Pławienie i śmierć rzekomej czarownicy w Chałupach czyli Cejnowie na półwyspie Heli czyli Rybakach w roku 1836
Mam przed sobą odpis aktów lantratury Puckiej przez wiarogodną osobę sporządzony, dotyczący powyższego nader smutnego zajścia. Nam synom XX stulecia musi taki akt strasznego przesądu wydawać się barbarzyństwem, obciążającym w najwyższym stopniu lud nasz rybacki. A z tego powodu może by niejeden nawet uważał ogłaszanie aktów urzędowych tej sprawy jako zbyteczne a nawet szkodliwe.
Jeżeli mimo to decyduję się na opublikowania aktów landrackich tej sprawy, to czynię to z dwóch powodów. Po pierwsze zeznania głównych świadków rzucają ciekawe światło na ówczesny stan kultury i życia u rybaków helskich. Powtóre zaś nie mamy doprawdy żadnego powodu ukrywać prawdy. Przesąd, każący ludziom wierzyć w siły nadprzyrodzone czarownic i czarowników, odebrane od złego ducha, jeszcze dziś panuje w sferach ludowych u ludów kulturalnych Europy, tym bardziej panował w pierwszej połowie zeszłego wieku.
Cóż mówić o tych rybakach w roku 1836, którzy nawet nauczyciela piśmiennego nie mieli, kiedy 54 lata wstecz, bo w 1782 w Glarus w Szwajcarii ostatni raz urzędowo skazano i uśmiercono pewną służącą za czarowanie. Wiara w nad siły ludzi, mogących innym szkodzić, jeszcze w XVII wieku w najwyższym stała rozkwicie, zajmując umysły ludów Europy od warstw najwyższych do najniższych. Ta, powiedzieć można, epidemia duchowa, która panowała przez trzy wieki, i tyle krwi i łez niewinnym ofiarom wycisnęła, rozpoczęła się w XIII wieku. W XV wieku Krämer i Sprenger wypracowali dokładne przepisy postępowania karnego przeciw czarownicom i czarownikom pod tyt. Malleus malejicarurn. Od tego czasu procesy o czarowanie co rok więcej pochłaniają ofiar. Tak w Würzburgu spalono jako winnych czarowania dzieci pomiędzy 4—12 lat, 1 kąnclerzową, 1 prawnika, 1 burmistrzową, 2 paziów, 1 studenta, 3 kanoników, 14 tumskich wikarych. Prześladowanie szło tak intensywnie, że na przykład w ciągu pięciolecia stracono w biskupstwie Bambergskim ofiar 600, biskupstwie Würzburskim 900. Jeszcze w roku 1729, Maria Renata, podpiorowa klasztoru Unterzell, została spaloną na własne zeznanie, że jest przez diabła opętaną, a w Landshut ścięto r. 1754 dziewczynkę 13-letnią, 1756 dziewczynkę 14-letnią za czarowanie.
Walka przeciw tępieniu rzekomych czarownic, którą pod koniec XVII wieku podnieśli przede wszystkim jezuici Tanner (1626) i F. von Spee (1631) nie odniosła tak prędko zwycięstwa. Dopiero bowiem w połowie XVIII wieku (w Austrii 1768) usunięto z ustaw karnych zbrodnię czarownictwa. Jeżeli więc zestawimy postępowanie rybaków Chałupskich w roku 1836 z rozwojem wiary w czarownictwo i postępowaniem przeciw takowemu w innych krajach, to nam zbrodnia ich wydawać się będzie jako objaw strasznego zboczenia myśli ludzkiej, nie odrzynający się atoli od poziomu pojęciowego warstw ludowych w innych prowincjach i krajach. Naturalną rzeczą bowiem jest, że wiara w czarownictwo, przez niemal 6 wieków pielęgnowana, nie mogła i nie może zniknąć razem z wykreśleniem zbrodni z kodeksu karnego. Stąd jeszcze dziś lud wierzy w czarownice, a to nie tylko u nas.
W celu sprawdzenia, czy odnośna osoba była czarownicą, poddawano ją i gdzie indziej pławieniu; t. j. rzucono ją związaną do wody. Jeżeli nie utonęła, była z diabłem w komitywie, jeżeli zaś od razu szła na dno, była niewinną. Tego sposobu sprawdzenia chwycili się także Chałupianie w roku 1836. Co do szczegółów atoli, niech przemawiają akta same, które podaję w polskim tłumaczeniu:
1. Wdowa rybacka Ceynowa ze wsi Ceynowa 1) należącej do szlacheckich dóbr Rzucewskich na półwyspie Helu, została obwinioną d. 3. b. m. przez osławionego, z powodu szalbierstwa już po czterykroć w domu karnym zamkniętego a dopiero przed czterema tygodniami na wolność wypuszczonego mieszkańca Kamińskiego, jakoby oczarowała była chorego rybaka Jana Kąkola w Ceynowie, którego on od 8 dni bezskutecznie leczył. Po takim orzeczeniu prowadzono ją wśród sponiewierań do chorego, a ponieważ żądaniu; — ażeby wypędziła diabła i chorego natychmiast uzdrowiła — naturalnie zadosyć uczynić nie mogła, została przez czterech mężczyzn, pomiędzy którymi był i chory, w oburzający sposób sponiewieraną przez obicie kijami, deptanie nogami i podobne sposoby.
Nazajutrz d. 4. sierpnia b. m. rano, dokąd ją trzymano pojmaną w domu chorego, zawieziono ją na rozporządzenie Kamińskiego w łodzi na Małe morze (Putziger Wick) i wrzucono do wody rękoma nad głową związanymi, ażeby sprawdzić, czy jest rzeczywiście czarownicą. Na jej obietnicę w strachu śmiertelnym uczynioną, mianowicie, że chory do dwunastej godziny południowej wyzdrowieje, wyjęto ją z wody, na której ona się przez kilka sekund dziwnym sposobem utrzymała, prawdopodobnie przez suknie jakie miała na sobie, — podano jej szklankę święconego wina i zaprowadzono do chorego. Tenże natomiast pozostał chorym, jak przedtem, po czym wdowę Ceynowę znowu na rozporządzenie Kamińskiego po raz wtóry na morze zawieziono, i w podobny jak pierwszy raz sposób do wody wrzucono, przy czym utonęła i następnie na powrozie została przywleczoną na brzeg. Wypadek ten zgrozę wzbudzający i z ciemnych zabobonów średnich wieków zrodzony, podany został do sądu jeszcze wieczorem dnia 4. b. m., niezwłocznie udany przez braci, którzy mieszkali w innej wsi i za późno przyszli do pomocy.
Wskutek badań przez sąd wdrożonych odprowadzono wczoraj Kamińskiego a prócz niego 10 innych zajętych przy tym osób, pomiędzy nimi 8 ojców familii do inkwizytoriatu w Kwidzynie. Przy obdukcji trupa 2) znaleziono osiem ostrymi narzędziami zadanych ran w głowie wdowy, z czego wynika, jakich bolesnych sponiewierań doznała ta kobieta przed śmiercią. Nie omieszkuję, donieść Wysokiej Królewskiej Rejencji o tym jak najuniżeniej.
Wejherowo, dnia 9. sierpnia 1836.
Landrat von Piatem
Działo się w Ceynowie, dnia 28. sierpnia 1836.
2) Zeznanie córki zabitej wdowy.
Niżej podpisany dowiedziawszy się, że w miejscu wskutek strasznego zamordowania wdowy Ceynowy, grożono także pozostałej córce prześladowaniem, zacytował ją nasamprzód na miejsce, aby za pomocą przesłuchów skonstatować, ile prawdy się mieści w pogłosce. Rzeczona Anna Ceynowa zjawia się i zeznaje, jak następuje: Moje imię i nazwisko wymienione zgadza się, jestem katolickiego wyznania, lat 21, niezamężna, córką zamordowanej wdowy Ceynowy. Dnia 5. sierpnia przybyłam tu dotąd z Gdańska z powrotem i znalazłam moją matkę zamordowaną. Ja i moja starsza siostra Marianna musieliśmy teraz żywić nasze młodsze rodzeństwo, jako to:
(nieczytelne) 13 lat,
Katarzyna 12 lat,
Piotr 4 lata,
gdyż moja 17-letnia siostra Magdalena służy w Smolinie i nie jest w stanie dla nas co uczynić. Wszystkie żony tych mężów, których odprowadzono, tudzież pozostali tu inni mieszkańcy grożą mi, że podzielę los mej matki, gdyż i ja mam być czarownicą i skutkiem tego powinnam zostać zgładzoną ze świata. Mianowicie wołały do mnie z ulicy przedwczoraj Katarzyna Freudel, Klara Noetzel i Katarzyna Budzisz, jako też i żona Jana Kąkola. Nie mam żadnego spokoju w mym mieszkaniu i godzinnie żyję w trwodze, ażeby i mi życia nie zabrano, gdyż Kamiński miał powiedzieć do innych ludzi, że „ja, prawdziwa czarownica, niestety nie jestem w domu, gdyż inaczej trzeba by się do mnie wziąć!“ — Chociaż mnie jeszcze czynnie nie znieważono, to przecież proszę o obronę, gdyż jestem przekonaną, że wobec zakorzenionego przekonania, że familia moja jest prawdziwą familią czarowniczą, grozi mi rzeczywiste niebezpieczeństwo. Moje rodzeństwo niepełnoletnie dotychczas niema opiekuna, ja zaś nie jestem w stanie je używić i stawiam i pod tym względem prośbę, ażeby mnie udzielono pomocy, gdyż inaczej z głodu zginąć muszę.
a. u. s.
(znak ręczny) † † † Anny Ceynowy
.... Świadek pisemny
3. Zeznanie sołtysa.
Następnie zawezwano szołtysa, przedłożono mu orzeczenie p. Ceynowy, po czym zeznaje tak:
— Jakkolwiek nie słyszałem, jakoby prześladowano Annę Ceynowę albo jej rodzeństwo w jakikolwiek sposób, jednakowoż może się to zgadzać z prawdą, że kobiety tutejsze podobnych wybryków się dopuszczają, gdyż jest prawdą, że Kamiński powiedział, Anna jest większą czarownicą od jej matki. Mam zresztą tę pewność i mogę za to ręczyć, że ani jej ani familii jej nic złego się nie stanie. Co się tyczy jej położenia biednego, to i jej żądanie 3) jest uzasadnionym, gdyż nie posiada żadnej sieci do łowienia ryb, braknie jej wszelkiego środka zarobkowego. Wsparcie atoli ze strony wsi jest bezskutecznym, gdyż my wszyscy znajdujemy się niemal w równym położeniu, a wobec lichego połowu ryb nawet nie jesteśmy w stanie kupić sobie soli, tak że strawę naszą wodą morską solić musimy. 4) —
Następnie zwołano całą gminę wiejską, mieszkańców napomniano ostro, ażeby odstąpili od wiary w czarownice, która ich doprowadziła do takiego zgrozę budzącego czynu. Napomniano ich, ażeby przecież nie dawali wiary słowom zabójcy i nicponia, który już nieskończone nieszczęście na nich przywiódł, — ale ażeby się opamiętali i odstąpili zabobonów, które przecież i przez ich wiarę i ich duchownych jako głupstwo bywają potępione. Wszystkim im oświadczono, że w razie niezastosowania się do tych napomnień, lub w razie dalszych prześladowań familii Ceynowów słowem lub czynem, na pierwsze doniesienie spodziewać się powinni, że uczestnicy natychmiast zostaną aresztowani i że w celu zachowania ładu i spokoju na ich koszta odkomenderowani zostaną żandarmi. Sołtysowi jako i dozorcy dominialnemu Fr. (Schamarke?) ostro przykazano, aby wobec najmniejszego podejrzanego wypadku w celu uniknięcia natychmiastowego badania kryminalnego donieśli do Wielkiej wsi, gdzie szołtys odbierze rozkaz, aby przez konnego posłańca do niżej podpisanego doniósł i przyniósł natychmiastową pomoc. Wszyscy zebrani ojcowie familii zapewniają, że zrozumieli wszystko należycie, i obiecują zastosować się ściśle do odebranych napomnień i zleceń.
Znak ręczny † † † rybaka Filipa Budzisza.Jakub Freudel † † † Andr. Konke (Konika) 5)Schamarke † † † Thomas Budzisz.† † † Michael Budzisz.† † † Joh. Netzke.† † † Jacob Ciskowski.† † † Georg Budzisz.† † † Joh.}} Budzisz.† † † Jos. }† † † Jakob Musa (Muza).v. Seiske, Pfarrer.v. Platen.
4. Przesłuchy sołtysa.
Działo się w Cejnowie, dnia 28. sierpnia 1836. W celu odpowiedzialnych przesłuchów tutejszego wiejskiego sołtysa jako naczelnika gminy przy zaszłych tu wybrykach z wdową Cejnową w dniach 3 i 4 sierpnia rb., zawezwano w obecności niżej podpisanego rzeczonego sołtysa Jakuba Freudela który zeznaje po należytym napomnieniu do powiedzenia prawdy, co następuje:
ad pers. Podany jestem dobrze, katolickiego wyznania, 23 lat, nigdy nie jestem karany, ani nie podlegałem karaniu, jestem tu urodzony i urosłem tu. Mój ojciec od 5 lat nie żyje. Był on tu rybakiem i właścicielem tej chaty, która dotychczas jeszcze mojej matce na własność należy. Moja matka, urodzona Pieper, jest córką gbura z Wielkiej wsi. Aż do mego dwunastego roku życia pozostałem bez wszelkiej nauki, gdyż w miejscu nie ma szkoły, mój dziadek Marcin Freudel udzielił mi pewnych wiadomości w religii katolickiej. Gdy miałem 12 lat, ojciec mnie posłał do swego brata Michała Freudela do Swarzewa, abym tamże do szkoły uczęszczał i nabrał wiadomości w religii. Przez trzy zimy pozostawałem tam, latem zaś wracałem zawsze tu dotąd w celu nauczenia się zawodu rybackiego. Jestem konfirmowanym przez proboszcza Itricha, świadectwa atoli konfirmacyjnego nie mogę okazać, gdyż je zagubiłem. W swojej nauce wiary, sądzę, że jestem zupełnie biegłym, umiem nieco po niemiecku mówić, natomiast nie umiem w tym języku ani czytać ani pisać. Po polsku zaś mam w tern pewną biegłość. Służyłem wojskowo rok jeden u 10 kompanii V pułku w Gdańsku, i w roku bieżącym w kwietniu wskutek własnej reklamacji zostałem puszczony do domu jako będący do dyspozycji pułku, ażeby matkę i sześcioro rodzeństwa używać.
Ojciec mój był szołtysem miejscowości i odbierał za wypełnianie tej służby od właścicieli Dominium dóbr Rzucewskich roczne wynagrodzenie w wysokości 2 talarów. Po śmierci ojca służba sołecka przeszła na mnie i wypełniałem ją aż do mej wybierki. W czasie jednego roku, kiedy byłem żołnierzem, władza dóbr nie znalazła odpowiedniego zastępcę w moje miejsce, wskutek czego dwaj przysięgli: Piotr Kąkol i Józef Budzisz wypełniali funkcje sołtysa.
Po powrocie od wojska wstąpiłem na nowo bez wszystkiego w moją służbę, nie składałem jednakowoż jeszcze przysięgi jako szołtys. Na pytanie, czy wierzą w czarownice i ich nadprzyrodzone działanie, mogę odpowiedzieć, że tak, gdyż od dzieciństwa w przekonaniu tym zostałem utwierdzonym, a ze strony moich nauczycieli religii także nie nauczony czegoś lepszego. Aczkolwiek na sobie nie doświadczyłem jeszcze, ażeby mi przez czarowanie coś złego się stało, to wiem jednakowoż, że nawet we wsi bydło raptownie zachorowało i zdechło, i że nawet czternastoletnia dziewczynka umarła, podług mego przekonania wskutek działań nadprzyrodzonych sił człowieka, które takowy od Złego albo i od Boga odebrał i użytkuje na niekorzyść ludzi.
Słyszałem także, że wolne duchy 6) stoją z czarownicami w związku i z nimi uprawiają swoje sprawy; a chociaż tego wszystkiego nie widziałem, to jest to jednakowoż przekonaniem wszystkich mieszkańców, i nie jest mi wiadomym, jakoby ze strony duchownych i nauczycieli przekonanie takie jako niedorzeczne i mylne, jako niesłuszne nacechowane zostało. O ile możności chodzę często do kościoła, przynajmniej raz na miesiąc, nawet i dwa razy, i to albo do Pucka albo do Swarzewa; słucham zazwyczaj także kazań i biorę udział w całym nabożeństwie, dotychczas atoli to mnie nie dowiodło od mej przedtem wyrzeczonej wiary w istnienie czarownic karłów i ich działanie. Wiara ta jest tu też ogólnie rozpowszechnioną i zakorzenioną, tak że przenosi się ona na nasze dzieci rodzeństwo, a nawet bywa przez nas nauczaną. Sądzę, że znam dokładnie swoje funkcje, które mi jako szołysowi przynależą i wiem także, że jestem odpowiedzialnym za .pokój i ład we wsi.
Dnia 3. Sierpnia w południe zostałem przez rybaka Jakoba Ciskowskiego, który się od zapust z 1 ½ mili odległego Gniezdowa na miejsce sprowadził, bez podania powodu, do karczmy do przysięgłych Piotra Kąkla i Józefa Budzisza, który tamże się z Kamińskim zebrali, zawezwany. Ja poszedłem z Ciskowskim i napotkałem tamże wyżej nazwanych wódkę pijących. Przysiężny Kąkol zawezwał mnie teraz, bym zwołał mieszkańców wioski, gdyż Kamiński, chce im czarownicę, która u nas złe szerzy, wskazać. Jakkolwiek rzecz tę początkowo brałem za żart, dałem się przez namowę Kąkla i Budzisza do obesłania kluki 7) nakłonić i zgromadziłem w ten sposób u mnie w pokoju na sołectwie wszystkich mieszkańców wioski, mężczyzn i kobiety. Kamiński kazał teraz mężczyznom na jedną stronę a kobietom na drugą stronę pokoju się ustawić i wskazał Chrystynę Cejnową jako czarownicę, która powinna być wyprowadzona. Ja i obydwaj wymienieni przysięgli wyprowadziliśmy rzeczoną Cejnowę z izby. Kamiński wyszedł również i zaczął w obecności nas wszystkich tę niewiastę bez wszelkich uwag bić pięściami po głowie. Chociaż ja jako sołtys wiem, że jestem odpowiedzialny za to, by bijatyka a tym mniej taki wybryk się nie zdarzył, pomimo to nie wkroczyłem, ponieważ wierzyłem, że Cejnowina w rzeczywistości była czarownicą i gwałtem zmuszona zostanie do wypędzenia czarta, tym więcej, że Kamiński stanowczo zapewniał, że przez to rezultat ten na pewno osiągnie.
Cejnowina usiłowała ujść Kamińskiemu, uciekając w stronę Wielkiej wsi, została jednakowoż przez przysięgłych Józefa Budzisza i rybaka Jakuba Ciskowskiego dościgniona i sprowadzona na powrót; Kamiński teraz zaczął rzucać na nią kamieniami, ponieważ jej jednakowoż nie trafił, zaprowadziliśmy ją do chorego, Jana Kąkla, by ją w jego obecności do wypędzenia diabła zmusić. Przyszedłszy do izby, do której ja, dwoje przysięgłych i Ciskowski weszliśmy, zaczął ją chory okładać kijem. Dotychczas, niezawodnie z powodu przelęknięcia, milczała Cejnowina, ale kiedy ją Ciskowski rzucił o ziemię, a Kamiński potem napiętkami w głowę kopał, przyrzekła Cejnowina chorego wyleczyć. Pozwolono jej zatem wstać; po czym ona przystąpiła do chorego i przetarła dłonią po brzuchu i rzekła: — Janku tobie będzie lepiej. — Następnie ja i my wszyscy opuściliśmy pomieszkanie Jana Kąkola, ażeby jednakowoż Cejnowina nie uciekła i więcej sponiewierana być nie mogła, ustawiłem dwóch chłopów w izbie, rybaka Józefa Budzisza i Józefa Budzisza II. dla straży, z nakazem, by jej nie wypuścili z mieszkania. Cejnowina też tam pozostała i spała z Kamińskiem przez całą noc w jednym łóżku.
Następnego dnia, a więc 4. Sierpnia, miałem termin we Wejherowie w Prus. Zach. na landraturze i przybyłem dopiero wieczorem tegoż dnia z powrotem, zatem nie byłem świadkiem naocznym tego, co się w tym czasie działo. Jeżeli sprawy, o ile byłem jej świadkiem nie podałem do wiadomości, uczyniłem to w tym mniemaniu, że dotąd nic nieprawego się nie stało i ja też żadną miarą nie przypuszczałem, by sprawa tak smutne była miała zakończenie. Dopóki byłem w domu nie było żadnej mowy o pławieniu Cejnowiny, przynajmniej zapewnić mogę, że ja o tym nic nie słyszałem.
Ja byłem przekonania, że Cejnowina była czarownicą, miała moc spowodować choroby, a zatem je i usunąć i wierzyłem usilnie, że dane w obecności nas wszystkich przyrzeczenie spełni i czarta wypędzi i rzecz na tym się skończy. Gdybym był w domu, nie byłbym pozwolił na wrzucenie jej do morza, ponieważ według mego przekonania nie wolno nam tak daleko się posunąć, chociażby ona była czarownicą. My bylibyśmy w danym razie z nią poszli do duchownego, i u niego zasięgnęli rady, tym więcej, że, o ile słyszałem — nie przypominam już sobie od kogo — kiedy duchowny z Gdańskiej Jastarni albo Swarzewa przed osiem tygodniami Jana Kąkla odwiedził, jemu zwrócono uwagę, że chory jest opętany, tenże jednakowoż żadnej dalszej rady nie podał.
We wsi nie mamy żadnej szkoły, dzieci nasze zaś nie mogą z powodu odległości i niedogodności miejscowych, ani do Wielkiej Wsi ani do Kussfeldu chodzić, gdyż obydwa miejscowości dobrą milę są odległe i byłoby to dla nich zawsze niebezpiecznie, gdyby tam dotąd chodziły. Skoro zatem nadejdzie zima przychodzi tu niejaki Marcin Budzisz, syn rybacki z Kusfeldu udziela dzieciom naukę z katechizmu i z polskiej książki do nabożeństwa. Wspomiany Budzisz nie jest wprawdzie nauczycielem z zawodu, umie wszakże po polsku czytać i pisać i doprowadzi dzieci przynajmniej do tego, że w książce do nabożeństwa po polsku czytać umieją. Po skończonym 15. roku życia chodzą dzieci 2 razy w tygodniu do księdza w Swarzewie na naukę religii i zostaną po roku przez tegoż przyjęte. W zimie przyjdzie tu od czasu ksiądz ze Swarzewa i egzaminuje dzieci, dziekan zaś z Pucka odprawia przy tym rewizję szkolną. Mieszkańcy wioski chodzą do kościoła do Pucka lub Swarzewa niekiedy także do Jastarni i uważają to sobie za obowiązek (strenge Gewissessache) przy każdej pogodzie, jeżeli tylko droga jest możliwa, nie opuścić kościoła. Mianowicie wiadomo mi, że zwłaszcza osoby (Indiwiduen), które z Kamińskim do Kwidzyna zabrano, słyną z powodu swej pobożności, chociaż nikt z nich pisać nie umie i tylko z biedy w książce do nabożeństwa czyta, oprócz Michała Noetzla, który został u wojska za kradzież ukarany nie mogę o żadnym z obwinionych coś złego powiedzieć.
Nie zauważyłem też, by który z aresztowanych nadmiernie się oddawał pijaństwu, od dnia, gdy się swawola z Cejnowiną zaczęła i ja obecny byłem, nikt też podczas tego nie pił, przynajmniej nie zauważyłem, by ktoś był pijany, co zaś się potem działo, nie wiem. Powtarzam, że nic o tym nie wiedziałem, że Cejnowine pławić chciano, a jeżeli 3. Sierpnia pozwoliłem na sponiewieranie jej, a nawet sam byłem przy tern czynny, czyniłem to w tern przeświadczeniu, że przez to coś dobrego spowoduję, gdyż do dziś jestem tego przekonania, że Cejnowina była czarownicą i w mniemaniu tern utwierdzony zostałem, gdyż, jak słyszałem, ona faktycznie przez długi czas na morzu pływała i dopiero wtedy umarła, gdy jej święconego wina podano, i szklaplerz, który nosiła ze siebie zrzuciła.
Jakokolwiek mnie w moim przekonaniu nic osłabić nie zdoła, wszelkie mi polecone rozporządzenia co do zachowania porządku i nie dopuszczenia do nieuprawnionych zbiegowisk wiejskich surowo wypełnię i proszę, jeżeli zawiniłem, surowo mnie ukarać, gdyż to co ja uczyniłem, według zdania mego miało cel pożyteczny. Zapewniam, że we wszystkim podałem szczerą prawdę i nic więcej dodać nie mogę.
Przeczytano, przyjęto, podpisano.
podp. Jakob Freudei
a. u. s.
von Platen
Sponiewieranie córki Cejnowy.
Puck d. 18-tego maja 1836. 8)
Mam zaszczyt Waszej Wysokości najuniżeniej donieść, iż znani duchowni panowie 17. t. m. rzeczywiście aż do Cejnowy jechali i tegoż samego dnia powrócili. Niniejszym załączam podanie, iż dzisiejszego dnia Piotr Kąkol z Ceynowy, syn Marcina Kąkla, który z powodu udziału w zabójstwie wdowy Cejnowiny siedzi w Grudziądzu, pozostałą najstarszą córkę rzeczonej wdowy sponiewierał. Osobę tę, będącą zresztą w stanie brzemiennym, pokaleczył ów Piotr Kąkol rydlem na głowie i ciele tak bardzo iż ją dzisiaj przy moim powrocie z Heli leżącą w łóżku i krzyczącą znalazłem. Skoro potem przez zagrożenie surowej kary przede wszystkim zarządziłem środki, które chorą osobę jak i jej siostrę przed dalszym poniewieraniem obronią, zawiadomiłem natychmiast przebywającego tu żandarma Goldsteina, by się celem aresztowania złoczyńcy, który zresztą w czasie mojej obecności się ukrył, i celem dalszych zarządzeń natychmiast udał do Ceynowy. Chorą zostawiłem pod dozorem jej siostry, resztę mianowicie, co do sprowadzenia ewentualnej pomocy lekarskiej, pozostawić muszę Waszej Wysokości
Hope.
Puck d. 25. maja 1836 .9)
Wybryki w Ceynowie nie przestają, przed kilku dniami uderzył syn jednego zaaresztowanego zabójcy córkę zamordowanej rzekomej czarownicy częściowo ze zemsty, częściowo zaś z tego powodu, że ona ma być jeszcze gorszą czarownicą niż jej matka, rydlem tak mocno w głowę, że jest obawa o jej wyleczeniu. Potem znów zapiała w Ceynowie pewna kura, co się czasem jako zjawisko przyrody zdarza, zaraz twierdzono (sollte), że duch utopionej nieboszczki czarownicy wszedł w wspominaną kurę. Cała Ceynowa wyruszyła w procesji do kurnika, rzekomą czarownicę, zmienioną bez wędrówki dusz w kurę, złapano i powieszono uroczyście na drzewie. Na żadnym miejscu nie byłby wolny od przesądów i światły duchowny i energiczny nauczyciel tak potrzebny jak tu.
Uzupełnienie 23. czerwca 1836.
Z pisma landrata v. Platen do regencji.
Zarządzone przez sąd natychmiastowe śledztwo wykazało wszakże, że całe zajście niczym innym nie było, tylko zwyczajną bijatyką przy sprzeczce o przynależność pewnego nad porucznika gdańskiego i że pokaleczonej żadne nie grozi niebezpieczeństwo. Już drugiego dnia podjęła się ona swego zwykłego zatrudnienia, jest całkiem zdrowa i następnie szczęśliwie zległa. Co się zaś tyczy drugiej części, to prawda jest, że przed około 9 miesiącami kurę, która piała, Ceynowianie za nogi powiesili. Zajście to jednakowoż nie ma tyle łączności z wiarą w czary, ile z tym, że w domu, do którego taka kura należy, ktoś umrze, jeżeli się jej nie zabije. Ten przesąd jednakowoż nie tylko w Ceynowie istnieje, ale jak mi napewno wiadome, we wielu innych dzielnicach (Prowinzen) monarchii pruskiej i ościennych państw. Że kurę w procesji wyprowadzono i że wierzono, iż dusza utopionej czarownicy w nią wstąpiła, mimo najściślejszych badań, wyśledzić nie zdołałem.
Zeznanie nauczyciela.
Działo się w Wejherowie dnia 10. Września 1836.
Celem przesłuchów urzędującego we wsi Ceynowie jako nauczyciel syna rybackiego Marcina Budzisza naznaczono na dzisiaj termin, ażeby zbadać jakie zdolności i zapatrywania tenże ma i jakiego rodzaju, stosownie do zadania, jest jego wpływ, który on na polecone jego nauczaniu dzieci wywiera. Rzeczony Budzisz zjawia się i zeznaje tak:
Moje imię i nazwisko wymienione zgadza się, jestem katolickiego wyznania, 42 lat, nieżonaty. Urodziłem się w Kussfeldzie na półwyspie Heli, gdzie mój ojciec był rybakiem i własną chatę posiadał, ale od 5 lat nie żyje. Matka moja mieszka w Kussfeldzie, sprzedała jednakowoż chatę i żywi się przy mnie sporządzaniem sieci. Jest nas oprócz mnie czworo rodzeństwa, 3 braci, którzy są rybakami w Ceynowie i jedna siostra zamężna w Jastarni gdańskiej. W młodości uczęszczałem do szkoły do Kussfeldu w czasie urzędowania tamże nauczyciela Brockmanna, gdzie uczono mnie polskiego pisania i czytania na książce do nabożeństwa. Po niemiecku nie umiem, nie rozumiem z tego ani jednego słowa (gar nichts). Natomiast po polsku zdołam każdą książkę przeczytać i prócz tego potrafię nieco, ale bardzo słabo po polsku pisać, jak to podane dyktando dowodzi:
Uczyń my Pan tę łaskę y
czytay powoly, głośno y
wyraźnie.
Martin Budzisz.
Po skończonym 14. roku życia uczęszczałem na naukę religii do Swarzewa. W czasie urzędowania tam ks. Iwickiego, gdzie się polskiego katechizmu na pamięć nauczyć musiałem i skąd po pięciu tygodniach zwolniony zostałem. Od tego czasu przebywam stale w Kussfeldzie i trudnię się sporządzaniem sieci. Przed trzema laty zawezwali mnie ojcowie rodzin w Ceynowie, bym za wynagrodzeniem w rybach stosownie do lepszego lub gorszego połowu, ich dzieci tamże uczył polskiego katechizmu. Od tego czasu udzielałem im każdego roku regularnie od 1. grudnia do Wielkiej nocy naukę w ten sposób, że czytałem im tak długo katechizm, aż one go umiały na pamięć. Wprawdzie moja nauka nie obejmowała całego katechizmu, lecz tylko objaśnienia do dziesięć przykazań i Ojcze nasz, gdyż duchowny więcej nie wymagał. O rozpoczęciu nauki prze zemnie zawiadomiony został tak ks. proboszcz Lniski w Swarzewie jak i dziekan ks. Tulikowski w Pucku. Każdego roku raz, ale nie częściej, wyzytował mnie jeden z tych panów; zwykle wtenczas, kiedy ks. Lniski odprawiał tam kolędę, polecił mi egzaminować dzieci, przy czym mi zawsze swe zadowolenie wyraził, najlepszy to zatem dowód, iż wymaganiom jego zadość uczyniłem. Oprócz katechizmu niczego więcej się podjąć nie mogłem, gdyż sam więcej nic nie umiem.
Na zapytanie, czy wierzę w czarownice, duchy i ich nadprzyrodzone zjawiska i czy mi o istnieniu takiej wiary na półwyspie Heli a osobliwie w Ceynowie jest wiadomym, odpowiadam, że przesąd taki wszędzie istnieje, że czart ze złymi ludźmi w ścisłej stoi łączności i im daje moc wyrządzenia szkody, ja jednakowoż jestem innego zdania, gdyż jestem przekonany, że Bóg sam tylko ma wszelką siłę i on to daje ludziom, jeżeli się do niego szczerze modlą, moc sprowadzenia chorób a tak samo zdoła znów człowiek przez mocną wiarą sprowadzoną chorobę usunąć.
Przypiski.
Wejherowo d. 8. września 1836.
Dotyczy wybryku we wsi Ceynowie na półwyspie Heli.
W skutkach swoich i motywach tak pożałowania godny wypadek w majątku, należącemu do pułkownika v. Belo, Ceynowie na półwyspie Heli był wynikiem ciemnych wierzeń w czarownice i ich nadprzyrodzone siły — następstwo zabobonu, że czart i jego moc może być na ziemi przez ludzi na zgubę innych użyta i odwrócona. Przy znanej słabości człowieka, widzenia przy naturalnych siłach i zjawiskach rzeczy obcego niedostępnego (unsichtbar) wpływu, niejednokrotnie widział dziwy przy najnaturalniejszych objawach, pomieszał znaki z rzeczą rzeczy subiektywne z obiektywnymi, nie zdoła w miarę swego wykształcenia często prawdy od fałszu odróżnić, ani granicy między wiarą a zabobonem (Unglauben) przeprowadzić. Łatwo to wyrozumieć można wobec niedostatecznego objaśnienia i wyłożenia dogmatów wiary i formułek religijnych przy kolizjach słabych pojęć rozsądku — z obłędu jakby z jednego źródła wnikających.
Wiara w czarownice i duchy i tychże nadprzyrodzone objawy, w diabła i jego domniemane dzieła do dzisiaj wszędzie jeszcze istnieje, tak u wykształconych jak i nie wykształconych w prowincji Prus jak i w innych dzielnicach państwa pruskiego i innych państw. Nawet w niedawnym czasie zdarzyły się wybryki przeciw czarownicom w obwodzie rejencji koszalińskiej w okolicy Bytowa i w okolicy Peplina, na Śląsku i w Markach, jako dokumentami stwierdzone dowody, jak trudno będzie taki obłęd, z naturą człowieka tak ściśle połączony i przez tradycję zakorzeniony, wyplenić.
1) inaczej Chałupy (po kasz, Chalepe)
2) W odpisie mi przedłożonym stoi mylnie: Bei Obduktion der Sache, zamiast der Leiche
3) Nie ma w odpisie
4) Tu zdaje się rybak zadrwił sobie z landrata, gdyż zawartość soli w morzu około półwyspu wynosi coś 0,7 %
5) Zgermanizowane nazwiska przynoszę w nawiasach w brzmieniu polskim
6) W odpisie stoi: „keine Freigeister", co nie daje sensu. Czy może ma być „kleine Freigeister?“ W tłumaczeniu wyraz „kleine“ opuściłem
7) narzędzie z drzewa, w które się wkłada pismo sołtysa
8) W odpisie stoi mylnie 1838
9) W odpisie stoi mylnie 1838
Gryf, pismo dla spraw kaszubskich, 1910, z. 6-7