Kronika Policyjna




Kobieta czy potwór? 



Przed sądem powiatowym we Lwowie stawała pani Joanna Ostrowska, właścicielka zakładu pogrzebowego oskarżona o przekroczenie ustawy o zarazie bydlęcej, popełnione przez to, iż zdechłego swego konia kazała obłupić mięso zeń nasoliła, złożyła w beczce w piwnicy i... karmiła nim swą czeladź. Rozprawa została odroczoną ponieważ zaszła potrzeba zawezwania w charakterze świadków kucharki oskarżonej, parobka, stolarza trumiennego, którzy byli na wikcie u pani Ostrowskiej w krytycznym czasie. Po wysłuchaniu ich zeznań rozprawę odroczono powtórnie, mimo że fakt inkryminowany udowodniono.

Głos Narodu : dziennik polityczny, założony w r. 1893 przez Józefa Rogosza (wydanie wieczorne). 1907, nr 393
01.09.1907


Zwyrodniały zbrodniarz




Grabarz cmentarza żydowskiego w Żyrardowie Jan Dudziński, przez dłuższy okres czasu uprawiał straszliwy proceder rozkopywania grobów i grabienia z trumien bielizny, w którą owinięte były zwłoki zmarłych. Jak wynika z dalszego dochodzenia, przeprowadzonego przez policję w tej sprawie, zwyrodniały zbrodniarz miał się również dopuszczać profanacji zwłok, pogrzebanych na cmentarzu kobiet. Na zdjęciu Dudziński (x) konwojowany przez policjantów. Obok dowody jego zbrodni: zrabowana bielizna, tablica marmurowa zrabowana z jednego z grobów oraz bagnet, osadzony na kiju, który służył do otwierania trumien.


Światowid. 1930, nr 15
19.04.1930 


Ludzie czy szakale ? 

 
 
 
W miejscowości Marion w stanie Ohio dwaj murzyni Shipp i Smith napadli na białego człowieka i zabili go, za co zostali zamknięci w więzieniu. Gdy ludność miasteczka dowiedziała się o tym fakcie, wywlokła przemocą obu murzynów z więzienia i powiesiła ich na drzewie. Zaprawdę niedalekim od prawdy był ten Europejczyk, który po zwiedzeniu Ameryki świadczył, że społeczeństwo tamtejsze niedawno dopiero ,,zeszło z drzewa". Na zdjęciu widzimy obu powieszonych murzynów, a wokoło nich szalejący z uciechy tłum.


Światowid. 1930, nr 34
30.08.1930


Trzech żydów-komunistów zawiśnie na szubienicy



(PAT) Sąd okręgowy w Bielsku rozpatrywał sprawę Symchy z Sosnowca, Kagana Abrama i Niebieskiego Abrama, oskarżonych o wykonanie w dniu 31 maja br. w Radzynie wyroku śmierci na osobie Dawida Siodlarza, członka komunistycznej partii polskiej. Sąd na podstawie art.51 i 453 K.K. oraz art. 15 przepisów przechodnich do kodeksu karnego wydał wyrok, skazujący wszystkich trzech oskarżonych na karę śmierci przez powieszenie. Obrona zapowiedziała wniesienie apelacji. Nadmienić należy, że Siodlarza zamordowano z premedytacją (rozmysłem) w ohydny sposób, zadając mu 23 rany kłute. Wymienieni skazani po wykonaniu wyroku mieli zapewnioną, ucieczkę do Rosji sowieckiej, zaś rodzinom ich planowano zabezpieczenie materialne przez komunistyczną partię polską.
 

Dziennik Bydgoski, (R. 24), 1930, Nr 224
27.09.1930


Sensacyjny proces o zamordowanie bankiera Centnerszwera w Warszawie

 
 

Proces o zamordowanie błp. Centnerszwera, toczący się w ostatnich dniach w Warszawie, obfitował w sensacyjne momenty, głównie na tle opowiadań oskarżonych o wymuszaniu na nich zeznań przez policję biciem. Sensacyjny był również wynik procesu, który zakończył się uwolnieniem oskarżonych. Nasze zdjęcie przedstawia na pierwszym planie jednego z oskarżonych Pawła Stańczyka (X), na dalszym wysiadającą z karetki więziennej jego kochankę Agatę Peciak (XX). Ag.

Światowid. 1930, nr 49
13.12.1930


Skutki nadużycia alkoholu 


Warszawa (PAT.) Wczoraj na Okęciu pod Warszawą wydarzyła się katastrofa, która pociągnęła za sobą śmierć dwojga ludzi. W domu mistrza murarskiego Józefa Stolarskiego odbywała się libacja świąteczna. Około północy, jeden z gości mocno podchmielony, wyszedł przed dom i zaczął strzelać z rewolweru. Jedna z kul trafiła zawieszony w pobliżu domu przewód elektryczny o napięciu 5,000 wolt i zerwała go. Nastąpiły ciemności w całej dzielnicy i domu Stolarskiego. Zaniepokojony właściciel domu wybiegł na ulicę, usiłując rozbroić strzelającego. W ciemności, Stolarski zaplątał się w zerwane przewody elektryczne i padł rażony prądem. Na pomoc pospieszyła mu żona, lecz zaledwie dotknęła się swego męża, padła również trupem. Pomoc pogotowia ratunkowego okazała się spóźniona. Zmarli pozostawili 5 nieletnich dzieci. 

Gazeta Powszechna 1931.08.18 R.12 Nr188
18.08.1931

Krwawa walka bandytów z policją na ulicach Krakowa


Kraków, 21. 8. Wczoraj rano o godz. 11-tej, wywiadowcy policji Mikrut, Bukowski  i Witkowski, odprowadzali do sędziego śledczego bandytę - włamywacza Michalskiego, współuczestnika włamania do firmy ,,Berson" . Kiedy wywiadowcy wraz z prowadzonym przez nich bandytą znaleźli się w pobliżu składu węgla przy ul. Senatorskiej, nagle zostali zasypani gradem kul rewolwerowych, od których wywiadowca Mikrut został ranny w brzuch, zaś wywiadowca Bukowski w plecy, a wywiadowca Witkowski w rękę. Poza tym jeden z przechodniów został ranny w plecy i rękę. 

Jak się okazało, towarzysze Michalskiego, bandyci Makowicz i Mikołajczyk, pozostający na wolności, w przewidywaniu, że aresztowany Michalski będzie przeprowadzony przez policję do sądu, urządzili zasadzkę w składzie węgla przy ul. Senatorskiej. Bandyci porwawszy ze sobą skutego w kajdany Michalskiego, zaczęli uciekać ulicami, ostrzeliwując się gęsto z browningów. Po drodze zdołali uwolnić Michalskiego i wręczyć mu broń. Na ul. Tarłowskiego zastąpił uciekającym bandytom drogę posterunkowy policji Włoch, który wystrzelił z rewolweru, raniąc bandytę Michalskiego. Ten widząc zbliżającego się doń policjanta, strzelił dwukrotnie w skroń, raniąc się bardzo ciężko. W ciągu dalszego pościgu została ujęta reszta bandytów przez policję. 

Gazeta Polska: codzienne pismo polsko-katolickie dla wszystkich stanów 1931.08..22 R.35 Nr192
22.08.1931

Krwawe zajście w Gnieźnie 


Gniezno. Kazimierz Borowski z Gniezna zaczepił wczoraj, będąc w stanie podchmielonym, Henryka Tajcherta i w czasie sprzeczki zadał mu pchnięcie nożem, po czym zbiegł, a zobaczywszy na sąsiedniej ulicy posterunkowego, wbił sobie nóź w brzuch, po czym skierował się w boczną  ulicę, gdzie zadał sobie dalsze rany. Ciężko rannego Borowskiego przewieziono do szpitala, 


Gazeta Powszechna 1931.09.20 R.12 Nr217
20.09.1931


Obity przez przyjaciółkę zmyślił sobie napad



W sprawie napadu rabunkowego na Żuchowskiego Pawła we Wrzosach (pow. toruński) dochodzeniem ujawniono, iż napad ten nie miał miejsca lecz został przez poszkodowanego upozorowany. Rany otrzymane przez Żuchowskiego pochodzą od pobicia go przez kochankę jego Kwiatkowską Martę, która w czasie kłótni uderzyła Żuchowskiego dwukrotnie garnkiem kuchennym w głowę. Żuchowski nie chcąc się skompromitować przed swoimi synami zrobił doniesienie o napad, namawiając przy tym swą kochankę do złożenia fałszywych zeznań. Przeciwko Żuchowskiemu i Kwiatkowskiej wniesiono doniesienie karne za wprowadzenie władzy w błąd.


Gazeta Gdańska, 1932.01.29 nr 23
29.01.1932


Bestialski napad


Kępno, 14. 4. (PAT.) Pod Sieradzem dokonano bestialskiego napadu. Mianowicie jadącego wozem Feliksa Sasa z Grabiny poprosił w drodze pewien osobnik, aby go zabrał do miasta. Wieśniak zgodził się bez wahania na propozycję nieznajomego, który w czasie jazdy niespodziewanie dobył z zanadrza noża, zadał Sasowi 5 głębokich pchnięć a następnie zrabował mu gotówkę w kwocie 37 złotych. Ranny wkrótce zmarł. Policja aresztowała w związku z tą sprawą 22 osoby.


Kurier Poznański 1932.04.15 R.27 nr172 
15.04.1932


 Wytępić żydowską zarazę bolszewicką!

Aresztowania warszawskie i lwowskie. — W Warszawie ujęto czternastoletnich żydziaków
We Lwowie agitacja sięgała teatralnych kulis. - Reżyser Schiller aresztowany

 
 
Warszawa, 15. 6 . (tel. wł.) Wczoraj policja aresztowała w ogrodzie Saskim 15-letniego Izaaka Bermana i 14 letnią Żydóweczkę Lancmanównę w chwili, gdy rozrzucali wśród bawiącej się w ogrodzie młodzieży pismo komunistyczne p. t. ,,Uczeń". Skonfiskowano im 200 egzemplarzy tego pisma. Aresztowani tłumaczyli się, że jakiś starszy pan dał im egzemplarze wraz z cukierkami, aby rozdali je wśród młodzieży.
 
Toczący się proces przeciwko wywrotowcom z Pałacu Sprawiedliwości w Warszawie ujawnia również tak ,,piękne" nazwiska jak Chaja Laponówna, Sura Jungerman, Chaim Kon, Najdorówna. Czas już najwyższy wytępić tę żydowską zarazę bolszewicką.
 
Dwaj znani aktorzy lwowscy komuniści - aresztowani
Warszawa, 15. 6 . (tel. wł.) Donoszą ze Lwowa, że w związku z wydaniem odezwy w duchu czysto komunistycznym, którą podpisali niektórzy aktorzy lwowscy, aresztowano głównego inspiratora, znanego już z wystąpień na bruku warszawskim w tym duchu w czasie zatargu teatralnego reżysera Leona Schillera, Również aresztowany został kierownik lwowskiego oddziału Z. A. S. P. (Związku artystów scen polskich). W odezwie tej podpisani oskarżają Polskę o przygotowania wojenne przeciwko Rosji Sowieckiej. Sprawa ta budzi wielkie zainteresowanie w całym kraju. (r)
 
 Równocześnie podaje lwowska syjonistyczna ,,Chwila" dalsze nazwiska aresztowanych w związku z tą sprawą. Mianowicie aresztowani jeszcze zostali: Adolf Dreszer, Róża Halpern, Bernard Fuchs, C. Brunnengraber, Mojżesz Friedman, Marja Scheiner, Bern. Reichenstein, Wilh. Strasser, Sul. Lewitesówna, Iz. Schwenz, ucz. gimn., Giz. Kannerówna, stud. uniw. Trudno przemilczeć, że prezydentem miasta Lwowa jest sanator Drojanowski, zaś dyrektorem lwowskiego teatru poseł z BB Horzyca. Odepchnięcie od rządów zrośniętych z kresowym grodem mieszczan lwowskich — zaczyna rodzić plony.
 

Dziennik Bydgoski, 1932, R.26, nr 136
16.06.1932


14 - letni komunista przed sądem



Czternastoletni chłopiec na ławie oskarżonych w Sądzie Okręgowym to rzecz niecodzienna; dlatego też sprawa młodocianego „działacza" komunistycznego Abrama Milchtajcha wzbudziła zrozumiałe zainteresowanie. Milchtajch zatrzymany został podczas likwidowania pochodu komunistycznego; znaleziono przy nim bloczki Mopr'u, odezwy antypaństwowej treści, oraz szablony do odciskania wywrotowych haseł na murach. Dochodzenie ustaliło, iż Milchtajch mimo młodego wieku był czynnym działaczem komunistycznym, zorganizował „egzekutywę" dzieci krawieckich", komórkę wywrotową pod egidą Polskiej Partii Komunistycznej i urządzał wiece dzieci krawieckich.

Ze względu na wiek oskarżonego, zarządzono rozprawę przy drzwiach zamkniętych. Sąd pod przewodnictwem sędziego Leszczyńskiego skazał Michtajcha na umieszczenie w zakładzie wychowawczo-poprawczym. Wykonanie kary zawieszono na przebieg 3-ch lat, postanawiając przez ten okres czasu oddać młodocianego przestępcę pod opiekę kuratora, który się zajmie jego wychowaniem.


Kurjer Polski. R. 36, 1933, no 4
04.01.1933


Tragiczna ostatnia noc

Pod wpływem rozpaczy zabił żonę popielniczką

 
 
(R.) Kasjer stacji Łódź-Kaliska Andrzej Zakrzewski mając 42 lata zakochał się po raz pierwszy w życiu w prostej dziewczynie Stanisławie Ciuk. Po krótkiej znajomości pobrali się. Zakrzewski nauczył ją czytać,  pisać, posyła ją do szkoły wieczorowej, kupował eleganckie stroje...
 
Po paru miesiącach nikt by w niej nie poznał dawnej prostej dziewczyny, która przekształciła się w damę; Potrzebowała wiele pieniędzy na stroje, a Zakrzewski, który zarabiał 370 zł. miesięcznie nie mógł pokryć wszystkich jej potrzeb z skromnej pensji. Zanadto ją jednak kochał, aby jej czegokolwiek odmówić, zaczął sobie ,,pożyczać" pieniądze z kasy. Potem próbował odegrać się na wyścigach, ale mu nie szło. Niedobory kasowe rosły i pewnego dnia wezwał go do siebie naczelnik wydziału, oświadczając, że w razie niezwrócenia „pożyczonych" pieniędzy w ciągu 24 godzin, zawiadomi o defraudacji policję.
 
Zakrzewski powiedział całą prawdę żonie i po namyśle postanowili oboje popełnić samobójstwo. On miał zastrzelić najprzód ją, a potem siebie. Zamknęli się w mieszkaniu, Zakrzewski najprzód oddał dwa strzały do żony, a potem strzelił sobie w skroń. Jednakże wszystkie strzały nie były celne; rany żony jego okazały się powierzchowne, a on tam wyszedł po 3 tygodniach ze szpitala. Wytoczono mu sprawę o przywłaszczenie 5500 zł. i skazano go na l½ roku więzienia. Karę odcierpiał. Kiedy odzyskał wolność przekonał się, że ukochana żona utrzymuje z kimś bliższe stosunki. Zakrzewski umówił się z żoną w cukierni, aby ją prosić żeby do niego wróciła. Lecz ona kategorycznie odmówiła. — Jesteś wykolejony, a przy tym za stary, musisz się pogodzić z tym że cię opuszczę.
 
Zakrzewski błagał ją na klęczkach, aby spędziła z nim jeszcze jedną ostatnią noc. Po długich naleganiach zgodziła się i poszli do małego hoteliku, gdzie wynajęli na noc pokój. Rano służba hotelowa słyszała gwałtowną sprzeczkę, a potem głuchy łoskot. Kiedy otwarto drzwi pokoju, ujrzano leżącą na ziemi bez ruchu Zakrzewską. Głowę miała rozpłataną ciężką mosiężną popielniczką. Nie żyła. Proces Zakrzewskiego był sensacją Łodzi. Skazany został za zabójstwo w afekcie na 8 lat więzienia. Rozprawa w Sądzie Apelacyjnym, która odbędzie się 26 b. m . budzi wielkie zainteresowanie. Oskarża prok. Wójcicki. Obronę wnosi adw. Steinberg. Oskarżonego przewieziono wczoraj z więzienia łódzkiego na ,,Pawiak".
 
 
Kurjer Polski. R. 36, 1933, no 14
 14.01.1933
 
 

Ofiara czarów i uroków

Źonobójca skazany na 15 lat więzienia

 
 
(R) Ponury proces chłopa z pod Kalisza Cypriana Gruszczyńskiego, świadczy o skrajnej ciemnocie, panującej po dziś dzień na wsi. Gruszczyński przed paru laty zachorował na owrzodzenie kiszek, wezwano do niego znachora, który orzekł, że przyczyną choroby jest urok, rzucony przez żonę pacjenta Barbarę. Usłyszawszy to, Gruszczyński postanowił się zemścić. Zwlókł się z łóżka i ciężkim kamieniem rozpłatał żonie czaszkę. Sąsiadom i policji opowiedział, że ją koń kopnął, jednakże 9-letni synek żonobójcy, który był naocznym  świadkiem zbrodni, zeznał całą prawdę.
 
W więzieniu Gruszczyński symulował obłęd; skierowano go wobec tego do Tworek, gdzie stwierdzono, że jest on całkowicie zdrów psychicznie. Sąd okręgowy w Kaliszu skazał żonobójcę na 15 lat więzienia. Wczoraj sprawa jego znalazła się na wokandzie sądu apelacyjnego, jednakże wpłynęło do sądu pismo oskarżonego, w którym cofa apelację i przyjmuje wyrok I-ej instancji. Wobec tego rozprawa się nie odbyła, a wyrok sądu okręgowego się uprawomocnił.
 
 
Kurjer Polski. R. 36, 1933, no 15
15.01.1933


Śmierć po spożyciu kiełbasy

Tragiczny wypadek w Palmierowie


Panigrodz. Niezwykle tragiczny wypadek wydarzył się w sąsiedniej wiosce Palmierowo, pow. szubińskiego. Rodzina Birkholzów, składająca się z ojca i trzech sióstr Alwiny, Huldy i Gertrudy ciężko zachorowała po spożyciu kiełbasy. Przywołany lekarz stwierdził silne zatrucie. Najmłodsza siostra Alwina Birkholz w strasznych męczarniach zakończyła życie, drugie przewieziono do szpitala Diakonisek w Bydgoszczy. Zastosowano wszelkie możliwe środki, ażeby chore biedne ofiary zatrucia zatrzymać przy życiu, aczkolwiek początkowo bardzo słabe były nadzieje. Zatrucie bowiem nastąpiło naprzód z taką rapidalną szybkością, iż u obu sióstr nastąpiło przejściowe oślepienie i paraliż jelit. Energiczna akcja ratunkowa ze strony lekarzy i sióstr dała jednak pomyślny rezultat: obie siostry uzyskały znowu wzrok, a w ogólnym stanie zdrowia nastąpiło lekkie polepszenie. Istnieje zatem nadzieja utrzymania obu sióstr przy życiu. Niestety nie stwierdzono jeszcze u którego rzeźnika zakupiono te zepsute kiełbasy. Tragicznie bowiem zmarła córka Alwina zakupiła kaszanki w Kcyni i wskutek natychmiastowej utraty przytomności nie zdołała powiedzieć u kogo zakupiła kiszki.


Gazeta Wągrowiecka: pismo ziemi pałuckiej 1933.11.01 R.13 Nr252 
01.11.1933


Zemsta za odmową wódki



Kruszwica, (w) Dwaj robotnicy Jan Grzybowski lat 29, z Kruszwicy; St. Kędziora lat 30, obaj karani i żonaci, urządzili uplanowany napad ni restaurację p. Marii Domagalskiej w Kruszwicy, żądając wódki na kredyt, a gdy im p. D. odmówiła alkoholu, napadli na nią i jej służącą i obie kobiety pobili dotkliwie butelkami od piwa, które potłukli. Również rozbili stół, rzucając nim w gości, którzy stanęli w obronie o. Domagalskiej. Także potłukli butelki z wodą sodową i koniakiem, rozbili szafkę oszkloną, w której przechowywano cukierki i czekolady, chcąc je skraść. Poza tym skradli jednemu gościów laskę i podarli suknię na p. Domagalskiej Napad ten, jak wynika z zeznań świadków, był uplanowany z zemsty, ponieważ p. D. nie dała im wódki na kredyt.


Gazeta Nadnotecka: pismo narodowe poświęcone sprawie polskiej na ziemi nadnoteckiej 1933.08.18 R.13 Nr188
18.08.1933


UCIECZKA NIEBEZPIECZNYCH BANDYTÓW 



Policja badająca zejście do kanału, którym uciekło 58 skazańców z więzienia w Barcelonie
Ucieczka z nowoczesnego więzienia jest rzeczą niezwykle trudną a czasami zda się niewykonalną. Mimo to jednak pomysłowość skazańców jest wprost niewyczerpana i dlatego często, drwiąc sobie z grubych murów, stalowych krat, żelaznych drzwi i uzbrojonych strażników, udaje im się wydostać na wolność. Taki wypadek zdarzył się właśnie w Barcelonie, gdzie 58 skazańców odkryło na podwórzu zamaskowane wejście do kanałów i tą podziemną drogą umknęło. Podobny wypadek zdarzył się mniej więcej przed 10-ciu laty w Krakowie w więzieniu Św. Michała. W ogólności kanały, jako miejsce schronienia i ucieczki dla elementów przestępczych mają swoją specjalnie kartę nie tylko w kryminalistyce, ale także i w literaturze. Dość wspomnieć „Nędzników" Wiktora Hugo, których bohater, człowiek gołębiego serca Jean Veljean, ścigany przez policję, ukrywa się w kanałach Paryża, i przeżywa tam straszne chwile. Motyw walki w kanałach pomiędzy zbrodniarzami a policją względnie detektywami był także nieraz wykorzystany we filmach. Wracając do wypadku w Barcelonie wprost  wierzyć się nie chce, że tak olbrzymia ilość ludzi mogła uciec niespostrzeżona przez dozorców. 

LUDZIE ZZA DRUTÓW




Po przewrocie hitlerowskim prawie 150.000 ludzi znalazło się w obozach koncentracyjnych, gdzie poddani oni zostali bardzo surowemu reżimowi. Więźniów nierzadko bito i maltretowano, zmuszano ich do ciężkich robót i poniewierano ich godnością osobistą. Wśród więźniów tych największy procent stanowili komuniści, żydzi, socjaliści i wszelakiego autoramentu pacyfiści. Przed kilku tygodniami Hitler zapowiedział, że rewolucja narodowo-niemiecka została oficjalnie zakończona, że trzeba zerwać z obchodami i manifestacjami i jąć się szarej codziennej pracy, która stwarza dopiero prawdziwe wartości. Od czasu tego przemówienia stosunki w obozach koncentracyjnych poprawiły się, uznano bowiem, że nie należy się znęcać nad ludźmi, którzy właściwie nic nie zawinili poza tym, że mieli inne przekonania. Po plebiscycie zaś, w którym 80% Niemców oświadczyło się za polityką Hitlera, postanowiono obozy koncentracyjne zupełnie zlikwidować. Pierwszy krok w tym kierunku uczyniono w przeddzień Bożego Narodzenia, kiedy z obozu w Oranienburgu wypuszczono 5.00 więźniów. Moment ten przedstawi;, zdjęcie.


Światowid. 1934, nr 1
01.01.1934


Skazanie bandy żydowskich fałszerzy pieniędzy

Wyrok w sensacyjny m procesie kieleckim



Kielce. (Tel. wt). Dnia 23 lutego o godz. 12 min. 5 sąd okręgowy w Kielcach ogłosił wyrok w sensacyjnym procesie żydowskich fałszerzy pieniędzy. Na podstawie wyroku skazani zostali: Aron Kutasik vel Kataszek na 5 lat więzienia. Landau na 8 lat więzienia, Guttman, fabrykant waty, na 8 lat, Kupiecki Zygm., jedyny Polak w szajce, na 8 lat, Kuoferberg Henoch na 8 lat, Guttman Lejzor (talmudysta) na 8 lat i właściciel tartaku Lewensteina na 8 lat więzienia. Sąd zarządził aresztowanie Lewensteina na sali. Wszystkim skazanym

Sąd zarządził aresztowanie Lewensteina na sali. Wszystkim skazanym zaliczony został areszt śledczy. Tracą oni ponadto prawa publiczne i obywatelskie na lat 10. Oskarżeni Borach, Macharowskł i Blacharz uwolnieni zostali od winy i kary z powodu braku dostatecznych dowodów winy. Sąd zasądził skazanych na solidarne ponoszenie kosztów sądowych po 650 zł na osobę. Również zarządzono konfiskatę kilku kg srebra na rzecz mennicy państwowej. Wyrok wywarł na skazanych przygnębiające wrażenie. Przed sądem w chwili wyprowadzenia skazanych z gmachu, gromadziły się tłumy Żydów, które rozpędziła policja.

Kurier Poznański 1934.02.24 R.29 nr 88
24.02.1934


Potworna zbrodnia w halach targowych

Baby - alkoholiczki zarżnęły swego męża i zięcia w obecności licznych handlarzy i przekupniów



Warszawa. (Teł. wł.) W sądzie okręgowym odbywa się epilog krwawej zbrodni, popełnionej w halach targowych przy ul. Koszykowej. W dzielnicy tej powszechnie znane były Zofia Węgorek i córka jej Jadwiga, głośne pijaczki i awanturnice. Węgorkówna, mając przed ślubem dziecko, starała się za wszelką cenę zdobyć dla siebie męża. Poznała ona 20-letniego Józefa Sokola i z uwagi na dziecko i konieczność zdobycia nazwiska, wyszła za niego za mąż. Od tej chwili młody człowiek był ustawicznie maltretowany, bity i wyzyskiwany przez całą rodzinę. Wskutek złego obchodzenia się cichy i spokojny młodzieniec musiał uciekać z domu i tułał się po różnych znajomych Stosunki pogarszały się z każdym dniem i teściowa publicznie nawoływała córkę, aby zabiła męża.

Po jednej z takich awantur Sokół zabrał swoje rzeczy i wyniósł się z domu. Zaczął pracować w halach przy wiązaniu rzodkiewek. Żona wraz z teściową znalazły go tam, podbiegły do niego i zaczęły bić i gryźć po twarzy. W pewnej chwili rozbestwiona Sokołowa chwyciła nóż i pokrajała mężowi całą koszulę na piersiach razem z ciałem. Odchodząc, zawołała, że idzie się upić i dopiero wtedy zrobi z mężem „manifest“. Po dwóch dniach na oczach handlarzy w hali rozegrała się zbrodnia. Sokołowa z olbrzymim nożem podbiegła do męża, a kiedy ten w obronie życia złapał ją za rękę, teściowa schwyciła go za włosy i nawoływała córkę do zarżnięcia zięcia. Sokół musiał puścić rękę żony i wtedy został ugodzony nożem w serce.

W przedśmiertnych zeznaniach oskarżył on żonę, że ugodziła go nożem za to, że wobec ciągłych awantur w domu nie chciał z nią żyć. Umierający prosił o ukaranie żony, podając, że stale odgrażała mu się zabójstwem. Bestialska zbrodniarka nie okazała po uwięzieniu żadnej skruchy. Do współtowarzyszek z celi mawiała, że „jeżeli mąż umrze, to dobrze, a jeśli nie, to go i tak zabije“. Odgrażała się również i świadkom, że jeśli będą przeciwko niej zeznawali, to również dostaną nożem. Przed sądem obie zbrodniarki nie przyznają się do winy. Sokołowa twierdzi, że mąż nadział się na nóż w czasie szamotania się z nią, a matka jej dowodzi. że nie brała żadnego udziału w bójce, bo nie mogła przecisnąć się przez tłum łudzi, otaczających bijące się małżeństwo.

Kurier Poznański 1934.02.25 R.29 nr 90
25.02.1934



Zawzięty terrorysta

W sądzie po wyroku rzucił się na swą ofiarę



(z.) Prawdziwe pasmo udręki przechodził Salomon Radzanowicz właściciel zakładu obróbki drzewa. Przed rokiem zwolnił on z pracy robotnika Żółtowskiego. Od tej chwili Żółtowski zaczął prześladować byłego pracodawcę. Codziennie niemal zjawiał się w lokalu fabrycznym i domagał się pieniędzy na wódkę. Gdy Radzanowicz odmawiał — bił go młotkiem po głowie. Radzanowicz zaskarżył Żółtowskiego do sądu. W sądzie grodzkim terrorysta został skazany na miesiąc więzienia.

Po opuszczeniu zamknięcia nie zaniechał swego procederu. Gdy pewnego dnia Żółtowski znów pojawił się w fabryce — Radzanowicz wezwał posterunkowego. Żółtowski stawił opór. Policjant zawezwał wówczas do pomocy żandarmów z pobliskich koszar. Sześciu żandarmów wraz z posterunkowym z trudem poradziło sobie z Żółtowskim, i Wczoraj zasiadł na ławie oskarżonych. Oskarżyciel publiczny zgłosił wniosek przesłuchania Radzanowicza w nieobecności oskarżonego, bowiem fabrykant na widok swego prześladowcy mieszał się. Jako świadkowie wystąpili policjant i żandarmi. Prokurator Lejzerman domagał się surowego ukarania Żółtowskiego. Gdy Żółtowski opuszczał salę sądową, zbliżył się do stojącego w przejściu Radzanowicza i nim policjant zdążył obejrzeć się, wpił się rękami w jego twarz, bijąc go i, drapiąc. Z trudem udało się odciągnąć go od ofiary. Wobec tego faktu prokurator zapowiedział apelację.

Kurjer Polski. R. 37, 1934, no 55
25.02.1934


Burzliwe zajścia w Oso wie pod Gdynią



W pierwsze święto wielkanocne doszło w Osowie pod Gdynią do burzliwych zajść. Trzech pijanych osobników zaczęło burzyć lokal restauracyjny w miejscowej gospodzie, niszcząc całe urządzenie. Zawezwana policja przytrzymała awanturników, by osadzić ich w areszcie policyjnym. Na wiadomość o tym zebrał się tłum, liczący około 100 osób, który zajął wrogą postawę wobec policjantów i odbił aresztowanych. Trzej posterunkowi, nie chcąc użyć broni. dopuścili do odbicia aresztowanych wobec przewagi napastników. Zawezwano jednak natychmiast większe oddziały policji z Gdyni,  które przywróciły spokój i aresztowały ponownie awanturników.

Gazeta Kościerska, 1934, nr. 40
05.04.1934


LUDZIE POZA NAWIASEM ŻYCIA

REPORTAŻ Z DOMU KARNEGO W RAWICZU



Więzień który wytatuował sobie portrety wszystkich dotychczasowych swoich narzeczonych. 
Więzień Nr. 49 w swej celi.
Więzienie w Rawiczu (Wielkopolska) należy do najcięższych w Polsce. Mieści się ono w zabudowaniach dawnego klasztoru OO. Reformatów który Niemcy po kasacie zamienili na dom karny. Rozpoczynam wędrówkę po ponurych korytarzach w towarzystwie naczelnika Junczyna. Dowiaduję się od niego, że obecnie siedzi w Rawiczu 976 więźniów, w czym oprócz Polaków, 14 Litwinów, 86 Ukraińców, 101 Białorusinów, 39 Rosjan, 7 Niemców, 1 Wioch i 1 Czech. Żydów, przeważnie komunistów, jest 75. Cele są pojedyncze i wspólne. Te ostatnie .przeznaczone są dla więźniów nienagannie sprawujących się.

„Sympatyczny staruszek".
Wchodzimy do jednej z cel. Więźniowie witają nas powstaniem na baczność, nie rusza się z miejsca tylko jakiś sympatyczny staruszek w kącie, ale za chwilę i on pociągnięty przez strażnika prostuje się. — Kto to jest? — pytam naczelnika. — Zamożny gospodarz, jest głuchy, siedzi tu za zamordowanie drugiej żony. Poderżnął jej gardło. Brrr... sympatia do miłego staruszka znika. — Robi mi się nieprzyjemnie. — I co za powód? — Podobno żyła lekkomyślnie i okradała go nawet, więc skończył z nią radykalnie. A teraz niech pan spojrzy tam w stronę tego młodego więźnia. Przyglądam się... Więzień jest rzeczywiście miody i przystojny. — Ten chłopak jest tu już no raz trzeci. Jest to zdeklarowany uwodziciel nieletnich dziewcząt i nie pomagają żadne kary ani perswazje. Jest poniekąd wyjątkiem, bo zazwyczaj gościmy naszych lokatorów raz tylko. Recydywistów prawie tu niema.

„Student rawickiej akademii".
Od morderców i pospolitych zbrodniarzy przechodzimy do oddziału komunistów i szpiegów. Panuje tu inny duch, a siedzą przeważnie Żydzi i Ukraińcy. W jednej z cel na trzy zamieszkujące ją osoby jest dwóch żydów: dziennikarz i kamasznik i jeden Polak, urzędnik. Na stole leżą ,gazety. Mieszkańcy celi nie noszą kitlów więziennych, tylko własne garnitury. — Pan jest urzędnikiem? — pytam Polak — Byłem urzędnikiem Sądu Najwyższego, a obecnie „studiuję" w akademii rawickiej — odpowiada z humorem. Odnoszę wrażenie, że czujecie się tu panowie bardzo dobrze? Owszem. Nie narzekamy. Gdyby tak jeszcze administracja dostarczała nam wszystkich książek i gazet, byłoby zupełnie znośnie. Mówi pan oczywiście o literaturze komunistycznej! Naturalnie. Wtedy można by mówić o należytym, dobrym traktowaniu.

Ucieczka od siebie.
— Gdy już mowa o traktowaniu, — ciekawe, czy stosuje się tu represje w stosunku do więźniów — pytam naczelnika po rozstaniu się z wesołym komunistą. — Czasem niestety jest to konieczne. —Wskutek depresji psychicznej więźniowie rozpoczynają awantury, stawiając opór zarządzeniom, stają się krnąbrni, nieposłuszni, a to jest bardzo zaraźliwe. Izolujemy takiego osobnika, a gdy skutkują perswazje, skazujemy go na post, twarde łoże, albo ale to już w ostatecznym razie — ciemnicę. — A jak się przedstawia stan zdrowotny więźniów! Fizycznie na ogół są zdrowi. Przed kilku jeszcze laty procent śmiertelności był ogromny, umierali przeważnie na suchoty. W ciągu ostatnich pięciu lat, mieliśmy tylko jeden wypadek śmierci i jedno samobójstwo. Staramy się o stworzenie możliwie najlepszych warunków. Stwierdzamy to na każdym kroku. Na dwóch obszernych dziedzińcach więźniowie zażywają spaceru, chodzą po kilku rozmawiają. Jeden z nich biega szybko po ścieżkach, wśród trawników. — Co mu jest? Trenuje się czy jest chory! — Ani jedno, ani drugie. Chce się po prostu zmęczyć fizycznie, aby mniej potem odczuwać samotność zamknięcia. Jeszcze jeden rzut oka na warsztaty więzienne, na świetlicę i opuszczamy dom karny w Rawiczu z uczuciem dumy, że polskie więziennictwo stoi na wysokości zadania i może stanowić wzór dla Europy.

Wacław Zuchniewicz
Poznań.
Ogólny widok domu karnego w Rawiczu.
Więzień zatrudniony przy hodowli zwierząt futerkowych.


Światowid. 1934, nr 27
30.06.1934


Zabił własnego syna w ofierze dla Allaha!



W Kalkucie zakończył się proces przeciw muzułmaninowi szejkowi Hanafowi, który złożył swego jedynego syna w ofierze Allahowi i Pro­rokowi, mordując go na ołtarzu w świątyni. Hanaf udał się ze swoim 14-letnim synem do meczetu, gdzie długo modlił się, po czym za­prowadził syna do sali ofiar przed ołtarz i przeciął dziecku gardło. Morderca, widocznie dotknięty obłędem religijnym, pobiegł między ludzi na dziedziniec meczetu, krzycząc głośno, że w imię Ałłaha i Proroka złożył ofiarę ze swego syna.
 
Ogarnięty również ekstazą tłum rozpoczął wraz z obłąkanym ojcem wspólne modły i uchwalił pochować rytualnie chłopca na cmentarzu. Gdy policja aresztowała synobójcę, prote­stował on gwałtownie krzycząc, że jego ujęcie jest profanacją ofiary, złożonej Allahowi z tego co miał najdroższego na świecie. Prowadzony przez policję powtarzał Hanaf uporczywie, że nie zamordował swojego syna, lecz ofiarował Allahowi. Sąd skazał synobójcę na dożywotnią deportację.

Głos Krajny 1934 Nr 58
21.07.1934


Kradzież 48000 zł. na poczcie gdyńskiej



Niezwykle zuchwałej kradzieży dokonano na poczcie głównej w Gdyni. Po zamknięciu kasy pocztowej zabrał się główny kasjer do przeliczania pieniędzy, wziąwszy sobie do pomocy młodego urzędnika Antoniego Ulewicza. Po zliczeniu pieniędzy kasjer wszedł do wnętrza skarbca i tam zaczął układać pieniądze. które Ulewicz podawał stojąc poza drzwiami skarbca. W pewnej chwili kiedy kasjer odebrał paczkę banknotów i odwrócił się Ulewicz zabrał kilka paczek z pieniędzmi papierowymi i schował do ubrania, po czym najspokojniej w świecie pracował dalej, podając kasjerowi pieniądze. Dopiero w dwa dni później, gdy ze skarbca podjęto pieniądze główny kasjer zauważył brak 48000 zł. Ulewicz zdołał zbiec.


Gazeta Kościerska, 1934, nr107
 08.09,1934


Tragedia ofiary wojny światowej



Płock, 1. 11. Sądownictwo miejscowe będzie miało ciekawą sprawę do rozstrzygnięcia. Otóż w 1914 r. powołano ze wsi Gorzeń Duży, po w. gostyńskiego, rezerwistę Feliksa Skowrońskiego do szeregów rosyjskich. Skowroński pozostawił swoje 30-morgowe gospodarstwo pod opieką żony. W czasie walk na froncie niemieckim Skowroński, raniony szrapnelem, dostaje się do niewoli. Na leczenie przesłano go do Berlina. Mimo zabiegów lekarskich nie zdołano uchronić Skowrońskiego od komplikacji chorobowych, które doprowadziły go do ciężkich zachorzeń psychicznych. W wyniku choroby Skowroński stracił zupełnie pamięć rzeczy minionych i zapomniał nawet, skąd pochodzi. Gdy wrócił do kraju w 1919 roku zaopiekowali się nim misjonarze w Poznaniu. I tu zaszła w nim nieoczekiwana zmiana. Po 20 prawie latach życia w zamroczeniu, w roku bieżącym Skowroński, powodowany jakąś podświadomą tęsknotą ruszył w wędrówkę po kraju. Jakiś instynkt wiódł go coraz bliżej do stron rodzinnych. Wreszcie po długiej wędrówce znalazł się w swojej wsi, uświadamiając sobie, gdzie jest i przypominając sobie swoją zagrodę i żonę. Skowroński zjawia się przed kilku dniami w swojej chałupie, ale żona, która po bezskutecznych poszukiwaniach wyszła w 1923 roku ponownie za mąż za Jana Zawadę, uważa swego pierwszego małżonka za przybłędę, podszywającego się pod cudze nazwisko. Wszyscy jednak sąsiedzi, jak również rodzony brat Władysław, wójt gminy, stwierdzili kategorycznie tożsamość Skowrońskiego. Ostatnie słowo należy do sądu.


Orędownik na powiat nowotomyski 1934.11.06 R.15 Nr128
06.11.1934


 ROZRUCHY MURZYŃSKIE W NOWYM JORKU


 
Watka policji z murzynami w dzielnicy Haarlem w Nowym Jorku.
Płonący sklep, splądrowany przez murzynów.
W nowojorskiej dzielnicy murzyńskiej Haarlem przyszło do krwawych zamieszek, w których wzięły udział dziesiątki tysięcy murzynów, doprowadzonych do wściekłości fałszywą pogłoską o zamordowaniu przez białych małego chłopca murzyńskiego za kradzież. Wiadomość ta okazała się wyssaną z palca, gdyż chłopcu nie spadł ani włos z głowy a jedynie schwytano go w momencie, gdy usiłował uciec z paczką ciastek. Zanim jednak stan faktyczny został przez policję protokólarnie ustalony, murzyni, przypuszczając, że biali dopuścili się jeszcze jednego Linczu, z okrzykami zemsty ruszyli na ulice i zaczęli grabie i plądrować sklepy. Zaraz znaleźli się przygodni agitatorzy, którzy korzystając z zamieszania zaczęli wygłaszać podburzające przemówienia w duchu komunistycznym i zachęcać tłum do dalszych wykroczeń. W walkach jakie wywiązały się z policją 21 osób zostało zabitych a 50 rannych.

Władzom bezpieczeństwa udało się wprawdzie opanować sytuację, ale rozgoryczenie w dzielnicy murzyńskiej trwa dalej. Szkody oceniają na milion dolarów. Rozruchy w Haarlem, to krwawa ilustracja stosunków amerykańskich, . przepełnionych nienawiścią rasową. Rasizm bowiem, zanim narodził się w Niemczech, miał już zdecydowanych zwolenników w St. Zjedn. A. P., w których elita anglosaska, wywodząca się od pierwszych kolonizatorów, uważa się za coś niesłychanie wyższego od ludów romańskich i słowiańskich a do murzynów żywi ślepą nienawiść i odrazę, której wyrazem jest prawo linczu i osobne przedziały dla czarnych w pociągach i tramwajach.


Światowid. 1935, nr 14
06.04.1935


Ukaranie hitlerowców za terror wyborczy w Gdańsku



Przed sądem gdańskim toczyła się rozprawa karna przeciwko członkom hitlerowskiego oddziału szturmowego Janowi Lukaschewskiemu i Albertowi Blanckowi z Brętowa, oskarżonym o niebezpieczny uraz ciała, naruszenie spokoju domowego i wymuszenie. Oskarżeni w kwietniu przed wyborami do sejmu gdańskiego wdarli się pewnej nocy, gwałtem do mieszkania robotnika T.. członka partii socjalistycznej w Brentowie, gdzie pobili napadniętego oraz zniszczyli szereg rzeczy i zmuszali go do pójścia z nimi, pod pozorem, że są urzędnikami policji śledczej. Napadniętemu udało się jednak wyrwać z rąk napastników i wybiec z mieszkania. Po zamknięciu przewodu sądowego domagał się prokurator ukarania winnych każdego na 250 guld. grzywny. Sąd skazał jednak każdego z oskarżonych na 3 miesiące więzienia.


Gazeta Gdańska, 1935.08.14-15 nr 182
14-15.08.1935


ZBRODNIARZE JADĄ DO GUJANY



Zbrodniarze na pokładzie okrętu „La Martiniere", w drodze do Gujany.
W tych dniach na pokładzie okrętu „La Martiniere“ odpłynęło z Francji do Gujany 350 zbrodniarzy, do których dołączono jeszcze transport 300 skazańców z Algeru. Warunki, w jakich żyją skazańcy w Gujanie są bardzo ciężkie, to też wielu ich pada ofiarą zabójczego klimatu, a przede wszystkim żółtej febry. Czasami przychodzi do buntów, które są jednak bezlitośnie tłumione. Bywały wypadki, że więźniowie zdołali zbiec z Gujany, przeważna jednak ich część, sponiewierawszy się w dżungli, gdzie śmierć na nich czyhała na każdym kroku, wracała skruszona do swoich zajęć. Niejednokrotnie we Francji podnosiły się glosy, aby zaprzestać deportacji więźniów ze względów humanitarnych, nie znalazły one jednak posłuchu w sferach miarodajnych. Próbowała interweniować także Liga Międzynarodowa Praw Człowieka, ale bezskutecznie. Po staremu jadą więc zbrodniarze do Gujany, aby przeważnie nigdy już nie wrócić do kraju.

Światowid. 1935, nr 49
07.12.1935


SENSACYJNY PROCES W SOSNOWCU



Oskarżony Paweł Grzeszolski, przeciwko któremu toczy się proces w Sosnowcu o podstępne otrucie żony i dwojga dzieci.
W Sosnowcu toczy się sensacyjny proces przeciwko inż. Pawłowi Grzeszolskiemu, b. szefowi biura sprzedaży fabryki rur, oskarżonemu o otrucie talem żony i dwojga dzieci. Oskarżony, poznawszy się z uczennicą Pelagią Staciwińską, zakochał się w niej i postanowił pozbyć się żony i dzieci, które występowały energicznie przeciwko romansom swego ojca. Pierwsza umarła ś. p. Grzeszolska, potem syn, a wreszcie córka. Zgon każdej z tych osób poprzedzały gwałtowne cierpienia, jak podrażnienie nerek, ból w stawach, wymioty, gorączka, i t. d., czyli typowe objawy zatrucia. Ekspertyza prof. Olbrychta z Krakowa. wykazała, że ma się tu do czynienia z otruciem związkami talu. Oskarżony do winy się nie przyznaje, zwalając winę na swoją szwagierkę, wszystkie jednak poszlaki przemawiają przeciwko niemu.

Ofiary Grzeszolskiego: jego żona i dwoje dzieci.
Fabryka rur w Sosnowcu, w której pracował Grzeszolski, jako szef biura sprzedaży.
Pelagia Staciwińska, z którą ożenił się Paweł Grzeszolski po tajemniczej śmierci swej pierwszej żony i dzieci.

Światowid. 1936, nr 13
28.03.1936


 Ojciec katem własnego dziecka



Chodzież. Ponury obraz z życia rodzinnego przedstawiała rozprawa, jaka się w ub. wtorek toczyła przed trybunatem karnym sądu okręgowego na sesji wyjazdowej w Chodzieży. Na ławie oskarżonych zasiadł doprowadzony z więzienia nałogowy przestępca Paweł Rybak z pobliskich Rataj, z zawodu robotnik, oskarżony o występek z art. 246 k. k. (znęcanie się nad własnym dzieckiem). Obok niego zajął miejsce posterunkowy P. P. uzbrojony w karabin. Przy sprawdzaniu personali okazało się, że oskarżony ma już cały szereg przestępstw na swym sumieniu. Wśród licznych świadków znajdowały się też żona oraz teściowa oskarżonego, które skorzystały z przysługującego im prawa odmówienia zeznań. Z przesłuchanych świadków najwyraźniej przedstawiła występek oskarżonego jego ówczesna sąsiadka, p Zofia G. z Rataj, która zeznała: Latem ubr. ok. 10 sierpnia, usłyszałam rozpaczliwy krzyk i płacz dzieci. Weszłam do mieszkania oskarżonego i widziałam, jak ten ostatni okładał paskiem od spodni swego 2-letniego synka, bijąc go silnie po całym ciele, mimo, że dziecko tylko koszulkę miało na sobie. 

Pytałam się oskarżonego, dlaczego w tak okrutny sposób pastwi się nad dzieckiem Odpowiadał, że ,,nicpoń" słomę wyciągał z siennika, zaśmiecając nią podłogę. Na drugi dzień miałam sposobność skatowane dziecko poddać bliższej obserwacji, przy czym stwierdziłam, że cale ciało dziecka pokryte było sińcami. Słyszałam częściej, że oskarżony bił dzieci. Raz wezwała mnie do mieszkania żona oskarżonego, pokazując mi swe najmłodsze dziecko, mające zaledwie 2 mieś. Maleństwo płakało, a buzię miało okrwawioną. Na pytanie, co się stało, odpowiedziała, że mąż biedactwo pobił. Po odczytaniu świadectwa lekarskiego, zabrał głos prokurator, piętnując w ostrych słowach postępowanie oskarżonego. ,,Cóż zawiniło to maleństwo ?", pyta oskarżyciel publiczny. ,,Otóż szukało zabawki, a nie mogąc w izbie niczego znaleźć, czym by się zabawić mogło, zaczęło wyciągać źdźbła słomy z siennika, nie wiedząc, że tą niewinną zabawką rozbestwi niewyrozumiałego ojca". Oskarżony przyznał się do winy, usprawiedliwiając się tym, że żona jego przez cały dzień zajęta była w fabryce, a on sam z dziećmi biedolić się musiał. W takich warunkach stał się nerwowym i złośliwym. Sąd wymierzył oskarżonemu za potworny czyn jego karę bezwzględnego więzienia przez 10 miesięcy.

Nasza Chodzież: organ poświęcony obronie interesów narodowych na zachodnich ziemiach Polski 1936.04.26 R.7 Nr98
26.04.1936


 Księdza oskarżono o bojkot żydów

 
W Mogilnie odbyła się ciekawa rozprawa przeciwko ks. Nowickiemu Felicjanowi, proboszczowi z Palędzia Kościelnego, pod Mogilnem. Ks. proboszcza Nowickiego oskarżał niej. Łuczak o to, że przestrzegał swoich parafian przed kupowaniem u żydów, trwonieniem pieniędzy na wódkę i grę w bilard, że ostrzegał Tow. Gimn. ,,Sokół" w Mogilnie w piśmie, skierowanym do b. prezesa p. Niewiteckiego przed urządzeniem imprezy na salce żydówki, którą to salkę dzierżawił Łuczak. Poza tym akt oskarżenia ks. Nowickiemu zarzucał, że z kazalnicy kościelnej nawoływał do bojkotowania składów żydowskich. Przewód sądowy wykazał, że ks. proboszcz Nowicki nie stosował pouczeń tendencyjnie pod adresem Łuczaka, prowadzącego skład w domu żydówki w Józefowie, ale tylko w granicach, przysługujących każdemu obywatelowi Polski. Łuczak w swych wywodach przedstawił sądowi, że Schelingowa nie jest żydówką, bo przed 45 laty przechrzciła się. Jak stwierdzono jednak, Schelingowa nie jest praktykującą katoliczką i nie przebywa w otoczeniu katolickim. Sąd uwolnił od winy i kary ks. proboszcza Nowickiego, a kosztami postępowania sądowego obciążył oskarżyciela, który wniósł od tego wyroku apelację.
 
Gazeta Polska: codzienne pismo polsko-katolickie dla wszystkich stanów 1937.09.28 R.41 Nr224
28.09.1937


Wyrok śmierci w Toruniu



W Sądzie Okręgowym w Toruniu toczył się w piątek proces przeciwko 32-letniemu Stanisławowi Brylskiemu, robotnikowi rolnemu, który w nocy z dnia 14 na 15 sierpnia rb. we wsi Książki pow. wąbrzeskiego dokonał strasznej zbrodni na osobie Roberta Szellera mieszkańca tamtejszej wioski. Brylski, wywabiwszy Szellera z domu, zamordował go kilkoma uderzeniami żelaznej pałki w głowę, a następnie odciął mu głowę i wrzucił do pobliskiego bagna. Brylski przyznał się do winy. Przewód sądowy wykazał, że Brylski dokonał zbrodni w celach rabunkowych. Sąd ogłosił wyrok, mocą którego Brylski został skazany na karę śmierci z pozbawieniem praw obywatelskich i honorowych na zawsze.

— 2 zbrodniarzy zawisło na szubienicy. na dziedzińcu więziennym w Białymstoku wykonano wyrok śmierci na 2 groźnych bandytach Hlabiczu i Opackim, którzy dokonali licznych morderstw i napadów rabunkowych na obszarze województwa białostockiego.


Gazeta Kościerska 1937, nr134
09.11.1937


Żyd oszukał skarb Państwa na 100.000 zł



Kierownictwo lotnej brygady kontroli skarbowej przystąpiło do likwidacji całego szeregu nadużyć popełnianych na tle skarbowym. Wykryto między innymi znaczne oszustwa podatkowe żyda \Wanna, handlarza mąką i zbożem w Kaliszu, który naraził skarb Państwa na straty sięgające 100.000 złotych. 

Gazeta Kościerska, nr 83, 1938
 12.08.1938


Odkrycie potwornej zbrodni po 100 latach



Budapeszt. Podczas rozbiórki najstarszego domu w Budapeszcie, t. zw. domu bar. Orczy na ulicy Karola, dokonano makabrycznego odkrycia. W piwnicy znaleziono 15 szkieletów, liczących mniej więcej 100 lat. Prawdopodobnie chodzi o szkielety zamordowanych, których zwłoki ukryli sprawcy w podziemiach domu.c Dom Orczy zbudowano przed 200 laty. Według opinii niektórych rzeczoznawców jest to najstarszy budynek w Budapeszcie i był największy, co do zajętego terenu, bo jego trzy fronty wychodziły na trzy ulice. Gmach był tematem rozmaitych legend, m. in. opowiadano sobie, że na początku poprzedniego stulecia rozgrywały się w piwnicach tajemnicze wypadki. Ze starych zapisków wynika, że w domu tym znajdowała się gospoda, której klientela rekrutowała się ze sfer przestępczych, z kobiet lekkiego prowadzenia się i z bogatych kupców z zagranicy i węgierskiej prowincji. W lokalu gospody miały odbywać się orgie, a niejeden bogaty przyjezdny został obrabowany i zamordowany. Wszelkie śledztwa okazywały się bezskuteczne. Znalezione szkielety są prawdopodobnie śladami owych niesamowitych wypadków. Policja wydała nakaz zbadania szkieletów przez instytut antropologiczny, który orzekł, że wszystkie szkielety są męskie i leżą tam mniej więcej 100 lat. Policja opieczętowała niesamowite cmentarzysko.


Dodatek do Orędownika Ostrowskiego i Odolanowskiego 1937.08.30 
30.08.1937


Potworna zbrodnia w kościele pod Poznaniem

Komunista zamordował księdza u stóp ołtarza i ranił podczas ucieczki 2 osoby
Zbrodniarz ujęty i zlinczowany przez zgromadzonych w kościele wiernych


POZNAN. 27.2. — Tel. wł. Lotem błyskawicy rozeszła się w Poznaniu wiadomość o wstrząsającej zbrodni, dokonanej w nowo wybudowanym kościele parafialnym w Luboniu pod Poznaniem. Ofiarą skrytobójczego morderstwa padł ogólnie szanowany proboszcz par. 48-l. ks. Streich w chwili, gdy odprawiał nabożeństwo. Na miejsce zbrodni wyjechał natychmiast nasz korespondent i zebrał następujące informacje: W Luboniu, położonym o 10 km od Poznania, od dość dawna prowadziło robotę wywrotową kilkunastu komunistów, którzy zdołali zyskać sobie dość znaczne wpływy wśród ludności robotniczej, a umieli odpowiednio maskować się i ukrywać przed władzami bezpieczeństwa. Akcji tej skutecznie przeciwdziałał miejscowy proboszcz ks. Streich i dlatego był przedmiotem szczególnej nienawiści komunistów. W niedzielę, jak zwykle, ks. proboszcz Streich odprawiał mszę św. dla dzieci. Msze odprawiane były w lewej nawie, gdyż część środkowa kościoła nie jest jeszcze wykończona. Kościół przepełniony był szczelnie dziećmi, które stały przed skromnym, prowizorycznym ołtarzem i wokoło ambony, stojącej na małym podwyższeniu. Po odprawieniu nabożeństwa proboszcz zdjął ornat i udał się w stronę ambony. Tuż obok ambony stał 48-letni bezrobotny Wawrzyniec Nowak, znany w mieście komunista.

Gdy proboszcz znalazł się przy ambonie, Nowak wyjął błyskawicznym ruchem rewolwer i strzelił do księdza, celując w głowę. Proboszcz widząc przy skroni broń, uderzył ją odruchowo. Kula przeszła nad głową proboszcza, który począł cofać się w stronę ołtarza. Zbrodniarz przebijając się rękami przez grupę dzieci, dopadł swej ofiary i z bezpośredniej odległości dwukrotnie strzelił do księdza Streicha, trafiając go w głowę. Śmiertelnie raniony proboszcz runął martwy u stóp ołtarza. W tej chwili wybiegł spoza ołtarzy kościelny 46-letni Franciszek Krawczyński i rzucił się na zabójcę Nowaka. Wywiązała się walka na śmierć i życie, której towarzyszyły przeraźliwe krzyki dziatwy. W czasie szamotania się zbrodniarz znów dwukrotnie strzelił, raniąc Krawczyńskiego w głowę i obojczyk. Ranny wypuścił na chwilę zabójcę z rąk. Zbrodniarz wykorzystując ten moment, wskoczył na ambonę i wywijając kapeluszem począł krzyczeć do dzieci. „Wynoście się z kościoła. Zabiłem księdza za naszą i waszą wolność!“

Zbrodniarz, torując sobie drogę brauningiem przez tłum dzieci, wbiegł do środkowej nawy, dokąd w międzyczasie przybiegło kilku mężczyzn. Jeden z nich, urzędnik kolejowy Mańczak rzucił się na Nowaka i po krótkiej walce wyrwał mu broń z ręki. W tym momencie podbiegli inni, i nie zważając, że są w kościele, dokonali na potwornym mordercy samosądu. Wybito mu wszystkie zęby, połamano żebra i zadano kilka ran w głowę. Omdlałego zbrodniarza wywleczono przed kościół, gdzie przybyła już policja i zdołała go wyrwać z rąk oszalałego tłumu. Nowaka przewieziono natychmiast specjalnym pociągiem do Poznania. Na miejsce wypadku przybyło Pogotowie Ratunkowe. Lekarz stwierdził zgon ks. Streicha, kościelnego zaś zabrał do szpitala. Stan jego nie jest na szczęście groźny. W drodze do Poznania lekarz Pogotowia zauważył jakiegoś utykającego chłopca. Zatrzymano karetkę. Okazało się. że jest to 12-letni Ignacy Paczyński. Jedna z kul zbrodniarza, która przeszła na wylot księdza, utkwiła chłopcu w nodze. Paczyńskiego zabrano do szpitala. Na miejsce niesłychanej tragedii i profanacji kościoła przybyły władze prokuratorskie i śledcze oraz duchowne. Kościół zamknięto. W całej оkoliсу i w Poznaniu niesłychany czyn zbrodniarza-komunisty wywołał wstrząsające wrażenie i wzburzenie. Nowak, jak się okazuje, był jednym z czynniejszych działaczów wywrotowych. Bawił on przez 12 lat w Sowdepii, gdzie skończył szkołę agitatorów.


Express Lubelski i Wołyński, 1938, R. 16, nr 59
28.02.1938


Zamordowali a następnie zasiedli do pijatyki 



Na polach wsi Lipno w pow. grójeckim dokonano w poniedziałek krwawej zbrodni. Na polu, należącym do Palacza, znaleziono rankiem zmasakrowane zwłoki jego 21-letniego syna. Zawiadomiona policja wszczęła dochodzenie, w wyniku którego ujęto morderców, kuzynów Palacza, braci: Jana i Stefana Kwiatkowskich. Jak się okazało, zbrodni dokonano na tle porachunków osobistych. Przed 5 laty młody Palacz, mający wówczas 16 lat, wespół z Janem Niewiadomskim zabił swego: kuzyna, Antoniego Wojtczaka. Po rozprawie sądowej Niewiadomskiego skazania na kilka lat więzienia, a Palacza na osadzenie w domu poprawczym. 

Na wiosnę br. Palacz po ukończeniu 21 lat, został zwolniony z domu poprawczego i wrócił do domu. Kwiatkowscy, którzy przysięgli zemstę za zamordowanie Wojtczaka, postanowili obecnie jej dokonać na osobie Palacza. Krytycznego dnia Palacz wyszedł w pole orać. Przybyli tam bracia Kwiatkowscy i porwawszy Palacza, zawlekli go na miejsce, gdzie został zabity Wojtczak i tu w okrutny sposób zamordowali. Po dokonaniu zbrodni mordercy wrócili spokojnie do swojej zagrody i zmieniwszy pokrwawione ubrania, zasiedli do libacji, przy której zastała ich i aresztowała policja. 


Gazeta Wągrowiecka: pismo ziemi pałuckiej 1938.09.03 R.18 Nr201
03.09.1938


Dłużnik zabił wierzyciela w obecności komornika



Bielsk - Podlaski Komornik z Siemiatycz Antoni Kamiński w towarzystwie Franciszka Tatarczuka udał się do mieszkańca wsi Pokaniewo, Mariana Wereszczyńskiego, celem dokonania egzekucji należności na rzecz Tatarczuka. Podczas czynności egzekucyjnych Wereszczyński ze słowami: ,,Zabrałeś ode mnie wszystko! - Czego jeszcze chcesz?" - uderzył dębowym kijem Tatarczuka w głowę tak silnie, że ten stracił przytomność, a przewieziony do szpitala zmarł wskutek wstrząsu mózgu.


Goniec Nadwiślański: Głos Pomorski: Niezależne pismo poranne, poświęcone sprawom stanu średniego 1938.11.18 R.14 Nr266
18.11.1938


Dramatyczna walka leśniczego z złodziejami



BYTOM. W wczesnych godzinach rannych 31 lipca br. żona leśniczego z Madejowa zauważyła brak jednej gęsi, która z innymi pasła się w pobliżu leśniczówki. Ponieważ w pobliżu leśniczówki wałęsało się dwóch podejrzanych osobników, wymieniona zawiadomiła męża, który natychmiast rozpoczął pościg, w rezultacie którego zastał w lesie obu włóczęgów. Podejrzenie okazało się słuszne. Obaj nieznajomi byli sprawcami kradzieży gęsi, wobec czego leśniczy usiłował ich odstawić na najbliższy posterunek policyjny. Widząc, co im grozi, nieznajomi rzucili się na gajowego, usiłując go rozbroić. W trakcie wzajemnego szamotania się, leśniczy zmuszony był do użycia broni palnej, raniąc obu napastników w nogę. Rozpoznano w nich groźnych włamywaczy i rabusiów G. Kalakowskiego i R. Badurę z Zabrza. Ponieważ Badura znajduje się jeszcze w szpitalu, wytoczono na razie postępowanie sądowe tylko Kalakawskiemu, którego skazano onegdaj na półtora roku więzienia. Kalakowski był już 15 razy karany.


Nowiny Codzienne, 1938, R. 28, nr 270
26.11.1938


Aresztowanie Żydów w Gdańsku



Gdańsk, Władze policyjne w Gdańsku aresztowały 16 osób wyznania mojżeszowego, pod zarzutem dokonania przestępstw skarbowych. Aresztowani rekrutują się ze sfer handlowych i przemysłowych.


Kielecki Express Codzienny. 1939, nr 23
23.01.1939


Ludność niemiecka Gdańska stawia hitlerowcom opór

Krwawa bitwa żandarmów z rolnikiem Woyke w Gnojewie, 1 zabity, 2 rannych

Na tle sterylizacji

 
 
Gdańsk, 9. 6. (Wiad. wł.). W dniu 7 bm., o godz. 7 przybyło 4 żandarmów gdańskich uzbrojonych w karabiny, by zabrać siostrę rolnika Woykego z wioski Gnojewie w powiecie Gdańskie Żuławy do lekarza powiatowego w Tiegenhof. Woyke wiedząc, że siostra jego ma być sterylizowana, jako wielki przeciwnik hitlerowców zagroził fuzją myśliwską żandarmom, że będzie bronił swej siostry i gospodarstwa bez pardonu.

Wywiązała się w rezultacie pomiędzy żandarmami a Woykem formalna bitwa w wiosce. Wymieniano gęste strzały karabinowe. Jedna, z kul Woykego zraniła wachmistrza Cherubina w szczękę, żandarmi zranili jedną z sióstr Woykego kulą w ramię, a jedna z kul karabinowych żandarmów ugodziła Woykego śmiertelnie w brzuch. Mimo to bronił gospodarz zawzięcie wachmistrzom dostępu do siebie i siostry. Wreszcie ubezwładnili żandarmi Woykego i jego siostrę Alice kolbami. Rannych Alice Woykę i wachmistrza Cherubina przewieziono do szpitala. Resztę z rodziny Woykich w Gnojewie, dwie siostry, aresztowali żandarmi i osadzili we więzieniu.

Komunikat policyjny dowodzi, że w domu Woykich, podobno nieco osłabionych na umyśle, znaleziono 22 tysiące gid. gotówką. Gospodarstwo poddano pod administrację przymusową. Całe zajście wykazuje stopień znienawidzenia hitlerowców wśród samych Niemców’, którzy już nawet z bronią w ręku przeciwstawiają się ich metodom.

Dziennik Bydgoski, 1939, R.33, nr 131
10.06.1939