zmianą dwu sprzecznych kierunków pisma
stanowiło tak zwane
wołowy zwrot, od sposobu, w jaki odbywa się orka
roli.
18) De sorte qu’en meme temps que la civilisation s’est etendue vers le póle, elle a gagne
en puissance: et les deux principals lois de 1‘histoire, colle des deplacement des civilisations en
latitude et celle du progres de l’hum anite, se trouvent expliquees du meme coup. P. Mongeolle.
Les problemes de l‘liistoire p. 407.
19) Elem ents of com parative Philology.
20) Ueber Ursitz der Ąlten Germanen; Zur Entwickelung-G eschichte der Menschheit 1871 p. 113.
21) Forschungen im Gebiete der alten Volkenkunde I Theil: die Scythen.
Balaamowej oślicy - Oślica Balaama
- "Zatem otworzył Pan usta onej oślicy, i rzekła do Balaama: Cóżem ci uczyniła, żeś mię bił już po trzy kroć? I rzekł Balaam do oślicy: Iż ze mnie szydzisz; bym był miał miecz w
ręku swych, byłbym cię teraz zabił. Tedy oślica rzekła do Balaama:
Azażem ja nie oślica twoja, na którejś
jeżdżał, jakoś mię dostał, aż do tego czasu? A on rzekł: Nigdy." Lb 22, 28 - 30.
latorośl wyległą na bujnej dolinie nilowej - "Ale wyjdzie rószczka ze pnia Isajego, a latorostka z korzenia jego wyrośnie. I odpocznie na nim Duch Pański, Duch mądrości i rozumu, Duch rady i mocy, Duch umiejętności i bojaźni Pańskiej." Iz 11, 1,2
Aleksander Szumowski - Groty o inkrustowanych napisach i ich znaczenie w sprawie znaków runicznych. 1886 r.
Grot Kowelski
Grot kowelski zajmuje wybitne stanowisko pomiędzy pomnikami runicznymi.
Został znaleziony we wsi Suszyczno w powiecie kowelskim na Wołyniu i był
własnością śp. prof. Szumowskiego w Warszawie. Pisano o nim dużo z
powodu napisu inskrustowanego. (Por. Congrčs international
d'antropologie et d'archeologie préhistoriques, Comte-Rendn de Ja 8-me
session a Budapest 1876, str. 457do 460; A. Kohn und C. Mehlis.
Materialen zur Vorgeschichte des Menschen im östlichen Europa. II Jena
1879 str. 177: Revue archeol., juillet-aout 1884 str. 54). Grot ten
wzięto za słowiański, ponieważ go na wołyniu znaleziono. (Por. Gazeta
polska 1862 Nr. 79; Konst. hr. Tyszkiewicz : O kurhanach na Litwie i
Rusi zachodniej. Berlin 1868, str. 236 ; Wiadomości archeologiczne, t.
III, str. 49). Sąd ten był jednakże mylny; nowsze poszukiwania wykazały,
że napis na żelaznym tym grocie wyryty, jest gotycki. Czyta go się z
prawej strony ku lewej, bo runy odwrócone. Według Stephensa: Old runie
nomments III, 266 brzmi: TILAERINGS; według Wimmera: Die Runenschrift 62
: TILARINDS, co znaczy : tęgi jeździec. Drugie czytanie uważam za
lepsze. Podaję rycinę jego, dla porównania z następującymi grotami Fig.
22. Oprócz napisu ma także znaki magiczne i znak Thora czyli swastykę.
Fig. 22. |
Wśród zbiorów Muzeum Wojska znajduje się niewielki grot włóczni z
napisem runicznym, inkrustowanym srebrem (nr. inw. 3906). Napisy takie
są dość rzadkie, to też nic dziwnego, że grot nasz był już kilkakrotnie
opisywany i że robiono kilka prób odczytania umieszczonych na nim run.
Grot jest bardzo niewielki, ma zaledwie 15,4 ,cm długości, na 3 cm
największej szerokości. Kształt jego, przypominający liść wierzby, jest
bardzo pospolity, jak również wykucie ostrej ości z obu stron i bardzo
niewielka średnica tulejki. Dzieje jego są następujące, Wyorano go koło
wsi. Suszyczno w powiecie kowelskim w r. 1858 (wiosną). Grot znajdował
się tuż pod powierzchnią gruntu świeżo wykarczowanego. Obecny przy orce
administrator ,dóbr hr. Komara, Jan Szyszkowski zainteresował się
znalezionym przedmiotem i latem tegoż roku oddał go swemu krewnemu
Aleksandrowi Szumowskiemu, spadkobiercy którego ofiarowali grot do
Muzeum. Szumowski dawał grot do zbadania całemu szeregowi archeologów
bądź w naturze, bądź przesyłając im fotografie i opisy. Uzyskał też
odczytanie napisu przez znanego runologa profesora Wimmera, Który
doszedł do przekonania, że napis należy czytać RANINGA i że jest to imię własne, zapewne właściciela grotu. Później pisano o nim dużo, dopatrując
się w nim zabytku słowiańskiego. Napis odczytał Stephens i po raz drugi
Wimmer, przy czym pierwszy czytał go TILAERINGS, a drugi TILARINDS.
Mamy więc trzy rozmaite wersje, jeśli weźmiemy pod uwagę i pierwszą
Wimmera. Postarajmy się zdać sobie sprawę z tego, która jest
najprawdopodobniejsza.
Jeśli się przyjrzymy grotowi, to zobaczymy, że ma on tylko z jednej
strony zwarty szereg znaków, przypominających napis, poza tym jest
pokryty innymi porozrzucanymi dość bezładnie. Na razie interesuje nas
tylko. pierwsza grupa. Wiemy, że napisy runiczne na broni zawierają
najczęściej tylko jedno. imię właściciela, rzadziej obok niego jest
jeszcze imię majstra, który przedmiot wykonał, oraz
jakieś słowo znaczące "zrobił" lub "wykuł". W tym drugim wypadku napis,
zawierający trzy słowa, musi być dość długi, nasz jest krótki, złożony
tylko z 8 znaków z zawiera więc zapewne tylko jedno imię. Dalej powstaje
kwestia, czy napis należy czytać od lewej strony do prawej, czy też
odwrotnie, gdyż praktykowane były oba sposoby pisania. Wiemy jednak, że
przy pisaniu od prawej strony do lewej poszczególne runy .były zazwyczaj
odwrócone. W naszym wypadku widzimy zupełnie wyraźne, że drugi i trzeci
znak ( od prawej strony) są odwrócone, czytać więc należy od prawej do
lewej.
Odczytanie pierwszych czterech znaków nie przedstawia trudności.
Oznaczają one t, i, l (odwrócone), a (odwrócone). Piąta, mniej wyraźna,
jest jednak niewątpliwie literą r, szósta - i Siódma przypomina runę ,d
ósma znaczy niewątpliwie s. Do odczytania napisu zgodnie z drugą; wersją
Wimmer, czyli Tilarinds, z którą się zgadza i dr. Leciejewski, brakuje
nam jedynie ,dźwięku n. Możemy przypuszczać, że siódmy znak stanowi runę
wiązaną, złożoną z dwóch: n i Id, której część się zatarła, lub też że
dźwięk n został po prostu opuszczony przez, niekoniecznie zupełnie
piśmiennego majstra, co jest bardzo często spotykane. Natomiast siódmy
znak, który przy wersji Stephensa musiałby brzmieć ng, zupełnie
odpowiedniej runy nie przypomina. Musimy więc, do czasu nim ktoś lepiej
napisu nie odczyta, zgodzić się z ,drugą wersją Wimmera i czytać:
TILARINDS, co stanowi gockie imię własne, a w dosłownym tłumaczeniu
znaczy - tęgi jeździec. Pozostałe znaki mają znaczenie religijno-magiczne. Swastyka jest znanym symbolem boga Thora. W każdym razie nie są to napisy. Ponieważ wiemy, ze .ekspansja Gotów na Wołyniu miała miejsce w latach
250 - 350 naszej ery, możemy do tego czasu odnieść datę powstania
naszego grotu.
Następujące prace omawiają interesujący nas zabytek.
- Cnngres international d'antropologie et d'ar,cheologie
pr1ehistoriques. Compte -- Rendu , de la 8 session a Budapest. 187, str.
457-460.
- A. Kohn und C. Mehlis. Materialen zur V orgeschichte d.es Menschen im ostlichen .Europa. II. Yena. 1879, str. 177.
- Revue archeologique, juillet - aout 1884, str. 54.
- Gazeta poz,nańska. 1862, nr. 79.
- Tyszkiewicz, O kurhanach na Litwie i Rusi Zachodniej.> Berlin 1868, str. 236.
- Szumowski. Grot z runicznym napisem. Wiadomości archeologiczne. III Warszawa. 1876, str. 49-61.
- Stephens. Old. runic monuments III, str. 266.
- Wimmer Ludwik. Die Runenschrift. Berlin. 1887, str. 62.
- Leciejewski Jan dr. Runy i runiczne pomniki słowiańskie. Lwów 1906, .str. 60-61.
Witold Hubert - Broń i Barwa, 1934, nr 5
Fotografia grotów z książki, Die deutschen Runendenkmäler, 1889 r.
Fotografia grotu z Crossener Kreiskalender 1934