Posąg Światowida
Tak zwany posąg Światowida, którego oryginał znajduje się w muzeum
Archeologii Polskiej Akademii Umiejętności w Krakowie, a gipsowe kopie
znajdują się w Lwowie, Warszawie, Wilnie, Grodnie Berlinie, z wielu
informacji, jest znany każdemu Polakowi. Od ponad osiemdziesięciu lat
zajmuje się nim literatura naukowa, odkrywając coraz nowsze wyniki i
korygując dawne wnioski i nieścisłości. Pierwszą oficjalną wiadomość
podaje Mieczysław Potocki (pismo z dnia 15. XI. 1850 r.) w następnych
latach obszerniej nim się zajmuje Teofil Żebrawski, Joachim Lelewel, K.
Szajnocha, Z. Gloger, A. H. Kirkor i inni, w nowszych czasach prof.
Demetrykiewicz, prof. Hadaczek, prof. Wł. Antoniewicz, M. Wawrzeniecki,
prof. Al. Bückner, prof. Niederle.
Dzisiaj można już na podstawie kilkukrotnych badań i zeznań z większym
prawdopodobieństwem pewne szczegóły ustalić. Na północ od wsi Liczkowiec
(Liczkowce leżą niedaleko Zbrucza) w czasie bardzo niskiego stanu wody
został zauważony przez włościan i straż graniczną, przypuszczano, że to
kapelusz topielca. Gdy o tym powiadomił nad strażnik Łaszewski dwór w
Liczkowcach, zaciekawiony tym ówczesny rządca inżynier K. Bieńkowski
wszedł do wody i stwierdził, że jest to górna część figury kamiennej.
Posąg kamienny Światowida ze Zbrucza. |
Na jego rozkaz obwiązano słup sznurami i przy pomocy trzech par wołów na
wierzch wyciągnięto. Bezpośrednio po wyjęciu znalazł się na miejscu
mandatariusz Antoni Brzuszkiewicz. Nie zdając sobie dobrze sprawy z
ważności odkrycia, i wskutek trudności, jakie sprawiała głęboka woda w
tym miejscu, wydobyto słup bez podstawy, która odłamana została w
wodzie. Słup zabrał Konstanty Zaborowski, właściciel Liczkowiec,
ofiarując go później Mieczysławowi Potockiemu do Kociubińczyk. Potocki
miał zamiar postawić go w swoim majątku na t. zw. „Rozbitej Mogile”,
grodzisku, znajdującemu się wśród pól gromadzkich, spotkał się jednak ze
sprzeciwem włościan. Jeden z nich miał się wyrazić w następujący sposób
„Gdyby to był jaki święty, to nie mielibyśmy nic przeciw temu, ale
jeżeli pan takiego nam postawi turka, to my go w kawałki rozbijemy”.
Wtedy Potocki, czyniąc zadość odezwie krakowskiej o ratowanie i
opisywanie zabytków archeologicznych, wydanej przez Towarzystwo Naukowe,
będące wówczas przy Uniwersytecie Jagiellońskim, wysłał wiadomość o
odkryciu tego posągu, podał szczegółowy jego opis i rysunek wykonany
przez M. Cywińskiego, będąc zaś sam erudytą, jako pierwszy wyraził
przypuszczenie, że posąg przedstawia bóstwo Światowida, dokumentując tę
nazwę bardzo dużymi podobieństwami w opisie kronikarzy Światowida
Arkońskiego z wyspy Rugii.
Po odebraniu tej wiadomości Towarzystwo Naukowe pismem z dnia 7. XII.
1850 r. zwraca się z prośbą do Potockiego o przekazanie tego zabytku do
zbiorów Towarzystwa, na co otrzymuje przychylną odpowiedź (pismo
Potockiego z dnia 10 lutego 1851 r.). W piśmie przebija serdeczne
uczucie, jakie żywił kresowiec do krakowskiego grodu. Między inne mi
pisze „niech inne narody wznoszą wspaniałe muzea do przechowywania
zabytków swojej starożytności, dla nas, nasz święty Kraków jest jednym
narodowym muzeum, gdzie każda świątynia, każdy dom, każdy niemal kamień
przemawia do nas wspomnieniem dawnej naszej wielkości i sławy! Dlatego
zupełnie podzielam to przekonanie, że dla odwiecznego posągu Światowida,
nie ma więcej odpowiedzialnego miejsca, jak w starożytnym grodzie
Krakusa,. . . . . nie wątpię więc, że posąg ten nigdzie indziej, tylko w
tych murach znajdzie swoje pomieszczenie. W odstąpieniu zaś tegoż dla
publicznego użytku nie szukam dla siebie chluby, tylko ten jeden
zakładam warunek, żeby w przyszłości nigdy jakakolwiek bądź władza nie
śmiała go ruszyć z raz obranego miejsca, w przeciwnym bowiem razie
zastrzegam sobie, aby posąg ten stał się własnością jednego z mojej
rodziny, najwięcej się odznaczającego zamiłowaniem rzeczy ojczystych”.
Po otrzymaniu tego pisma, wysyła Towarzystwo delegata swojego, a za
razem członka, Teofila Żebrawskiego, by ofiarowany posąg odebrał,
„miejsce znalezienia opatrzył i opisał i podania miejscowe sprawdził”.
Żebrowski wyjechał z Krakowa 29 marca 1851 r., 4 kwietnia przybył do
Kociubińczyk, dnia 6 kwietnia odebrał posąg i przez spedytorów wozami
wyprawił w drogę do Husiatyna, a stąd do Krakowa, gdzie po pięciu
tygodniach, dnia 12 maja 1851 r. przybył bez uszkodzenia, napawając
mieszkańców, jako bóstwo pogańskie, nieufnością i zabobonnym strachem.
Wywiązując się z polecenia Towarzystwa, Żebrawski zajął się bliżej
miejscem znalezienia i okolicą. Sprawdził, że wśród miejscowej ludności
nie zachowały się żadne podania mogące mieć związek z posągiem. A były
to czasy, kiedy wbrew dzisiejszemu stanowisku, do tradycji ludowej
jeszcze dużą przywiązywano wagę. Z braku legend na miejscu, spojrzano
na najbliższe miejscowości i posługując się fantazją starano się
odtworzyć miejsce kultu tego posągu, ślady świątyni. Nie podjęto jednak
nigdy na miejscu prac wykopaliskowych, które by mogły dużo mogły dużo
światła rzucić. Niezwykle urocza okolica i szereg pobliskich ciekawych
punktów, mogły być rzeczywiście podatnym polem do fantastycznych rojeń.
Omawiany zakątek Podola odbija się jak oaza od stepowego charakteru
dalszej okolicy. Zalesione dębem i brzozą Miodobory odsłaniają miejscami
swoje nagie skały, dziki jest jar przerzynającego się w tern miejscu
Zbrucza, okraszony legendami Bohut (414 m n. p. m.) znajduje się około 2
km na zachód w prostej lini od miejsca wydobycia posągu, na południe
od Bohutu jest t. zw. "Zamczysko", najwyższy punkt w Miodoborach (430
m. n. p. m.) z wałami, które łączą się z wałami niższego Bohutu, na
południowy zaś wschód od niego jak półwysep oblane z trzech stron
wodami Zbrucza stu morgowej powierzchni t. zw. "Pole Dziwicz", gdzie
wyorywane były skorupy wielkich naczyń glinianych, których fragment od
brzegu około 5 cm grubości, widział Żebrawski w Liczkowieckim dworze. N
ad samem miejscem znalezienia Światowita 15 morgowa terasa otoczona
wałem zwana Sokolichą, broniona według Kirkora z północy, południa i
zachodu Dźwino grodem, Zamczyskiem i Horodnicą, od wschodu zaś mająca
jako naturalną obronę, skalisty obnażony występ, prostopadle do Zbrucza
spadający.
A do tego dodajmy wzgórze na południe od Liczkowiec z
charakterystyczną nazwą Trybuch (być może Tryboh) 289 m. n. p. m, i
uwzględnijmy notatkę, na którą zwrócili uwagę prof. Demetrykiewicz
(Mat. t. VI, str. XII, 10. VI. 1902), pisarza rosyjskiego W. K.
Guldmana (Pamiątki staryny w Podoliu r. 1901 - str. 93), gdzie podaje,
że po drugiej stronie Zbrucza w pobliżu rosyjskiego Husiatyna, niejaki
Matwij Kameniar w r. 1875 wraz z innymi włościanami, dobywając kamień
na fundamenty do cerkwi natrafił na czworogranny słup kamienny, który
przy wydobywaniu pękł na dwie części; na słupie widzieli włościanie
wycięte postacie ludzi, konia i t. p. Ponieważ i ta część słupa za
ciężka była by ją władować na wóz, rozbito więc na kawałki i w ten
sposób przewieziono. Gdy bierzemy te wszystkie szczegóły pod uwagę, to
z dzisiejszego punktu widzenia na równi traktować musimy przekonanie
Miecz. Potockiego i idącego za jego zdaniem Żebrawskiego, że świątynia
Światowita znajdowała się na t. zw. Zamczysku, na którym podobno są
wały z bastionami, brama kamienna i ołtarz pogański, jak i zdanie
Kirkora, któremu Zamczysko zbyt odległym się zdaje i który pierwotne
miejsce kultu Światowita na bliższej widzi Sokolisze.
Dzisiaj należy stwierdzić, że tylko badania wykopaliskowe na miejscu
wszystkich wspomnianych obiektów mogą rzucić światło i więcej
przyniesie kilkaset złotych wydanych na prace terenowe, aniżeli tomy
domysłów choćby naj obficiej kronikarzami szpikowane. - Do takich
hipotez, które nie wiele rozstrzygną, dołączyć można jeszcze
przypuszczenie, że w pobliżu znajdowały się trzy bóstwa, stąd nazwa
Trybuch, albo że w sąsiedztwie Światowita czterotwarzowego było bóstwo
Trygław (Tryboh).
Ważnym jest stwierdzenie dokładne miejsca znalezienia, jest to załom
Zbrucza ku południowi w dolinie zw. "Zbiegła", 617 m od dawnych koszar
straży granicznej, a później mieszkania gajowego, już na granicy
horodnickiej (patrz plan). Zabytki z najbliższych okolic, które
chronologicznie do Światowita odnieść by można było, znane są z
Horodnicy, Dziwicza, Kręciłowa. Posąg ten jest słupem czworograniastym z wapienia 1) wysokość wynosi
2,67 m, szerokość 31 cm, a ciężar przeszło 500 kg. Tak Potocki jak i
Żebrawski, którzy mieli możność widzenia tego posągu od spodu,
twierdzą, że wyraźne było odłamanie, gdyż powierzchnia była nie równą i
nie miała w spodzie, najmniejszego śladu nawierconego otworu dla
osadzenia, zgadza się to również z zeznaniami Bieńkowskiego, że przy
wydobywaniu posągu z wody, słyszał huk jakby od odłamania.
Mimo pewnego rodzaju niekształtności i zeszpecenia uszkodzeniami nie ma
w sobie nic potwornego ani odrażającego a nawet, jak twierdzi Lelewel,
"wejrzenie głównych postaci wyraża ciszę pogodną, a wyniosłe czoło
godność myśli". Jeśli na pierwsze wejrzenie rzuca się w oczy
prymitywizm w wykonaniu, niedbałość w wykończeniu (niektóre części są
pozostawione w stanie nieskutym, jak np. part ja między rękami górnej
postaci nad szablą) to z drugiej strony podziwiać należy śmiałość
ujęcia, pomysł przeprowadzony szczęśliwie, chociaż wbrew zasadom
estetyki architektonicznej. Jeśli bowiem weźmiemy pod uwagę, że posąg
składa się z trzech sfer, a mianowicie najniższej z figurami
klęczącymi, nad niemi piętro dużo niższe, to słusznie moglibyśmy się
spodziewać, że part ja najwyższa będzie jeszcze niższą, tymczasem jest
ona wyższa od obu działów niższych nawet razem wziętych; (podobne
rozwiązanie architektoniczne na zamku wawelskim). Przepasanie górnej
części właściwego bóstwa robi złudzenie jeszcze jednego piętra. Stosunek
wysokości poszczególnych sfer przedstawia się następująco: partia
dolna 67 cm, partia nad figurami klęczącymi 40 cm, partia górna 160 cm
(do pasa 58 cm, od pasa po szczyt czapki 102 cm). Wszystkie cztery
strony słupa pokryte są płaskorzeźbami, tylko dolna part ja ma jedno
pole gładkie; tłumaczą to zazwyczaj potrzebą oparcia, by można było
utrzymać ciężki głaz w pozycji pionowej (może przyparcie do jakiego
ołtarza?). W każdym razie jest to niewątpliwie tylna część posągu;
świadczy o tern postać po przeciwnej stronie widoczna tylko po kolana w
pozycji en face ta postać jak i obydwie po bokach trzymają ręce
wzniesione do góry, przy czym te ostatnie przedstawione są z profilu,
tak, że gdy pominiemy głowy i ręce, to tułowie, uda i łydki bocznych
postaci można wiązać z figurą frontową. Stąd mimo prymitywizmu wykonania
przypuszczać można, że rzeźbiarz chciał wyrazić jedno osobowość
postaci dającej trzy głowy i sześć rąk. Jeślibyśmy wiązali postać z
mitologią słowiańską, to nasuwa się tu na myśl bóstwo Trygława.
Sądzę,
że niesłusznie ciążyła w tłumaczeniu figur koncepcja oparta na
wierzeniach świata chrześcijańskiego, a tym bardziej klasycznego.
Niekoniecznie to być musi świat podziemny na dole, w pośrodku posągu
społeczeństwo ludzkie, a bóstwo na górze. Szczególnie tłumaczenie figur
dolnych najwięcej budzić musi zastrzeżeń. Najmniej sądzę racji miał
zahipnotyzowany światem klasycznym Hadaczek, który w tych postaciach
widział Atlasa dźwigającego i podtrzymującego na swych barkach świat
ziemski. Dotąd nie zwrócono uwagi na układ palców u rąk, a zwłaszcza
kciuków. Ręce podtrzymujące ciężar wsparty na barkach czy też na karku
powinny mieć kciuki palców na zewnątrz (od siebie), tymczasem są one
zwrócone do siebie jak przy rękach wzniesionych błagalnie do góry co w
związku z pozycją klęczącą byłoby zrozumiałe. Można by więc słuszniej
wprowadzić hipotezy bądź to trzygłowego bóstwa (Trygława?), korzącego
się przed czterogłowym bóstwem wyższego stopnia (illum deum deorum esse
profitentes, caeteros quasi semideos aestimabant, primatum
obtinuerit, uznany za boga bogów, inne raczej za półbóstwa poczytywane
były, przed wszystkimi miał pierwszeństwo pisze Helmold o czterogłowym
Światowicie), bądź też za upokorzoną postać zwyciężonego wroga,
względnie za modlącego się kapłana, a to ze względu na zarost na twarzy
(wąsy - brak jednak brody przemawiałby przeciw tej tezie) kapłani
bowiem wbrew ogólnie przyjętemu zwyczajowi u Słowian, zarost na twarzy
nosili.
Następny przedział (I piętro) ma po każdej stronie postacie małe
tłumaczone bądź jako społeczeństwo ludzkie, względnie jako pory roku,
jeśliby przyjąć je jako wyobrażenie drugorzędnych bóstw, to cały posąg
przedstawiałby swego rodzaju panteon słowiański. W traktowaniu tych
postaci różnice są bardzo małe, wszystkie w szacie długiej spodem
szerszej, nieprzepasanej, sięgającej niżej połowy łydek, rękoma łączą
się ze sobą, tworząc razem jakby wieniec postaci zwróconych do siebie
plecami, ręce w dość trudnej pozycji zgięte w łokciach przy równoczesnym
zwróceniu kciuków w dół, postacie te zdają się osłaniać słup własnym
ciałem. Na dwóch z nich dość wyraźnie zaznaczone są piersi (na postaci
frontowej i na bocznej po prawej stronie), co jest uważane za
uwydatnienie płci żeńskiej, przy tern nad figurką frontową umieszczona z
boku mała postać jakby dziecka. Dziecko to zapewne nie ma nic
wspólnego z wywodem Helmolda o pochodzeniu kultu "Światowita" u
Słowian, który twierdzi, że jest on związany z czcią św. Wita,
umęczonego w dziecięcym wieku za panowania Dioklecjana. (W r. 822 za
panowania syna Karola Wielkiego, Ludwika I, miał być założony w dolnej
Saksonii klasztor pod wezwaniem św. Wita i tamto miano sprowadzić
relikwie jego z Saint Denis z pod Paryża; kilku zaś mnichów tego
klasztoru głosząc wiarę chrześcijańską dotrzeć miało do wyspy Rugii,
gdzie za pozwoleniem Rugian wystawili kapliczkę ku czci patrona swego
klasztoru, św. Wita. Następny cesarz Lotariusz miał nawet klasztorowi
całą Rugię darować. Z czasem Rugianie mnichów wypędzili, zachowując
jednak cześć dla św. Wita i anektując go do konglomeratu mitologii
słowiańskiej). Przeczy temu często spotykana w Słowiańszczyźnie
końcówka wit.
Właściwe bóstwo za Światowita uważane zajmuje resztę słupa. Pod jednym
nakryciem głowy (według prof. Demetrykiewicza jest to czapka typu
wschodniego futrem obramowana inni bezpodstawnie chcieli ją uważać za
hełm, lub kapelusz z krezą), cztery głowy a raczej twarze dość wydatnie
wysunięte ku przodowi na czterech szyjach, osobno dla każdej twarzy
zaznaczonych - i to szyjach a nie karkach, jak to niepotrzebnie przy
tłumaczeniu opisu Światowita w Arkonie Saxona Grammatyka Lelewel
objaśnia słowo cervicibus. Otóż na tym posągu mamy szyje, a raczej
przednie części szyi, a niewidoczna jest część tylna, czyli kark, tak
samo jak niewidoczna jest tylna część głowy. Twarze są oszpecone przez
poutrącanie nosów i nie wszystkie cztery jednakowej są wielkości.
Największa jest twarz frontowa, a następnie tylna, boczne są niniejsze,
wszystkie są bez zarostu, łuki brwiowe uwydatnione, na frontowej
widoczne są i gałki oczne, kąty ust u wszystkich w dół skierowane;
wszystkie cztery postacie mają szatę sięgającą do połowy goleni,
przepasaną w połowie wąskim pasem. Postać frontowa trzyma w prawej ręce
zgiętej w łokciu róg do picia, bo otworem zwrócony ku górze, lewa ręka
również w łokciu zgięta leży dłonią w okolicy żołądka; podobny układ
jest u trzech innych z tym, że tylna postać nic w ręku nie trzyma,
przedramiona bardziej wydłużone, tak, że dłoń prawej ręki leży na lewej
piersi (sercu?).
U bocznych te same charakterystyczne zgięcia rąk,
jedna z nich trzyma w prawej ręce przedmiot okrągły, w którym jedni
widzą kółko, inni naczyńko, miseczkę; druga boczna postać nic nie ma w
rękach, część na piersiach między rękami nie skuta, nie wykończona w
przeciwieństwie do poprzednich, a zwłaszcza do postaci z rogiem i
naczyńkiem, gdzie zaznaczone są nawet sutki piersi. Za to na szacie
poniżej pasa są dwa szczegóły, które dużą odgrywają rolę z wiązaniem tej
figury z arkońskim Światowi tern. W pierwszym rzędzie należy tu szabla
ukośnie wisząca od pasa na dwóch rzemieniach; lekko wygięta, z
rękojeścią zgiętą, z charakterystycznym jelcem. Są to szczegóły
najważniejsze dla datowania całego posągu, bez najmniejszej podstawy
robiono zarzut, że powinien być raczej miecz, że szabla ta jest podobna
do karabeli. Właśnie taka szabla występuje obficie na ziemiach
dzisiejszej Ukrainy i Węgier, lekko wygięta z wąskim ostrzem, z
poprzeczką na rękojeści zakończoną guzami, a rękojeścią skrzywioną. Na
Węgrzech łączą ten typ z Awarami - uważają ją jako prototyp narodowej
broni węgierskiej, często występuje tu. w grobach słowiańskich z IX w.
po Chr. do tego typu zalicza się też słynną t. zw. "szablę Karola
Wielkiego" z rękojeścią i pochwą srebrną, jeden egzemplarz takiej
szabli znaleziono na Górnym Śląsku w Czechowicach (w rej. opolskiej,
powiat toszecki (Tost). Poniżej szabli również na szacie wyobrażona jest
figura konia z uniesionymi lekko w górę przednimi nogami, bez uprzęży.
Sama postać bóstwa z tej strony niema uwidocznionych nóg, być może że
ma to oznaczać, że figura ta nie stoi, lecz siedzi na koniu.
Jak od dawna już słusznie zauważono, technika cięć na kamieniu jest
identyczna ze sposobem prymitywnej techniki stosowanej do drzewa;
szczególnie nacięcia pod kątem prostym jakby uzależnione od słojów
drzewa widoczne są przy palcach dolnej frontowej postaci. Cały prawie
posąg jest silnie ogładzony działaniem piasku niesionego prądem wody, w
załomach zwłaszcza twarzy dolnych postaci utrzymała się skorupa nacieku
wapiennego, część tylna posągu zapewne przez zwrócenie w kierunku
biegu rzeki, prawie cała pokryta podobną skorupą tak, że niektóre
szczegóły rzeźby nie są dokładnie widoczne. W ostatnich latach, podczas
sporządzania odlewów gipsowych, stwierdzono przeglądające z pod
nacieku ślady czerwonego zabarwienia, które najlepiej występują na
twarzach dolnych figur, frontowej i bocznej (gdzie koń i szabla) - o
czym na posiedzeniu Komisji Antropologii i Prehistorii P. A. U.
referował prof. Demetrykiewicz (11. VI. 1929 r.); Marian Wawrzeniecki,
zdaje się, niezależnie od tego odkrycia twierdzi, że Światowit zbrucki
musiał być barwiony jaskrawo i naturalistycznie (Wiad. Arch. t. X. str
157).
Mitologia słowiańska, która opiera się przeważnie na notatkach
kronikarzy germańskich, odnoszących się do Słowian nadbałtyckich,
zawiera tak wiele szczegółów mających echo w szczegółach posągu
zbruckiego, że nazwa Światowita nadana temuż posągowi przed przeszło 80
laty równie świeże i wartościowe ma znaczenie i dzisiaj. Najnowsze
badania zbijają zarzuty dawniejsze i nowsze, tak iż obecnie nie można
poważnie twierdzić, że ten posąg z kultem "Światowita" podobnym jak na
Rugii nie mógł być wiązany. Zarzuty rzekomo uderzające nawet w jego
autentyczność, przylgnęły niesłusznie przez łączenie go, nawet na
fotografiach, z wątpliwymi zabytkami co do swojej autentyczności,
mianowicie z t. zw. kamieniami mikorzyńskimi (kamienie żarnowe z
napisami runicznymi odkryte w r. 1856 w Mikorzynie koło Kępna w
Wielkopolsce), oraz z t. zw. bałwankami prylwickimi, podobno częściowo
sfałszowanymi przez Gedeona Sponholza około 1778 r. W obu ostatnich
kwestiach sprawa nie jest całkiem wyjaśniona, w każdym razie nasuwa
wiele zastrzeżeń i wątpliwości, z posągiem jednak zbruckim absolutnie
nic nie ma wspólnego.
Kroniki, na których się opierają nasze wiadomości o kulcie religijnym u
Słowian, a mianowicie Kronika biskupa merseburskiego Ditmara, który
pisał w r. 1018, Adama Bremeńskiego z r. 1076, Helmolda Chronica
Slavorum z 1168, a zwłaszcza Saksona Gramatyka z r. 1193 Danica
Historia, gdzie się znajduje dokładny opis rugiańskiego Światowita ze
świątyni w Arkonie, wiele mogą dać analogi). Posąg zbrucki wygląda
jakby stworzony według wzoru Okońskiego, to, że jest w kamieniu a nie w
drzewie nie Zmniejsza całkiem analogii. "W Arkonie - według Saksona
Gramatyka Światowit miał cztery głowy, każda na osobnej szyi, twarze
bez zarostu patrzące na cztery strony świata. Włos krótko wokoło
przycięty, suknia tylko po kolana, brzuch pasem opasany, nogi nagie i w
ziemię wpuszczone. W prawej ręce trzymał róg drogocennymi kruszcami
okładany i napełniany miodem, przy boku miecz, którego rękojeść, pochwa
i pas zdawały się być posrebrzane lub całkowicie ze srebra zrobione
(podobnie jak t. zw. szabla Karola Wielkiego). W bliskości posągu było
siodło i wędzidło poświęconego konia".
Kult Światowita może dlatego był silny, że na wojskowej organizacji
oparty. Była bowiem przy świątyni straż honorowa z 300 jeźdźców,
oddająca zdobycz i łupy do skarbu świątyni, inni biorący udział w
wyprawach składali jedną trzecią część w złocie i srebrze. O zjednanie
sobie nie tyle Światowita, ile jego kapłanów, ubiegali się nawet
królowie obcych narodów. Suen Otto, syn Haralda, król duński, by ująć
sobie walecznych sąsiadów, posłał do świątyni w Arkonie kosztowny
puchar. Cały naród słowiański bez różnicy płci składał jeden pieniądz
rocznie pogłównego do tej świątyni. Kapłan Światowita wbrew, zwyczajowi
przyjętemu u Słowian posiadał na twarzy zarost.
Mimo tej wojskowej organizacji, mocnego obwarowania wałami ziemnymi,
które ze świątyni czyniły niedostępną twierdzę, rosnące ustawicznie
skarby nęciły wrogich sąsiadów. Henryk, książę Obotrytów, syn
Godoszalka, zmusza Rugian do złożenia okupu 4400 grzywien srebra. W r.
zaś 1135 król duński Eryk Edmund z wielką flotą 1110 łodzi z kilkoma
tysiącami piechoty i jazdy ląduje na Rugii i oblega Arkonę. Rugianie
ulegając przewadze dali zakładników i obiecali przyjąć chrześcijaństwo, w
tym czasie ani Światowit, ani skarb świątyni nie doznał większego
uszczerbku. Jednak niedługo po odjeździe Duńczyków Rugianie wypędzają
chrześcijańskiego kapłana. Dopiero 33 lat później, w r. 1168, zawistni
książęta tworząc koalicję doprowadzają do zagłady rugiańskiego kultu.
Waldemar I król duński z pomocą książąt pomorskich Kazimierza i
Bogusława, oraz księcia Obotrytów Przybysława, oblegają Arkonę od strony
lądu i morza i mimo zaciętej obrony Rugian pod dowództwem księcia
Jaromira, Arkona szturmem została zdobyta, a skarbiec, właściwy cel
wyprawy został złupiony. Wtedy to powalono olbrzymi posąg Światowita,
tak wielki, że do wywleczenia go musiano rozebrać jedną ścianę
świątyni. Duńczycy przy pomocy założonych powrozów wśród jęków i płaczu
ludu, zawlekli go z Arkony do obozu duńskiego, gdzie porąbano go I
spalono przy warzeniu potraw królewskiej kuchni. Połowę zagrabionego
skarbu niedługo potem otrzymał książę saski Henryk Lew, judzący książąt
obotryckich przeciw Waldemarowi. J. Lelewel wspomina, że w Kopenhadze w
muzeum znajduje się miniatura Światowita ("mała poczwarka
Światowita"), zabrana wówczas ze świątyni.
Nauka jeszcze nie wypowiedziała ostatniego słowa o mitologii
słowiańskiej. Oprócz opisu "Światowita" w Arkonie mamy wzmianki o
drewnianym posągu trzygłowego "Trygława" w Szczecinie - cesarz Otto
posyła taką głowę papieżowi Honoriuszowi II, jest mowa u Saksona
Gramatyka o Porewicie mającym pięć twarzy (4 na głowie, jedną na
piersiach) i ośmiogłowym Rugiewicie w Garz - Korenicy, o złotych i
srebrnych wyobrażeniach Trygława w Julinie i Swarożyca w Retrze.
Profesor Demetrykiewicz operując b. wielkim materiałem dowodowym wysunął
w swoim czasie tezę, że w kulcie religijnym Słowian ostatnich okresów
przedhistorycznych, odgrywał dużą rolę (może narzucony ludności przez
panujących) kult przodków, którego ogniska w Azji szukać należy, a
którego świadectwem są rozrzucone na ziemiach słowiańskich figury kute w
kamieniu t. zw. "baby kamienne" spotykane obficie na Ukrainie -
rzadziej w Polsce i Czechach; pokaźna grupa takich bab kamiennych
zachowała się po Słowianach nadbałtyckich. Nie jest wykluczony pewien
wpływ tego kultu i na posąg zbrucki. Zbyt wielka przestrzeń dzieląca
ośrodek kultu ,,Światowita" na wyspie Rugii na Bałtyku, od miejsca
znalezienia posągu w Zbruczu, nie zmniejsza wartości przypuszczenia, że
to jest istotnie wyobrażenie Światowita, wobec kilkakrotnie
historycznymi źródłami stwierdzonego faktu, że kult ten nie miał
znaczenia tylko lokalnego, ale ogólnosłowiańskie, a nawet bardziej
odległy Kijów miał łączność z ludnością nadbałtycką, nawet z Duńczykami.
zdobyta, a skarbiec, właściwy cel wyprawy został złupiony. Wtedy to
powalono olbrzymi posąg Światowita, tak wielki, że do wywleczenia go
musiano rozebrać jedną ścianę świątyni. Duńczycy przy pomocy założonych
powrozów wśród jęków i płaczu ludu, zawlekli go z Arkony do obozu
duńskiego, gdzie porąbano go i spalono przy warzeniu potraw królewskiej
kuchni. Połowę zagrabionego skarbu niedługo potem otrzymał książę saski
Henryk Lew, judzący książąt obotryckich przeciw Waldemarowi. J.
Lelewel wspomina, że w Kopenhadze w muzeum znajduje się miniatura
Światowita (,,mała poczwarka Światowita"), zabrana wówczas ze świątyni.
Odkrycie Światowita przypada w okresie największej germanizacji
Słowiańszczyzny, szczególnie na ziemiach polskich, w okresie reakcji po
zgnieceniu wiosny ludów. Jak piękna baśń układają się jego dalsze
dzieje. Odrodzone bóstwo wyłania się z fal kresowej rzeki, z południowo
wschodniej Polski dąży do starego królewskiego grodu, by znaleźć opiekę
w świątyni polskiej nauki i przypominać wielkość i sławę Słowian
północnego zachodu, jakby na znak, że wybrał ten lud, który jest
spadkobiercą szczepów, na których ostatecznie przed tysiącem lat
załamała się fala wojującego germanizmu. Symbol ten kieruje nasz wzrok
na "Zachód" i napawa otuchą na przyszłość.
Dr. Józef Żurowski "Z Otchłani Wieków" 1933 R.8 z.1-2